SIEĆ NERDHEIM:

Dobrzy, źli i martwi. Recenzja komiksu Droga

Zgliszczcie się, wędrowcy.
Zgliszczcie się, wędrowcy.

Jacek Dukaj w blurbie obecnym na polskim wydaniu Drogi Cormaca McCarthy’ego użył terminu „elegia”. Słowo to oddaje charakter postapokaliptycznej fabuły powieści z siłą trafienia krytycznego. Utkwiło we mnie głęboko jak odłamek, który bezpieczniej jest zostawić w ciele niż próbować go usunąć. Skupiło w sobie całą dotkliwość i surowość uczuć zgniatanych przez poczucie straty – tej już doznanej i tej wciąż grożącej, właściwie nieuniknionej. Komiksowa adaptacja Drogi autorstwa Manu Larceneta sprawiła, że ów odłamek przesunął się jeszcze ciut głębiej w mój ośrodek czuciowy.

Każdy, kto w swoim kontakcie z twórczością Larceneta wysunął się poza same doznania lekturowe, wie, jak bardzo proces twórczy jest u tego autora sprzęgnięty ze stanem psychicznym. Najszerszą tego autodefinicję stanowi poprzedzająca wydanie Drogi Terapia grupowa. Najmroczniejszą Blast, po którym artysta poczuł się wypróżniony z pomysłów scenariuszowych na tyle, że zdecydował się na pierwszą graficzną adaptację prozy, czyli Raport Brodecka. W tym ciągu Droga powtarza układ, gdzie rysownik zagłębia się w istniejącą już opowieść, przyciągany do niej wespół potrzebą plastycznej ekspresji i poczuciem emocjonalnej bliskości.

Kolejny samotny wilk i szczenię.
Kolejny samotny wilk i szczenię.

Te motywacje i wybór adaptowanego tytułu rozwijają się podobnie jak w wypadku Raportu. Larcenet w wywiadach znów przywołuje swoje upodobanie do ilustrowania zjawisk atmosferycznych i żywiołów oraz kontrastu między postacią a przestrzenią, który pomaga w bezsłownym sygnalizowaniu i rozwijaniu metaforycznej warstwy fabuły. Znów dostajemy się pomiędzy sceny obrazujące starcie z ludzkim bestialstwem i egzystencjalnym osamotnieniem, gdzie jedyne zwycięstwo może dokonać się na polu idei. I znów otrzymujemy wiarygodny dowód rosnącej zażyłości między autorem a dziełem.

Pomimo owych „znów”, Droga nie jest powieleniem Raportu, bo też literackie pierwowzory różnią się między sobą stylistycznie i narracyjnie. Larceneta przyciąga typ bohatera introwertycznego, toczącego w milczeniu wyczerpującą, niewidoczną walkę, człowieka, który rytualnie strzeże okruszka nadziei, obserwując, jak ten traci swoją spoistość. Pośród powieści McCarthy’ego Droga wyróżnia się nagimi dialogami i zwięzłym, wystudzonym stylem oddającym ogrom i głuchość postapokaliptycznego pogorzeliska. Larcenet zachował te cechy na płaszczyźnie plastycznej, ze szczególnym wyczuleniem na partie, gdzie najbardziej wymowna jest cisza.

Popiół i... krew.
Popiół i… krew.

Cisza to stan naturalny dla bohaterów Drogi – Ojca i jego małoletniego Syna. Wykluczając momenty rzeczowych komend i takich też objaśnień, których Ojciec udziela w odpowiedzi na pytania Syna. Pytania nie do końca licujące z wiekiem pytającego, ale cóż, skoro chłopak nie zna świata innego niż ten, gdzie podział na „dobrych” i „złych” wyznacza kanibalizm, a ptaki można zobaczyć w książce. Na „świat” składają się zaś obumarłe drzewa, zrujnowane miasta, wnętrza spustoszone po wielokroć w poszukiwaniu czegokolwiek jadalnego bądź użytecznego i dobytek zgromadzony w sklepowym wózku. Wózek sunie mozolnie pośród wszędobylskiego popiołu, w cieniu choro spęczniałych chmur w stronę oddalonego o kilkaset kilometrów wybrzeża. Po co?

Wiadomo, że to topos drogi. Wiadomo, że archetyp rodzicielskiej relacji, wynikającego zeń poczucia obowiązku, lęku i więzi. Wiadomo, że to cisza, która stanowi część melodii tańca śmierci. I wiadomo, że to nie sama struktura, tak przejrzysta w budowie, wywołuje emocje.

O kształcie tych, które Droga Larceneta wzbudziła we mnie, rozpisywał się nie będę. Przeniosły mnie jednak znacznie bliżej atmosfery pierwowzoru niż jego filmowa wersja z 2009 roku. Cały ten oszczędny, rozpaczliwie intymny dramat niezłomnej miłości Ojca i ufności Syna komiksowe kadry oddają lepiej dzięki łatwości, z jaką obraz podlega unieruchomieniu. Pełniej wybrzmiewa zasada, którą McCarthy wyraził słowami: „Przywołaj rytuały. Gdy nie zostało już nic innego, upleć ceremoniał z pustki i tchnij w niego życie”.

Kluczowa kwestia zamknięcia.
Kluczowa kwestia zamknięcia.

Dużo tej pustki jest w przysypanym popiołem krajobrazie. Dużo tej usilności życia u dwójki bohaterów natykających się na zwłoki, okaleczone ciała, kanibalistyczne totemy i zdegenerowane grupy tych „złych”. Dużo wagi w czynnościach, które odzyskują swoją pierwotność – podtrzymywanie światła, dzielenie się każdą cząstką żywności, pozyskiwanie wody i ochrony przed zimnem. Dużo precyzji w pozbawionym gwałtowności kadrowaniu – charakterystyczne powracające ujęcia to małe ciemne sylwetki pośród rozmytego w pyle/deszczu/śniegu tła i fotograficzne zbliżenia przedmiotów-wspomnień dawnego świata. Dużo też tego, co zwracało uwagę w Raporcie Brodecka – ujęć profili twarzy, które stawiają nas w pozycji bliskiego świadka. Podobnie wygląda również sama kreska, z tym że konsekwentnie realistyczna, wolna od akcentujących pewne sceny deformacji, co ma miejsce w Raporcie.

Jednak najbardziej oczywista różnica między przywoływanym tutaj wcześniejszym komiksem Larceneta a Drogą dotyczy koloru. Chociaż Droga została wydana również w kolekcjonerskiej wersji czarno-białej, to uważam, że właśnie kolor zdecydował o wizualnej gęstości przytłaczającej atmosfery. Bez tych brudnych, wypłowiałych tonacji fioletu, granatu i dominującej szarości nie udałoby się oddać wrażenia skażonego powietrza, zawiesistego przestworu, który jest nieodstępnym memento zagłady. Kolor zazwyczaj wypełnia jednolicie całość kadru, czasem towarzyszy temu gradient, w każdym przypadku wywołując wrażenie filtru światła oraz emocji, zwłaszcza gdy sięga czerwieni. Nic w tym rewolucyjnego, jasne, ale pasuje wręcz organicznie do całokształtu adaptacji.

A tu jaki kolor wam pasuje? Plansza w wersji b&w.
A tu jaki kolor wam pasuje? Plansza w wersji b&w.

Jeszcze jedna rzecz zwróciła moją uwagę – Droga jest pierwszym komiksem Larceneta, w którym autor nie zaznaczył bezpośrednio swojej obecności, nie daje się zidentyfikować w żadnej postaci. W Raporcie skrył się pod kapeluszem Anderera, w autorskich scenariuszach bazuje na wątkach osobistych i bohaterowie są jego alter ego. Tutaj całkiem usunął się z pola widzenia, ale pokrewieństwo nastroju, do jakiego przyzwyczaił czytelników, nie budzi wątpliwości, dlaczego wybór padł na tę właśnie powieść. Wiadomo też, że Cormac McCarthy, gdy zobaczył jeszcze niekompletny album, przez swojego agenta dał pełne przyzwolenie na taką graficzną interpretację, będąc pod jej dużym wrażeniem.

Wątpię, aby poniższa recenzja przyczyniła się do wzrostu sprzedaży komiksu, gdyż nakład polskiego wydania jest w tej chwili już i tak niemal wyczerpany. Może, jak w przypadku przywoływanego już parokrotnie Raportu Brodecka, pojawi się dodruk. Czyli: znów sukces? Tak, i to pełny, bo w parze z komercyjnym idzie niewątpliwie i artystyczny.

Wydawnictwu Mandioca serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Droga
Wydawnictwo: Mandioca
Scenariusz: Manu Larcenet (na podstawie powieści Cormaca McCarthy’ego)
Rysunki: Manu Larcenet
Tłumaczenie: Paweł Łapiński
Typ: komiks
Gatunek: postapo/dramat
Data premiery: 26.03.2024
Liczba stron: 160

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Tolikam
10 dni temu

Byłem mile zaskoczony różnorodnością produktów w sklepie Sklep z karmą dla Psów w Baskerville . Szukałem hipoalergicznej karmy dla mojego psa i znalazłem tutaj świetne opcje w przystępnych cenach. Proces zamawiania był prosty, a dostawa szybka. Ponadto strona zawiera wiele przydatnych informacji na temat różnych rodzajów żywności, co pomaga dokonać właściwego wyboru. Bardzo wygodne jest to, że można od razu zobaczyć skład każdej karmy i porównać je ze sobą.

Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
spot_img
Jacek Dukaj w blurbie obecnym na polskim wydaniu Drogi Cormaca McCarthy’ego użył terminu „elegia”. Słowo to oddaje charakter postapokaliptycznej fabuły powieści z siłą trafienia krytycznego. Utkwiło we mnie głęboko jak odłamek, który bezpieczniej jest zostawić w ciele niż próbować go usunąć. Skupiło w sobie...Dobrzy, źli i martwi. Recenzja komiksu Droga
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki