SIEĆ NERDHEIM:

Długość psa, szerokość noża, wysokość ptaka. Recenzja komiksu Trójwymiar

Nóż w wodzie! Ptak w locie! Pies w biegu! Człowiek w potrzebie!
Nóż w wodzie! Ptak w locie! Pies w biegu! Człowiek w potrzebie!

Zwraca uwagę, że Wydawnictwo Mandioca coraz częściej zaprasza w swoje progi polskich autorów i autorki. W paru przypadkach tę współpracę można by już pół żartem, pół serio ująć mianem „przychówku”. Do tego zwrotu prowokuje mnie skład twórców zaangażowanych w Trójwymiar, komiks nietypowy i śmiały jako projekt sam w sobie i nie mniej jako decyzja wydawnicza. Czy i jednako opłacalny dla wszystkich stron, również z uwzględnieniem tej trzeciej, czyli samych czytelników? Bez zbędnych zagęstników napięcia odpowiadam – tak.

Cóż za nietypowość reprezentuje sobą ów tytuł? Po pierwsze – zawartość. Coś jak mała antologia, bo to trzy niezależne historie, z których za każdą odpowiada inny zespół autorski z powracającą osobą Pawła Rzodkiewicza, pomysłodawcy, koordynatora i głównego scenarzysty. W fazie projektu miały liczyć sobie średnio po 30 stron i w sumie nie przekroczyć 100, czyli dokładnie licząc, wyszłoby po 33,333… i ot, gotowy argument na rzecz tytułu, prawdaż? Jednak Rzodkiewicz nie ograniczył aż do tego stopnia arytmetyką przestrzeni twórczej zaproszonym artystom. Skrzętnie wykorzystał to Jakub Kwiatkowski, który historię Unóżany rozrysował tak, iż sam wypełnił pierwotną pulę stron. Koncepcja symetryczna nie znajduje zatem zastosowania, chociaż i Paweł Garwol w Sonii, i Marta Szulc w Jak bóg? znaleźli się blisko powyższego uśrednienia.

Po drugie – typ narracji. Tylko w Sonii, której współscenarzystką jest Magdalena Łabaziewicz, odbywa się ona z użyciem słów. Tym samym wykluczona zostaje kolejna możliwa koncepcja łącznika w postaci komiksu „niemego”. Po trzecie, co w sumie jest właściwie najbardziej oczywiste – zróżnicowanie stylów graficznych. I ten fakt już mocno uzasadnia tytuł, bo są to tak totalnie odmienne w wyrazie sposoby obrazowania, że ich sąsiedztwo zwycięsko wspomaga koncepcję różnych wymiarów uczucia straty, pozostającego częścią wspólną zbioru. I ten osobisty klucz w potrojeniu daje zupełnie inny efekt niż gdyby każda z tych historii miała zaistnieć osobno. W działaniu, by dosłowniej potraktować figurę klucza, jest jak seria jego kolejnych obrotów w zamku – ma otworzyć jedne drzwi, ale każdy obrót uruchamia inne zapadki, inne części wspólnego mechanizmu. Zatem – klik…

Maping pamięci
Maping pamięci

… po raz pierwszy. Sonia. Materia wspomnień związanych z dziecięcą towarzyszką zabaw, tytułową suczką. Miniatura z wyraźną kulminacją wokół sytuacji, która zupełnie inaczej wygląda z perspektywy sześciolatki i dorosłych mieszkańców pegeerowskiej wsi – ot, pewnego dnia podczas spaceru wokół mającej cieczkę Sonii gromadzą się psi zalotnicy. Wstrząs, bezradność, strach, wstyd, publiczne upokorzenie – za splot tych emocji bardziej odpowiedzialne okazują się ludzkie reakcje niż zwierzęcy instynkt. Sonia to też wzór dyscypliny narracji, w której powrót do dziecięcej perspektywy odbywa się z dużą naturalnością, bez zbędnego poetyzowania, dramatyzowania czy analitycznego kołnierza. Ilustracje Pawła Garwola umacniają to wrażenie swoją impresjonistyczną jasnością, malarskim nasyceniem kolorów i portretowym uchwyceniem dziecięcej promienności oraz smutku. Świetnie działa też rozwiązanie, dzięki któremu dużą część natężenia nastroju w kluczowej scenie przejmują same kontury kadrów. Inną udaną wariację „dynamiki postrzegania” stanowi czarno biała klamra – migawkowy rejestr przebiegu psiej pogoni. Udziela się bez pudła jako wyraz chwil beztroski, wolności czy szczęścia. I klik…

Nuże za nożem!
Nuże za nożem!

… po raz drugi. Unóżany. Tutaj kwestia utraty przybiera formę parabolicznej, kafkowskiej w charakterze opowieści, w której bohater zanóża się (kalamburowa ortografia przejęta z tytułu) w swoją relację z zaginionym? Niewidzianym? Nieobecnym od wielu lat ojcem. Ten proces to gorączkowy pościg za nagle odzyskanym wspomnieniem, nadzieją na rozbudowanie, uzupełnienie jego kształtu czy może po prostu wyraz mierzenia się z nieodwracalnością, zaprzepaszczeniem, w którym nie mieliśmy całkiem świadomego udziału. W obrazie symbolicznie zostało to wyrażone poprzez nóż unoszony z prądem ścieków w głąb miejskich kanałów. Brodzący w ślad za nim bohater trafia na kolejne grupy postaci o zagadkowych intencjach, tracąc kolejne części garderoby i poczucie rzeczywistości. To ostatnie przenosi się i na czytelnika, bo też koszmar wzbiera w nieprzewidywalny, groteskowo ponury sposób. Za jego rezonans odpowiedzialne są wybory graficzne Kuby Kwiatkowskiego – czarne plansze (tylko kilka szarych i brązowych, podkreślających plan retrospekcji), z których dosłownie wyłaniają się rysunki wykonane kredkami (głównie białą) w sposób, jaki zapewnia ciągły efekt przetartej czerni. Fantastycznie wydobywa to każdą linię i plamę, uwydatnia grubość warstwy, znacząco tłumi kolory, przydając im niepokojącej, zgniłej, mdlącej, a w przypadku cieplejszych barw upiornej poświaty. Unóżany to też surrealistyczny montaż z wykorzystaniem skojarzeń wzbudzonych hipnotyczną formą koła i spirali, no i bezwzględny popis plastycznego (oraz komiksowego, rzecz jasna) zmysłu Kwiatkowskiego. Tymczasem rozlega się klik…

Krok. Po. Kroku...
Krok. Po. Kroku…

… po raz trzeci. I z czeluści czerni dostajemy się w pełen bieli przestwór otwartych plansz zilustrowanych przez Martę Szulc. Jak bóg? to również metaforyczny obraz, ale tym razem pełen naznaczonej smutkiem czułości, której źródło odsłania się bardzo czytelnie, a osobiste tło, jakie wniosła Małgorzata Kozłowska, nie wywołuje żadnego skrępowania. Dalsze przybliżanie treści tego komiksu byłoby dlań równie ogałacające jak interpretacja wiersza dokonana przez ChatGPT, dlatego ograniczę się głównie do wyrażenia uznania pod adresem jego ilustratorki, która całkiem niedawno „nawróciła się” na komiks, czego dowodem jest jej autorski Spleen. Sposób, w jaki Marta Szulc uwydatniła poetycką siłę czytelnej symboliki lotu, spadania, skały, drzewa, ptaka, ma w sobie subtelność, dramatyzm i szczerość nieskażone ckliwością. Czysty malarski język, akwarelowa delikatność i głębia przy użyciu tylko jednego koloru, chłodnego i ciemnego odcienia niebieskiego (w palecie najbliżej odpowiada mu chyba „błękit pruski”, ale sami słyszycie, jak to brzmi wobec treści), bardzo wyczerpujące znaczeniowo skróty, detale, zmiany perspektywy i to nicujące poczucie ogromu ciszy i przestrzeni, która wychodzi poza poziom pejzażu.

Chcąc nie chcąc (pytanie do scenarzysty), każda z tych historii sytuuje się na innej płaszczyźnie doznania rzeczywistości. Sonia jest najmocniej osadzona w konkrecie wydarzenia i tak też je przywołuje, z wiernością obrazu. Unóżany to nagłe przejście w plan ciemnego lęku, instynktownego „pod”, zstępującego pulsu, w którym zatraca się różnicę między ściganiem a ucieczką. Jak bóg? kieruje nas w stronę „nad”, ma wznoszącą, podtrzymującą siłę. Przynajmniej tak to mi się między innymi wymiaruje.

Mój odbiór Trójwymiaru umocniła obecna w sieci rozmowa z twórcami, przynosząca mi część odpowiedzi na pytania, które sam chciałem zadać, a przede wszystkim budząca sympatię wobec zespołowego ducha i wspólnego zaskoczenia ostatecznym efektem. Absolutnie zgadzam się, że wzajemna niewiedza o kształcie, jaki graficznie przybierały poszczególne historie, zdecydowanie wyszła na dobre. Absolutnie nie ma powodu, aby Magda Łabaziewicz czuła, że jej historia nie pasuje do reszty z uwagi na obecność słów. Absolutnie Kuba Kwiatkowski nie musi udowadniać, że dałby radę zredukować objętość swojej wizji. Absolutnie Marta Szulc nie powinna się gryźć z tym, że gdyby wiedziała, jak ugryźli temat koledzy, to zrobiłaby swoje inaczej. Jedyne, co miałbym ochotę sprawdzić, to jak wyglądałaby okładka w wydaniu zespołowym, z zachowaniem wyszczególnionych na niej motywów, ale ujętych w stylu każdej ze składających się na zbiór historii. Również ta tylna, trawestująca Wędrowca nad morzem mgły Friedricha.

Wydawnictwu Mandioca serdecznie dziękujemy za udostępnienie trójwymiarowego egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Trójwymiar
Wydawnictwo: Mandioca
Scenariusz: Małgorzata Kozłowska, Magdalena Łabaziewicz, Paweł Rzodkiewicz
Rysunki: Paweł Garwol, Jakub Kwiatkowski, Marta Szulc
Typ: komiks
Gatunek: obyczajowy/surrealistyczny/poetycki
Data premiery: 29.09.2025
Liczba stron: 176
ISBN: 9788368423082

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
spot_img
Zwraca uwagę, że Wydawnictwo Mandioca coraz częściej zaprasza w swoje progi polskich autorów i autorki. W paru przypadkach tę współpracę można by już pół żartem, pół serio ująć mianem „przychówku”. Do tego zwrotu prowokuje mnie skład twórców zaangażowanych w Trójwymiar, komiks nietypowy i śmiały...Długość psa, szerokość noża, wysokość ptaka. Recenzja komiksu Trójwymiar
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki