SIEĆ NERDHEIM:

Fajne cięcie w karciochy z Blade i Spider-manem. Recenzja gry Marvel’s Midnight Suns

KorektaJustin
Combos, który kosztował mnie w fpsach.

Marudzenie na stronę techniczną

Spełniłem bez problemu zalecane wymagania sprzętowe, a i tak często walczyłem ze spadkiem klatek i długim czasem ładowania. Patrząc po licznych uwagach internautów, jest dość dowodów na to, że gra potrafi działać tragicznie nawet na konsolach najwyższej generacji i PC z wyższej półki. Częściowo jest winny temu dodatkowy launcher od wydawcy, 2K Games. Przy graniu ze Steam jest zupełnie zbędny, a wywołuje problemy dotykające już wcześniej każdej gry, która musi być przez niego przepuszczona. Można go obejść, co poprawia osiągi, ale wtedy pojawia się ryzyko usterek zapisów gry… co i tak może się zdarzyć pechowcom, nawet bez majstrowania w ścieżkach gry. Ech. Sam do tej pory nie doznałem żadnych poważnych awarii. Gierka regularnie przycina się na minutę-dwie jedynie w kilku miejscach – jak przy przełączaniu w menu na podgląd wyposażenia oraz po głaskaniu Charlie. Okazjonalnie trafiają się babole, jak dziwnie ustawieni przeciwnicy i śmiesznie zachowująca się fizyka na ubraniach postaci. I wiem, czytając uwagi od innych, że jestem tutaj farciarzem. Niestety optymalizacja Midnight Suns jest jej największym superłotrem. Chyba najgorsze, co mnie spotkało, to przeciwnik znikający pod mapą (utrudniał mi ukończenie zadania, ale mogłem zagrać jedną kartę, która go sprzątnęła). Pominę już zabawne błędy, w postaci bohaterów wkładających kąpielówki do złej okazji.

Jak to bywa ze współcześnie wspieranymi grami, to wszystko jest do załatania, chociaż póki co nowe łatki od Firaxis wielu graczom na każdy naprawiony problem dokładały kilka nowych. Przy zakupie warto mieć na uwadze stan gry i problemy związane z platformą, na którą ją kupujemy. Podkreślę przy okazji, że mimo to Midnight Suns nadal uważam za jedną z tych gier, których dolegliwości wieku wczesnego warto przeboleć.

Demonowi zapomniało się, że ma umrzeć – i tak sobie sterczał do końca walki, ze stopami w betonie.

W kwestii wizualnej: nawet gdy podkręcić ustawienia (grafika potrafi wyglądać naprawdę ładnie!), kłują twarze postaci, wyglądających jak ożywione figurki akcji (i to nie te dla wymagających kolekcjonerów). W cut-scenach nie jest tak źle, ale zauważyłem pewną zasadę – jeśli można pominąć dialog na jeden przycisk, to mimika i gestykulacja zawsze ograniczają się do poziomu drewna. Poza tym nie mam specjalnych uwag do szaty graficznej. Jest ładna i funkcjonalna, wizualizacje kart są pomysłowe, ruchy postaci pasują do każdej z nich (np. mają unikalne interakcje z terenem), wszystkie możliwości pozostają wierne zestawowi mocy bohatera. Niestety pewne animacje są dość rozbudowane i nijak ich nie przyśpieszymy, co przekłada się na oglądanie ich częściej niż filmowy Dormammu negocjował z Doktorem Strange’em.

Skórki do postaci prezentują się interesująco, chociaż są stosunkowo nieliczne – co sprawia, że „Sklep” w menu głównym wygląda nieco śmieszno-smutno. Z dwojga złego wolę w tę stronę. Wiadomo, to wszystko zacznie zmieniać się z DLC i rozwojem tytułu. Na wstępie zapowiedziano już cztery małe dodatki, w tym w zestawie z przepustką sezonową. Każdy ma wprowadzać nową postać (Venom, Deadpool, Storm i Morbius) z jej zadaniem fabularnym oraz nowy typ przeciwnika.

I wtedy wchodzą oni, cali na biało. Do recenzji otrzymałem wersję z kilkoma odblokowanymi skórkami. Tutaj Iron Man, w wersji tematycznej do okultystycznych klimatów. Miłym bonusem jest możliwość, aby gra między misjami losowała postaciom ciuchy z puli odblokowanych.

Muzyka jest… znośna. Nie razi, nie wyróżnia się, pasuje do superbohatersko-okultystycznej tematyki. Część bohaterów nosi stylowe skóry i stroje nawiązujące do kapel heavy metalowych czy hard rockowych, a do tego nawet będzie oswajać Hunter z takimi dźwiękami, ale poza rzadkimi scenami nie usłyszymy mocniejszego brzmienia. Szkoda.

Nie mam za to do powiedzenia wiele dobrego na temat interfejsu czy sterowania na klawiaturze. W obu połowach zabawy zręcznie grało mi się na padzie, podczas gdy klawiszologia wymaga już ręcznego przestawiania, na co zabrakło mi chęci. Myszka była wygodniejsza jedynie przy nawigacji po interfejsie. Menusy i skakanie po nich bywa bardziej koślawe niż stylistyka Mrocznej Ery komiksu. Często towarzyszyło mi wrażenie, że tracę czas na upierdliwym przeklikiwaniu między oknami, które można by rozwiązać w inny sposób. Szczególnie niezręczne jest manewrowanie przy ulepszaniu talii – oddzielne okno do fuzjowania kart w lepsze wersje, oddzielne do modyfikowania, a w ogóle to robi się to w oddzielnym miejscu opactwa – nie tam, gdzie kupuje się nowe karty. Do kiepskiego wrażenia dokładają się upierdliwe drobiazgi w stylu: zmiana skórki Hunter potrafi zresetować wcześniejsze wybory, więc jeszcze raz trzeba skakać po niewygodnych oknach, by przywrócić swoje preferencje. Idzie się do tego przyzwyczaić, ale wiecie – mogłoby nie być problemu.

Każde zdjęcie możemy zawiesić w Opactwie.

Fajowy jest za to tryb fotograficzny, szczególnie że dostajemy dwa różne! Pierwszy to standardowy jakich wiele, przyzwoicie zaprojektowany i funkcjonalny. Drugi zaś pozwala nam tworzyć okładki komiksów, dodatkowo te generowane są losowo po każdej zaliczonej misji. Przy obu możemy wydać Połysk, aby zmienić zdjęcie na obraz do zawieszenia w Opactwie. Samo to zachęca do zabawy w grafika.

New Game Minus

Opcja New Game Plus zasługuje na oddzielny akapit, głównie po to, aby przestrzec czytelnika. Jak to zwykle bywa, NG+ nie jest wymagane do zabawy (tę możemy kontynuować w kółko po zakończeniu wątku fabularnego) i jest opcją potrzebną, aby się nacieszyć odblokowanymi rzeczami od początku rozgrywki – szkoda, że właśnie w tym aspekcie gra niedomaga. Strasznie mało przechodzi z nami dalej i wymaga się od gracza ponownego farmienia i odblokowywania, w tym wszystkich kart czy elementów kosmetycznych (!). Wprawdzie zachowujemy to, co odkryliśmy, ale akcesoria dla Hunter i kolorki do kostiumów trzeba odkupić. Dlatego nie pofruwasz w starannie dobranej stylówie od początku, punkty na nią ciułasz od zera, grindując zadania. Tak samo z ulepszeniami bazy. Jest to kuriozalne i moim zdaniem odstraszające. Już wolę odpalić grę od nowa. Zostają z nami za to zbudowane do tej pory poziomy przyjaźni oraz wszyscy odblokowani bohaterowie, nawet jeśli w historii pojawiają się bardzo późno. Można się nimi nacieszyć od samego startu, ale wyobraź sobie, jak poświęcasz godziny gameplayu, aby ich zoptymalizować w ostatnim akcie… po czym gra każe rozwijać ich od nowa. Dzięki. Nie jest tak źle, jeśli się tego spodziewasz i nie wyciskasz z pierwszego przejścia 100%. Czy odpuściłem sobie granie w NG+? Nie… to wciąż jedyna opcja, aby powtórzyć najciekawsze fabularne zadania, a mimo niedostatku udogodnień, pętla gry pozostaje tak samo silna.

Heheszków nie brakuje. Duży plus dla tłumacza, w tym za moje ulubione zdrobnienie dla Doctora Strange – Doktor Dziwago.

Podsumowanie

Marvel’s Midnight Suns chwyciło mnie z zaskoczenia, ukryte pośród gorących premier z końca roku. Okazało się dla mnie długą, interesującą podróżą.. Nawet mimo przygodnego zgrzytania zębów, którego przysparza głównie stan techniczny produkcji, ani przez moment nie przestawała mnie rajcować, wynagradzając moją wyrozumiałość po wielokroć. Wraz z upływem czasu taktyczna walka rozgrzewa do czerwoności w tym dobrym znaczeniu. Człowiekowi gęba się cieszy, gdy zaplanowane combo na kartach działa lepiej, niż się sądziło. Z kolei wizyty w Salem są przyjemnym przerywnikiem, a budowanie więzi z ekipą angażuje aż do końca, mimo fałszywej głębi systemu. Czuję, że jeszcze czeka mnie sporo rzeczy do odkrycia… a do tego to wszystko? Cała ta masywna recenzja? To pikuś, bo o detalach Midnight Suns można chyba napisać drugie tyle, ale wówczas ten tekst stałby się już poradnikiem.

Po przejściu gry sporo z niej ze mną zostało w pozytywnych wspomnieniach, a jeśli Firaxis nie zawiodą z DLC (mają z tym dobrą reputację,  wierząc fanom), chętnie nie raz będę powracał zarówno do zaklętych murów Opactwa, jak i do zdewastowanych pól bitew Marvel’s Midnight Suns.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Marvel’s Midnight Suns
Wydawca: 2K Games
Producent: Firaxis Games
Platformy: PC, PS5, XSX|S
Gatunek: strategia turowa, karciana, gra fabularna
Data premiery: 02.12.2022
Recenzowany egzemplarz: PC

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Sebastian "Kerberos" Luc-Lepianka
Pod obliczami maski trifaccia kryje się student dziennikarstwa, dumny koci tata, a także pasjonat mitologii greckiej oraz wielu aspektów popkultury. Jak Cerber strzegę swojej kolekcji gier, książek, komiksów, figurek Transformersów i Power Rangers. Kiedy tylko jest szansa, oddaję się urban exploringowi z ekipą Pniak, po drodze próbując głaskać uliczne sierściuchy. Najczęściej gram z padem lub kostkami w garści. Piszę, słuchając muzyki ze starą duszą, a kawałek serca bije w Wenecji.
Drużynowe gry spod znaku Marvela nie miały w ostatnich latach szczęścia, a mieszanka trykotów i kart może negatywnie skojarzyć się z mobilkami i płatnościami na każdym kroku. Aż tu nagle wylądował przede mną duży tytuł, który nie dość, że oferuje solidny taktyczny gameplay, to...Fajne cięcie w karciochy z Blade i Spider-manem. Recenzja gry Marvel’s Midnight Suns
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki