SIEĆ NERDHEIM:

Melodia życia. Recenzja komiksu Murder Falcon

Okładka dosłownie wybucha nam w gębę, trafne!

Komiks dla miłośników heavy metalu? No to peszek, bo z wszystkich metali ten chyba lubię najmniej. Może poza kiczowatymi klimatami power, a w takie rytmy Murder Falcon też uderza całkiem wyraźnie. Ja łojenie lubię ogromnie, ale w stylu bardziej rozpaczliwego, trzeszczącego jazgotu. Smutek, mrok i żółć zamiast epickich fantazji o heroicznych wyczynach. Na całe szczęście jednak nie jestem hejterem, szanuję ludzi bawiących się muzyką i przede wszystkim bardzo, ale to bardzo lubię Daniela Warrena Johnsona. Gdyby nie to, mógłbym przegapić jeden z najlepszych komiksów wydanych w Polsce na przestrzeni ostatnich kilku dobrych lat.

Całkiem łatwo streścić, o czym niby jest ta historia, ale wytłuszczenie faktycznych niuansów fabuły bez zepsucia wam wrażeń jest wyczynem praktycznie niemożliwym. Umówmy się więc, że w tym akapicie mrugam porozumiewawczo okiem i nie jest to tik nerwowy. Murder Falcon to komiks o inwazji potworów z mrocznego wymiaru, którym czoła stawić może tylko ekipa domorosłych metalowców obdarzonych mocą przywoływania potężnych sprzymierzeńców za pomocą mistycznych instrumentów. Power Rangers (minus obcisłe rajtuzy) napędzani potęgą riffów tłuką się z mięsistymi kaiju. Dla niektórych to byłaby wystarczająca zachęta, ale nie zamierzam polecać tego komiksu jedynie tak wąskiemu gronu odbiorców.

Johnson wie, jak intensywnie zacząć. Potem też nie zwalnia.

Co prawda obawiam się, że już nawet moja obietnica fabularnej niespodzianki tę właśnie niespodziankę wam zepsuje. Z drugiej strony bez niej moglibyście po ten tytuł w ogóle nie sięgnąć, a byłby to błąd o niesamowitych proporcjach. Już przy pierwszej scenie polubiłem ten komiks, druga dała mi nadzieję na zachwyt, a cała reszta tomu i tak przerosła moje oczekiwania. Spodziewajcie się więc niespodziewanego, poza oczywistą warstwą kosmicznie szalonej akcji dostaniecie tutaj od Daniela Warrena Johnsona jedną z najbardziej poruszających historii o problemach, które dotykają w różnym stopniu wielu z nas. Głównego bohatera, Jake’a, dotykają bardzo mocno. Autor może i nie dłubie w tej tematyce zbyt głęboko, ale dzięki temu szerokim łukiem wymija nawet śladowe dawki pretensjonalności. Nie podaje rozwiązania na tacy, dostarcza jedynie garść bardzo ciepłych, pełnych nadziei obserwacji.

Dosyć jednak pisania o warstwie, której dla waszego dobra zbyt wyraźnie nakreślać nie chcę. Pierwszy plan nad nieszczególnie skrytą głębią to popkultura w formie skoncentrowanej, dzieło na wiele sposobów streszczające wszystko to, czym jest dla mnie komiks jako taki. Doskonała zabawa ułożona ze zręcznie dobranych przez autora elementów gatunkowych. Murder Falcon w całym swoim muzycznym szaleństwie szeroko czerpie z tropesów charakterystycznych dla praktycznie każdej serii wspomnianego już hitu produkcji Haima Sabana, podejmując podobne kroki w ciągu narracji. Kto oglądał kolorowe getry na Fox Kids, ten od razu rozpozna znane motywy. Daniel Warren Johnson, podobnie zresztą jak w Z całej pety!, jest jednak autorem bardzo zręcznie przekazującym cały wachlarz swoich pasji, więc i w zakresie jarania się grajkami w dżinsowych katanach możecie oczekiwać tony absolutnie niesubtelnych smaczków. Kolejny raz, ku mojemu zaskoczeniu, wszystkie te absurdalnie pokręcone elementy grają tu spójną melodię.

Wejście w wielkim stylu!

Na pewno pomaga w tym ilustratorski talent Johnsona. Bez cienia wątpliwości mogę już stwierdzić, że to jeden z najlepszych rysowników naszego pokolenia, ścisła czołówka wręcz. W zestawieniu z bogatą, adekwatnie żywą paletą barw nałożoną przez również kapitalnego Mike’a Spicera, rysunki w Murder Falconie na co drugiej stronie motywują szczękę do intensywnego walenia o podłogę (podłóżcie sobie poduszkę). To miłość do formy komiksowej wyrażona za pomocą tysięcy pozornie chaotycznych linii ujętych w bardzo przemyślany układ kadrów. Pozostające w ciągłym ruchu ilustracje o niezachwianej przejrzystości, co zawdzięczamy głównie umiejętnym kompozycjom, sprawnemu operowaniu grubością konturów i wspomnianym już wcześniej kolorom. Rysunki w tym tomie to zwycięstwo wyrazu nad realizmem, oprawa doskonale dopasowana do cudacznej fantazji scenariusza. Jeśli miałbym komuś pokazać, jak wygląda graficzna perfekcja w komiksie, to bez wątpienia z półki zdjąłbym właśnie Murder Falcona.

Na pytanie z ostatniego kadru Jake szuka odpowiedzi przez większość historii.

Patrząc wstecz, martwiłem się trochę, że mogłem Z całej pety! ocenić kapkę zbyt entuzjastycznie. Rzadko kiedy wystawiam oceny naprawdę złe, ale na prawie maksymalną notę zasługuje u mnie stosunkowo mało tytułów. Murder Falcon udowodnił mi jednak, że Daniel Warren Johnson faktycznie tak mocno trafia w moje gusta i jestem w stanie zagwarantować podobne odczucia większości czytelników. Nawet znając autora, nie spodziewałem się nieustannego prawie zawilgocenia oczu przy historii o młodzianach walczących z potworami za pomocą heavy metalu. To komiks kompletny, absolutnie odległy od najbardziej ambitnych reprezentantów filozoficznego smęcenia, ale odnajdujący równą (jeśli nie większą) jakość w prostolinijnej trzeźwości pewnych obserwacji połączonej ze skrajnym szaleństwem radosnej fantazji. Dzieło stworzone przez człowieka kochającego tę robotę i potrafiącego tę miłość bez większego wysiłku udowodnić swoją twórczością. Teraz poproszę Extremity!

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Murder Falcon
Wydawnictwo: Nagle! Comics
Scenariusz: Daniel Warren Johnson
Rysunki: Daniel Warren Johnson, Mike Spicer
Tłumaczenie: Marceli Szpak
Typ: komiks
Gatunek: fantasy, akcja, dramat
Data premiery: 21.02.2024
Liczba stron: 208
ISBN: 9788367725217

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Komiks dla miłośników heavy metalu? No to peszek, bo z wszystkich metali ten chyba lubię najmniej. Może poza kiczowatymi klimatami power, a w takie rytmy Murder Falcon też uderza całkiem wyraźnie. Ja łojenie lubię ogromnie, ale w stylu bardziej rozpaczliwego, trzeszczącego jazgotu. Smutek, mrok...Melodia życia. Recenzja komiksu Murder Falcon
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki