
Nie zazdroszczę twórcom Enotrii, ponieważ usytuowali premierę swojego soulslike’a po dwóch głośnych tytułach w postaci Shadow of the Erdtree i Black Myth: Wukong. Są jednak pewni siebie na tyle, że już teraz ofiarowali graczom demo na 8 godzin zabawy. Czy ta wiara jest uzasadniona? Przekonałem się na własnej skórze.
Bądź mną: gościem, co ma fotkę z karnawałową maską i hopla na punkcie soulslike’ów. Jak tylko ujrzałem pierwsze zapowiedzi Enotria: The Last Song, czyli RPG akcji osadzonego w świecie inspirowanym włoskim folklorem, to wiedziałem, że grze nie odpuszczę. Liczyłem się z możliwym rozczarowaniem, jak w wypadku Thymesii, ale demko udowodniło, że Enotria broni się nie tylko pomysłową otoczką.
Gra ma całe to DNA Dark Souls, jakiego obecnie spodziewamy się po gatunku – atak zwykły, ciężki, uniki, pilnowanie paska wytrzymałości, odradzanie się po śmierci, leczące flaszki, cały ten jazz. Kto grał chociaż raz w dowolny soulslike, odnajdzie się tutaj bez pudła. A czym ten różni się od konkurencji?

Popatrzcie tylko po screenshotach – jest kolorowo i bajecznie, nawet ciemny klasztor cieszy tu i tam oczy nasyconym szkarłatem. Gra się w takiej otoczce bardzo przyjemnie, tym bardziej że motyw przewodni żywej sztuki przesiąka całą zabawę. Nasz bohater to kukła, która ma być agentem zmiany w świecie dotkniętym Klątwą Canovaccio, pogrążonym w odtwarzaniu pokręconego przedstawienia.
Jak to się mówi, cały świat jest sceną. Nawet nasi wrogowie po śmierci potrafią zaskoczyć… udramatyzowaniem własnego zgonu. Zabity mobek, zamiast normalnie paść, łapie się nagle za serducho i biadoli, że umiera tak tragicznie. Świetne to jest! Tematycznie wszystko trafia w punkt. W grze napotkamy postacie wyciągnięte rodem z commedii dell’arte.
Podobnie jak w Lies of P albo Thymesii, do rozwoju bohatera mamy drzewko umiejętności (w grze nazywanymi innowacjami). W przeciwieństwie do wyżej wymienionych tytułów, nie ma w nim ukrytych podstawowych elementów gameplayu do odblokowania. Możemy za to zdecydować, czy np. nasza postać będzie lepsza w unikach, parowaniu, czy może skupi się na czarach.
Kombinacji jest sporo, a punkty nabijamy przez konkretne osiągnięcia (np. zabij x trefnisiów) i zbieranie fabularnych znajdziek. Jak wybierzemy nasze umiejki, możemy określoną liczbę z nich przypisać do jednej z trzech masek, których zestaw zabierzemy w drogę. Podobnie jak nasze Kwestie (Lines), czyli coś à la magiczne zdolności – po cztery na maskę. Tutejsze odpowiedniki zaklęć nie są gotowe do użycia od razu i poszczególne moce ładujemy, walcząc (albo na inne sposoby modyfikowane przez umiejętności).

Same maski najprościej porównać do klas postaci i zestawów pancerza (albo skorup w Mortal Shell, jeśli ktoś grał!). Każda z nich ma swoją niszę, a przy tym naraz możemy mieć trzy. Do każdej przypiszemy inne innowacje, zaklęcia czy zestaw oręża (w demku jest w czym przebierać z 8 typów żelastwa, chociaż animacje nie powalają różnorodnością), a przełączamy się między nimi jednym przyciskiem. Działa to przyzwoicie, chociaż dostępne etapy da się spokojnie rozegrać na jednej masce, nawet tej startowej. Nowe oblicza zdobywamy w terenie i na przeciwnikach. Bossowie dropią swoje unikatowe facjaty z własnym zestawem talentów, podobnie jak niektóre typy adwersarzy.
Enotria oferuje też oryginalne podejście do typowych statusów w soulslike – czyli jak np. niesławna trucizna (nie, w demku nie ma trującego bagna). Nie są one wyłącznie negatywne. Tutaj wprowadzono cztery, z czego jeden to dosłowne pijaństwo symbolizowane kolorem wina. Każdy może zadziałać na naszą korzyść albo niekorzyść.

Jeśli dobrze dobierzemy perki z drzewka umiejętności, będziemy czerpać z nich bonusy. Alkoholowe opary zwiększają otrzymywane obrażenia, ale także regenerację naszej staminy. Zaraza zdejmuje hp, ale skażona osoba automatycznie ją rozsiewa, więc jest sens, by samemu się zatruwać w walce!
Zagrałem postacią na roznoszenie plagi, przy czym już dzięki jednej innowacji uodporniłem się na zarazę nakładaną na własny oręż, a efekty były satysfakcjonujące. Musimy też mieć jednak na uwadze, że przeciwnicy również mogą zyskać te same bonusy, co my.

Demo oferuje dwa etapy i twórcy nie kłamią, że spędzi się przy nich 8 albo i więcej godzin. Jest co zwiedzać, gdzie się zgubić, są nawet opcjonalne wyzwania. Zabrakło mi trochę zagadek środowiskowych związanych z mocą wpływania na rzeczywistość (czy może scenariusz przeklętej sztuki…) naszej kukły. Bohater może wywołać z niebytu np. nieistniejące fragmenty ruiny, którą eksploruje. Takich miejsc była jednak garstka i niespecjalnie zmieniało to rozgrywkę.
Canovaccio
Czym jest Klątwa Canovaccio, która dotknęła świat Enotrii? Canovaccio to scenariusz, wedle którego grają aktorzy w commedia dell’arte – charakteryzuje się on brakiem detali, składa wyłącznie na listę aktów i scen. To komedia improwizacji, zostawiająca aktorom wiele swobody w rozpisanym porządku wydarzeń. Aktorzy polegają na własnej inicjatywie, kreatywności i lazzi, czyli żartach. Duch tego rodzaju sztuki jest wyczuwalny już od samego startu w Enotrii!
I bez nich projekt poziomów jest już taki, jaki powinien być w soulslike’ach. Nie brakuje skrótów, pułapek, wrednych wąskich korzeni do przeskakiwania, wpadania w katakumby pozornie bez wyjścia, zapadających w pamięć zasadzek… dobre lokacje to cholernie ważna rzecz, na której wykłada się wiele gier tego gatunku. Przeciwnicy też nie zawodzą, chociaż na drugim etapie typy w szatach powtarzały się zbyt często.
Nie mam zarzutów do pokazanych bossów. W wersji demonstracyjnej stłuczemy trzech i we wszystkich starciach umiejętne parowanie znacznie ułatwia walkę. Oprócz wytrącania ciosów, aby stworzyć okna do ataku, manewr ten przyśpiesza łamanie ich równowagi do zadania dewastującego ciosu (który w Enotrii nakłada na nas krótkotrwały bonus). Ja jeszcze lubiłem brać na szefów perka dającego mi leczenie przy idealnym bloku.

W przeciwieństwie do Sekiro czy Lies of P parowanie tutaj jest bardziej wybaczające, a ataki przeciwników są elegancko telegrafowane. Nie jestem mistrzem kontry w żadnych soulsach, a jednak wychodziły mi całkiem cięte riposty. Jednak jeślibym chciał, mógłbym zrobić postać wyłącznie pod uniki, dobierając odpowiednio odblokowane zdolności.
Nie zacinałem się na bossach jakoś szczególnie długo, ale kolejne podejścia do walki po ujrzeniu napisu „Morte” i tak nie nużyły dzięki dynamice starć i świetnej muzyce z korzeniami we włoskim folklorze. Każdy pojedynek zmieniał się w szalony karnawałowy taniec.

Demo Enotrii zdaje egzamin i mam nadzieję, że w pełnej wersji gra utrzyma poziom. Jyamma Games udowadniają, że rozumieją gatunek, za jaki się zabrali. Będę jednak cierpliwie czekał do września, bo test pokazuje także, że Włosi mogą to i owo poprawić. Grałem na PS5, a zdarzały się okazjonalne chrupnięcia i babole. Najbardziej dokuczliwe były znikające informacje o podniesionym przedmiocie. Drażniło mnie też wąskie okno na zadanie krytycznych obrażeń po zbiciu postawy wroga – ustawisz się pod tylko odrobinę niewłaściwym kątem i gra mówi: nie, nie możesz. Ile mnie to nerwów kosztowało przy bossach…
Nie mogę też doczekać się włoskiego dubbingu (wedle kart Steam, takowy będzie dostępny obok angielskiego i japońskiego, dostaniemy także polskie napisy). Dla mnie brzmienie języka hiszpańskiego zrobiło kolosalną różnicę przy Blasphemous, a z kolei brak polskiego dubbingu pozbawił mnie ostatnich resztek radości z grania w The Thaumaturge.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Enotria: The Last Song
Wydawca: Jyamma Games S.R.L.
Producent: Jyamma Games
Platformy: PlayStation 5, Microsoft Windows, Xbox Series X|S
Gatunek: RPG akcji, soulslike
Data premiery: 22.05.24 (demo), 19.09.24 (pełna wersja)
Recenzowany egzemplarz: PS5