SIEĆ NERDHEIM:

Erikson próbuje zerwać łańcuch własnej narracji. Recenzja książki Dom Łańcuchów

Imponujące Ogary Cienia
Imponujące Ogary Cienia

Dom Łańcuchów to kolejny tom Malazańskiej Księgi Poległych. Erikson nie zwalnia tempa i serwuje nam kolejny rozległy rozdział swojej epickiej sagi. Nie wiem, jaką ma receptę na sukces, ale już po raz czwarty pokazuje, jak należy pisać odsłony tak dużego projektu.

Po obiecującym prologu, zawierającym scenę wygnania jednego z członków starej rasy, mamy sytuację nietypową dla tego autora, mianowicie skupienie się na losach jednej istoty. I ten stan utrzymuje się przez dużą część książki. Kanadyjczyk sam bezpośrednio zwierzył się, że tą decyzją chciał odpowiedzieć na zarzuty, jakoby nie potrafił pisać w ten właśnie sposób. Tym wybrańcem staje się Karsa Orlong, przedstawiciel rasy żyjącej w sposób plemienny. Składa on przysięgę przed bogami, że przywróci chwałę swojego klanu, zwanego Teblor, i wybije mieszkańców Srebrnego Jeziora, którzy zniewolili jego pobratymców w efekcie przeprowadzanych łupieżczych wypraw. Następnie Erikson wraca do swojego „klasycznego” kształtu i wrzuca czytelnika w sam środek różnych wydarzeń w różnych miejscach. Tyle że tym razem to wszystko wydaje się jeszcze bardziej uporządkowane. Chaos wciąż wkrada się w fabułę, ale w zdrowych dawkach.

Nowy protagonista na początku nie wzbudza naszej sympatii. Jest przede wszystkim bezwzględny, skupiony tylko i wyłącznie na spełnianiu swoich celów bez poszanowania nikogo i niczego po drodze. Pomagają mu w tym jego imponująca budowa fizyczna i umiejętności bojowe. To sprawia, że jest arogancki i nic nie jest w stanie zachwiać jego pewnością siebie. Karsa nie jest dla mnie postacią przyjemną w odbiorze, ale nie znaczy to, że zamienił mi pierwszą część książki w męczarnie. Wręcz przeciwnie, chciałem wiedzieć, czy ktoś nauczy go trochę pokory i pokaże mu, że nie wie i nie umie wszystkiego.

Poza Karsą w tym tomie powraca wielu moich ulubieńców, w tym chaotyczny kapłan Iskaral Krost, czy też Jagh Icarium cierpiący na amnezję. Nie mogło też zabraknąć będącego wiecznie przy jego boku Mappo Konusa. Wraca także Apslarar ze swoimi patronami i jej partner. Dużo znajomych twarzy pojawia się po przerwie, co tylko może cieszyć. W dodatku są to powroty jak najbardziej udane. Wszystkie postacie, i nowe, i stare, pozostają wierne swoim charakterom i nie ma tutaj jakichś radykalnych, niczym nieuzasadnionych zmian osobowości.

Fabularnie, jak to w sadze, dzieje się naprawdę dużo, zwłaszcza w drugiej części książki. Na szczęście dzięki obyciu z serią i po części dzięki wspomnianemu ułatwieniu w postaci dłuższego trzymania się losów jednego bohatera łatwiej jest to wszystko śledzić. Pomaga też fakt, że w głównej mierze Dom Łańcuchów kontynuuje wiele zaczętych wcześniej wątków, zamiast bombardować nowymi. Właściwie jedyną nowość w sadze stanowi Karsa Orlong. Myślę, że autor postanowił tym razem oszczędzić czytelnika, co wyszło tylko na dobre.

Stylistycznie spotkamy się z małą niespodzianką w postaci wspomnianego początku. Nie uświadczyliśmy jeszcze Kanadyjczyka w roli narratora prowadzącego tylko jedną postać, ale uważam, że się sprawdził. Chociaż tu i ówdzie widać też, że nie jest do tego przyzwyczajony. Myślę, że momentami cierpiał katusze, pragnąc jednak wrócić do swojego ulubionego sposobu pisania, ale chęć udowodnienia czegoś krytykom zwyciężyła.

W kwestii miejsc jest trochę nowości, związanych głównie z Karsą. Na początku poznajemy jego wioskę wraz z jej społeczeństwem, a także te lokacje, gdzie znajdziemy wrogów, czyli Srebrne Jezioro, jego okolice i wszystko po drodze. Warte wzmianki jest także miasto Malyntaeassłynące ze swojego miksu kulturowego wśród mieszkańców. Nie są to jakiejś szczególnie wyjątkowe miejscówki, ale też Erikson nie szuka nimi chwały. Stanowią one jedynie niezbędne tło dla wydarzeń, które są tutaj o wiele ważniejsze. Co się dzieje, ma znacznie większe znaczenie od tego, gdzie to się dzieje. Wróciłem też na „stare śmieci”, czego przykładem jest Aren znany już z drugiego tomu.

Autor w czwartym tomie sagi, podzielonym zresztą również na cztery części, postanowił podjąć się małego eksperymentu i można powiedzieć, że mu to wyszło. Nie jest to wprawdzie spektakularny sukces, ale też trudno nazwać ten manewr porażką. Jak już wraca na swój sprawdzony tor prowadzenia narracji, to odnajduje się w tym lepiej i myślę, że czytelnicy wraz z nim. W lekturze tego tomu pomaga fakt niewielkiej liczby nowości, jak na dotychczasowe standardy sagi. Ogólnie znów jestem pod dużym wrażeniem tego, jak Erikson konstruuje swoje dzieła. Ten tom cementuje pozycję Malazańskiej Księgi Poległych jako cyklu wszech czasów w moim rankingu.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł oryginalny: House of Chains
Tytuł polski: Dom Łańcuchów
Wydawnictwo: MAG
Autor: Steven Erikson
Gatunek: epicka,militarna fantastyka
Liczba stron: 896
ISBN: 978-83-6671-240-9

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Krzysztof "Kazio_Wihura" Bęczkowski
Niepoprawny optymista, do tego maniak fantastyki. Czyta i kupuje kompulsywnie wiele książek. Gra we wszelakie tytuły (przede wszystkim RPG, strategie, można tu też wymienić parę innych gatunków). Nie patrzy na datę wydania danego dzieła i pochłania wszystko, co ma na swej drodze. Przekroczył magiczną trzydziestkę. Po cichu liczy, że go ominie kryzys wieku średniego.
spot_img
Dom Łańcuchów to kolejny tom Malazańskiej Księgi Poległych. Erikson nie zwalnia tempa i serwuje nam kolejny rozległy rozdział swojej epickiej sagi. Nie wiem, jaką ma receptę na sukces, ale już po raz czwarty pokazuje, jak należy pisać odsłony tak dużego projektu. Po obiecującym prologu, zawierającym...Erikson próbuje zerwać łańcuch własnej narracji. Recenzja książki Dom Łańcuchów
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki