W przypadku komiksu Star Wars: Vader. Mroczne Wizje, przyznaję się bez bicia, że kupiła mnie okładka. No ale popatrzcie sami na tę mroczną, czarną postać na potężnym, sześcionogim wierzchowcu z czerwonym mieczem w dłoni i tarczą z logo Imperium. Moje pierwsze skojarzenie to coś między Nazgûlem a Dilvishem Przeklętym z książek R. Żelaznego. Szybkie kartkowanie wywołało szeroki uśmiech na mojej twarzy. Oto leży przede mną zbiór historii z czapy. Wybuchy, potwory, laserowe miecze, kosmiczne bitwy, a nawet smok. Vader jako wybawiciel. Vader jako obiekt westchnień. Vader jako Xenomor … Ale nie wyprzedzajmy faktów.
Pierwsza, okładkowa historia (Wybawca) jest prosta, ale efekciarska. Co poradzić, lubię graficzne wodotryski, a w komiksie, który ma mi dostarczyć głównie niezobowiązującej rozrywki, wręcz ich oczekuję – i nie zawiodłam się. Podsumować ją mogę jednym zdaniem – Mroczny Rycerz ląduje awaryjnie w wiosce beznosych smerfów, pokonuje smoczycę i wyzwala planetę. To wystarcza, bo dynamiczne rysunki Paolo Villanelliego ogląda się z dziką satysfakcją, a Dennis Hallum (scenarzysta wszystkich opowieści zebranych w tym zeszycie) słowami narratora rozrzuca okruchy historii Cianap, postapokaliptycznego świata, w którym rozgrywa się akcja. Niewymagający, ale ciekawy komiks jest świetnym rozpoczęciem zeszytu. Taki aperitif przed głównym daniem.
Przewracając stronę, zupełnie zmieniamy klimat. W Nie do przyjęcia Brian Level stawia na karykaturalne rysunki, które świetnie pasują do ukazania emocji targających głównym bohaterem opowieści, Komandorem Tyluxem. Otóż ów komandor dowiaduje się, że Darth Vader osobiście zmierza na jego statek, aby „zająć się” pochwyconym przez załogę rebeliańskim szpiegiem. Drobną niedogodnością jest fakt, że rzeczony szpieg zwiał, więc Tylux zapewne się cieszy, że kolor imperialnych uniformów maskuje zacieki na nogawkach. Facet poci się jak Szojgu mający zdać raport przed Putinem. Jak paniczny strach przed głównodowodzącymi wpływa na decyzje wojskowych, obserwujemy na bieżąco w mediach, a i w tym przypadku jest podobnie – rzucamy wszystko i gonimy szpiona, choćby życie miała stracić cała załoga. W tej historii smoka nie ma. Jest za to kosmiczny czerw dryfujący na asteroidzie, co dobrze pokazuje poziom abstrakcji historii.
Wysoki, Mroczny i Przystojny to mój drugi ulubiony komiks z tego tomu. To rozkoszna powiastka o imperialnej pielęgniarce i jej chorobliwej obsesji na puncie Vadera. Dziewczyna snuje fantazje, w których zajmuje miejsce u jego boku, a sam Mroczny Lord jest szarmancki, tajemniczy, rycerski i oczywiście oddany naszej bohaterce. Esencją tego zeszytu jest bezkompromisowe zderzenie z rzeczywistością na ostatnich stronach.
Za rysunki odpowiedzialne jest duo artystów. Javier Pina w głównych planszach bawi się kontrastem, dzięki czemu rozświetlona bezgranicznym uwielbieniem, uśmiechnięta twarz naiwnej pielęgniarki jeszcze wyraźniej odcina się od sterylnych, ciemnych wnętrz Gwiazdy Śmierci. Fantazje dziewczyny z kolei ilustruje David López, w zupełnie innym, nieco baśniowym stylu. Rysunki te są nieco zamglone, potęgujące wrażenie snu czy odrealnienia, chociaż paradoksalnie wypadają bardziej realistycznie wobec pracy Piny.
W Zapaleńcu Darth Vader pojawia się epizodycznie, jednak pierwsze skrzypce gra jego wywołująca paraliżujący strach w szeregach Rebelii reputacja. Tytułowym zapaleńcem jest młody rebeliant, chłopak z dolnych poziomów Coruscant, syn drobnego przemytnika. W retrospekcji widzimy go jako przerażonego, ukrytego w mroku dzieciaka, który może tylko patrzeć na śmierć ojca z rąk szturmowców. Teraz, po latach treningu na symulatorach, stał się jednym z najlepszych pilotów X-Wingów. Chłopak rwie się do prawdziwej bitwy, próbując się wykazać i zmyć z siebie towarzyszące mu od dziecka poczucie winy. Dość powiedzieć, że historia zamyka się zgrabną klamrą fabularną.
Rysunki Stephena Mooneya nie wyróżniają się niczym szczególnym, jednak oddanie dynamiki bitwy kosmicznej i detaling zasługują na pochwałę.
I tak nie uciekniesz to swoista wisienka na torcie. Kilkustronicowa, utrzymana w konwencji horroru opowieść kupuje mnie z miejsca swoim konceptem. Wyobraźcie sobie, że uciekacie przez dżunglę przed Vaderem i przypadkiem naćpaliście się paskudną odmianą psylocybiny, która wywołuje jedynie bad tripy. Jakkolwiek by to nie brzmiało, świadkami takiej właśnie historii jesteśmy w piątym, ostatnim zeszycie zbioru. Psychodeliczne, koszmarne wizje, potęgowane jeszcze przez ogarniające protagonistę przerażenie i niezbyt przyjazne otoczenie, do tego bliskość charakterystycznego ksssssh hooo za plecami… o mamma mia, jak ja ci chłopie nie zazdroszczę.
Świetny pomysł, dobra realizacja. Podkręcone cyfrowo rysunki Geraldo Borgesa dobrze oddają zamysł scenarzysty. Zdecydowanie mój ulubiony komiks z tomu.
Czy warto się zainteresować Mrocznymi Wizjami? Jak najbardziej. To niekanoniczne historie spoza głównego nurtu, z których właściwie każda mogła się wydarzyć, bo większość z przedstawionych sytuacji byłaby dla Lorda Vadera jedynie nieistotnym epizodem. No, może smok wymagałby nieco więcej wysiłku.
Po mocno średnim Mrocznym Sercu Sithów nie spodziewałam się wiele od kolejnego zbioru i zostałam mile zaskoczona. To udana, przyjemna w odbiorze popkulturowa papka oscylująca wokół ikonicznej postaci Gwiezdych Wojen. Jest mrocznie, jest widowiskowo, nie ma co liczyć na happy end, no i Rebelianci dostają wciry. To dobra pozycja zarówno na prezent dla fana, dla uzupełnienia kolekcji, jak i dla osób, które znają tylko filmy, a chcą się wkręcić w uniwersum, bo żadna szczegółowa wiedza nie jest potrzebna do odbioru tomu ze zrozumieniem. Same historie są nietuzinkowe i po prostu ciekawe, nie silą się na bycie poważnymi, więc jeśli zastanawialiście się nad zakupem, śmiało, nie powinniście być zawiedzeni.