SIEĆ NERDHEIM:

Jak wytresować pancernika. Recenzja komiksu Zerocalcare. Przepowiednia pancernika

W cieniu pancernika
W cieniu pancernika

Nie pamiętam, kiedy ostatnio po przeczytaniu komiksu zżymałbym się tak na wydawcę, że w zwyczajowej notce na tyle okładki uchwycił charakterystykę tytułu w sposób perfekcyjnie wyczerpujący. Konfrontacja z oryginałem bezlitośnie ośmieszyłaby moje próby synonimicznych przetworzeń, więc uczciwie zaznaczam (by uniknąć też oskarżeń o plagiat), że oto otwieram cytat: „Przepowiednia pancernika (…) jest pierwszą z autobiograficznych opowieści włoskiego marudy, defetysty, preferującego czarny humor scenarzysty, którego alter-ego to… gigantyczny pancernik!”. Koniec cytatu. Teraz otwieram jego subiektywne rozwinięcie.

Dobrze, wpierw przywołam jeszcze obiektywny sąd dotyczący popularności serii. Składa się nań nakład wyprzedany w wysokości gwarantującej pokrycie egzemplarza grubą na palec (oczywiście kciuk) warstwą platyny i inkrustację go diamentami wielkości gęsich jaj (pozostając na włoskim podwórku), jeśli odwołać się do poziomu nagród przemysłu fonograficznego. Włosi w neurotycznych, przesyconych anarchistycznym sarkazmem i dłuuugo leżakowanym weltschmerzem refleksjach, komentarzach oraz pyskówkach kotłujących się w mózgownicy (przede wszystkim) i padających z ust Zerocalcare usłyszeli głos pokolenia. Jakiego?

Jednego z tych zatraconych w poczuciu ciągłego kryzysu, które to wrażenie umacniają dziś wymogi kapitalistycznego korporacyjnego świata, namolne towarzystwo lęków związanych z Odpowiedzialną Dorosłością czy wyniesienie na domowy ołtarzyk bóstw opiekuńczych znanych pod imionami Indolencji i Prokrastynacji. Pokolenia, które gorzknieje pośród wspomnień szczeniacko-młodzieńczych dziewiczych doznań, skrzętnie wyłuskiwanych z hałdy śmieci, jaka – kiedy to się stało? – narosła nad nimi w ciągu kolejnych lat. Czyli właściwie reprezentującego sytuację dość popularną w społeczeństwie zachodnioeuropejskim wyrosłym w ostatniej dekadzie XX wieku.

Komiksy? To z tego da się wyżyć?
Komiksy? To z tego da się wyżyć?

Jako jego trybun Zerocalcare, przygarbiony chuderlak z powiększającymi się zakolami, może wykazać się punkowo-grunge’owym stażem, namiętnością do gier video tudzież innych sakraliów popkultury datowanych na wspomniany okres oraz drapieżnym bestiarium frustracji i niedowartościowania, które doraźnie poskramia autoironią i karmi obficie sentymentem. Noszona przezeń koszulka z czachą prowokuje do groteskowych skojarzeń z Punisherem, egzekwującym w tym wydaniu niekończącą się karę psychicznego samoudręczenia. Na placu życiowego boju, jakim od lat pozostaje dla niego Rebibbia (obrzeża Rzymu), może już liczyć tylko na wsparcie kumpla z dzieciństwa, Secco, i wspomnianego pancernika. Jednak wobec nagłej wiadomości o śmierci Camille, przyjaciółki i zarazem niespełnionej miłości sprzed lat, staje zupełnie sam.

Swoje życie Zerocalcare prezentuje w chaotycznym układzie krótkich wspomnień. Jest w tym odruch paniki wywołanej przez gwałtowne przebudzenia, wstrząsy pośród codziennej jałowizny. Jest też samoobronny odruch drwiny, świadomości własnego wkładu w ów impas. Jest błazeńska, antysystemowa zjadliwość wobec trendów i zmian. Jest wreszcie szczerość wyznania w próbie przesiania pamięci dla ożywienia portretu zmarłej bliskiej osoby. I jest w tym metoda.

Jej organiczny wymiar ujawnił mi się podczas powtórnej lektury (nie bez powodu wszelkie przepowiednie odsłaniają swój charakter stopniowo). Pierwsza była w zasadzie repetytorium ze sposobów, na jakie można zapewnić anegdotyczną żywotność wydarzeniom niezrozumiale błahym dla postronnego ogółu. Opowiadając o utrapionych mrówkach, powinowactwie z dinozaurami, rynku pracy, nerwicowym porządku zakupów i posiłków, wizytowaniu targu rękodzieła Zerocalcare ląduje na sesji terapeutycznej jako młodszy kolega Adasia Miauczyńskiego. Nieubłaganie zabawne i cierpkie. Podobnie z ciągami skojarzeniowymi i personalizacją stanów wewnętrznych – absurdalnie komiczne („Moje sumienie będzie reprezentowała Vandana Shiva, indyjska działaczka na rzecz środowiska”). Plus nieodłączny pancernik. Pośród tych zabiegów, odmieniających różne rodzaje i funkcje śmiechu, rozmywał mi się dramat śmierci Camille.

Tak, tak rodzą się frustracje...
Tak, tak rodzą się frustracje…

Teraz przyznaję – padłem ofiarą wyobrażenia o formie przystającej do wyznań tego kalibru. Niesłusznego wyobrażenia, na jakie wpływ miały np. Fale Aja Dungo czy Wyjątkowe chwile ze sztucznymi brawami Gipiego (z tym tytułem szczególnie chciałbym zestawić Przepowiednię…, nie tylko ze względu na wspólną autorom ojczyznę i bezpośredni personalny zwrot do Gipiego ze strony Zerocalcare) – komiksy również wyrosłe ze ścierania się z osobistym doznaniem straty i ocalaniem pamięci, a prezentujące zupełnie inny typ subtelności. Zerocalcare robi to uczciwie na swój sposób, bo też sytuacja, jakiej musi stawić czoło, jest inna, no i sam jest po prostu innym człowiekiem.

I to anarchistyczne, paranoiczne, wysokociśnieniowe tętno jego myślotoku rozpiętego między nastoletnią naiwnością a fatalistyczną rezygnacją oddaje również ból straty i strach przed kolejną – tym razem dotyczącą pamięci o wspólnie przeżytym czasie. O czasie danym i ograniczonym, którą to prawdę zazwyczaj określamy dopiero miarą niewykorzystanych okazji. Zerocalcare rysuje swoje komiksy w milczącej asyście Strażnika Wyczucia Czasu (oraz gadatliwej Pancernika) i z wykorzystaniem Wielkiej Księgi Mądrości po Fakcie, ofiarowanej mu przez samego siebie z przyszłości.

Rysuje zaś tak jak pisze – szybko, bez cyzelowania, w undergroundowym stylu i kreskówkowej dynamice bliskiej animacjom typu Ed, Edd i Eddy czy Krowa i Kurczak. Związek kreski z treścią jest pełny, naturalny i basta. Dobrze oddaje go też adaptujący Przepowiednię… netflixowy miniserial animowany Oderwij wzdłuż linii, którego twórcą jest Zerocalcare. Tam za sprawą dubbingu (również Zerocalcare) wybrzmiewa i dźwiękowy walor języka bohatera (którego stylistyczną specyfikę w komiksie trafnie oddaje polskie tłumaczenie). Nie to, żebym znał włoski, ale jednak potoczyste tempo mowy z żywą intonacją stanowią dobre uzupełnienie gorączkowego charakteru podążającej za wspomnieniami opowieści.

Nie tykaj mnie tak!
Nie tykaj mnie tak!

Na koniec pozwolę sobie na opinię, że Zerocalcare mógłby być autorem/bohaterem z łamów kultowego polskiego Produktu, gdyby powstawał te dwadzieścia parę lat temu. I wielu czytelnikom pewno przypomni energię wypływającą ze stron tego magazynu, potrzebną bez względu na przynależność pokoleniową. Coś, co stanowi o naturalnej sile wyrazu, co czerpie z własnego podwórka i w „warunkach środowiskowych”, sprzyjających hodowli niepokornych i defetystycznych pancerników, dostrzega zarówno azyl jak i pułapkę. No, to jaki zwierzęcy kształt przybrały wasze osobiste chowańce?

Wydawnictwu Mandioca serdecznie dziękujemy za udostępnienie pancernika do recenzji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł:
Zerocalcare. Przepowiednia pancernika
Wydawnictwo: Mandioca
Scenariusz i rysunki: Zerocalcare (Michele Rech)
Tłumaczenie: Paulina Kwaśniewska-Urban
Typ: komiks
Gatunek:
autobiograficzny
Data premiery:
14.02.2023
Liczba stron: 152
ISBN: 9788396483546

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
spot_img
Nie pamiętam, kiedy ostatnio po przeczytaniu komiksu zżymałbym się tak na wydawcę, że w zwyczajowej notce na tyle okładki uchwycił charakterystykę tytułu w sposób perfekcyjnie wyczerpujący. Konfrontacja z oryginałem bezlitośnie ośmieszyłaby moje próby synonimicznych przetworzeń, więc uczciwie zaznaczam (by uniknąć też oskarżeń o plagiat),...Jak wytresować pancernika. Recenzja komiksu Zerocalcare. Przepowiednia pancernika
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki