Ta recenzja mogłaby być o tym, jak bardzo nie lubię D&D i jednocześnie jak bardzo podobał mi się Dungeons & Dragons: Złodziejski honor. Czy jestem hipokrytą? Być może. Niech to będzie wyznanie hipokryty.
Kiedy mówisz RPG, to często myślisz D&D. Dungeons & Dragons to marka, znana nawet osobom niegrającym. Choćby z uwagi na rolę, jaką odegrała w kultowym serialu Stranger Things. To już dawno przestała być wyłącznie gra fabularna – RPG (do tej pory najpopularniejsza). Teraz to gigantyczna franczyza multimedialna. Poza tysiącami podręczników, logo D&D widniało na setkach książek, ponad stu grach komputerowych (w tym przebojowym Baldur’s Gate), dziesiątkach komiksów, kilku filmach fabularnych, serialu animowanym. Nie licząc streamów z sesji (w tym Critical Role), figurek, pluszaków, akcesoriów i innych gadżetów.
Dungeons & Dragons to nie jeden, a wiele światów, w których może toczyć się gra czy akcja opowieści (a podróżowanie między nimi nie jest wcale trudne). Chyba najsłynniejszy z tych wymiarów to Zapomniane Krainy (Forgotten Realms), stworzony w roku 1987 (lub 1985, zależy, jak liczyć).
Faerûn – główny kontynent tego świata – to bardzo stereotypowa kraina fantasy. Kolejne pokolenia bohaterów – czarodziejów, kleryków, paladynów tudzież łotrzyków zmagają się ze złem uosabianym przez nekromantów, demony czy złe smoki (oczywiście są też dobre), itd., itp. Jest to tyle klasyczne, co sztampowe, lecz nie znaczy, że w tym świecie nie da się stworzyć ciekawej historii. Tutaj przecież toczy się akcja Baldur’s Gate, Icewind Dale oraz Neverwinter Nights. Tu swoje przygody przeżywał Drizzt Do’Urden.
Twórcy filmu Dungeons & Dragons: Złodziejski honor nie traktowali wspomnianego materiału źródłowego z nabożną czcią. Podeszli do niego nawet z kpiną, jak choćby w przypadku międzyrasowej historii miłosnej, nieskazitelnego paladyna idącego zawsze prostą drogą czy puszystego smoka (i bynajmniej nie pokrytego futerkiem). Sądzę, że bez dystansu byłoby to wtórny i nudny obraz. Jest również sporo mrugnięć oka do osób bardziej zaznajomionych z Zapomnianymi Krainami.
Elementem klasycznych utworów fantasy jest też obecność bohatera zbiorowego – grupy śmiałków wyruszających na misję ocalenia świata, a przynajmniej krainy. Tak jest też w przypadku Złodziejskiego honoru. Bard (Chris Pine), barbarzynka (Michelle Rodriguez), druidka (Sophia Lillis) oraz zaklinacz (Justice Smith) tworzą zgraję kolorową i interesującą. Niekiedy nawet łamiącą stereotypy. Na drugim planie paladyn (Regé-Jean Page) kradnie każdą scenę, w której się pojawia, a łotrzyk (Hugh Grant) jest po prostu czarujący i szelmowski. Najbardziej blado – nomen omen – wypada główna antagonistka (Daisy Head), służka potężnego licza. Drużyna bohaterów pokonuje przeszkody nie potęgą mięśni czy zaklęć, lecz kreatywnym użyciem zdolności i artefaktów. Każda postać ma swoje pięć minut.
Sekwencje walki zrealizowano sprawnie i pomysłowo. Jednocześnie twórcy starają się unikać typowego, statycznego machania mieczami czy chaotycznego montażu, przez który nic nie widać. Świetnie wypadają klasyczne efekty specjalne, kostiumy, dekoracje, charakteryzacja. Trochę słabiej jest w przypadku ujęć generowanych komputerowo, ale nie przeszkadzają one w dobrej zabawie.
Mimo klasycznego sztafażu i prostej w istocie historii, Złodziejski honor jest atrakcyjną rozrywką zarówno dla całkowitych laików, jak i wyjadaczy. Narzekać będą chyba tylko puryści D&D, ze względu na czasem zbyt luźne podejście do świata Faerûnu i zasad gry. Film nie jest też kolejnym sequelem, prequelem, rebootem, cross-overem, sidequelem czy innym „-quelem”. Od czasu Władcy Pierścieni nic w temacie kinowego fantasy ciekawego się nie wydarzyło (o Hobbicie nie wspominajmy). Brakuje mi takich filmów. Lekkich, bezpretensjonalnych, czysto rozrywkowych. Jednak dla wielkich korporacji drogi w produkcji obraz z efektami specjalnymi z niesprawdzonego uniwersum pozostaje zbyt dużym ryzykiem, tym bardziej że Złodziejski honor zaliczył słaby wynik finansowy. Choć drzwi do filmowej czy serialowej kontynuacji nie są zamknięte na głucho.
Czy film byłby równie udany, gdyby nie miał logo D&D? Zapewne tak, bo na swój sposób wyśmiewa tropy fantasy, również te powstałe w kilkudziesięcioletniej historii tej gry. Jednocześnie oczywiście realizuje szereg stereotypów o walce dobra ze złem, zdobywaniu magicznych skarbów oraz rzucaniu efektownych zaklęć.
D&D jest wszędzie. Dlaczego zatem jest z nim tak źle? Piszę te słowa po masowych zwolnieniach w Hasbro (macierzystej firmie Wizards of the Coast, wydawcy wspomnianej gry), które dotknęły 1100 osób. To gigantyczna korporacja, warta miliardy dolarów, więc raczej nie upadnie, ale z D&D jako grą fabularną może być krucho (również przez inne zeszłoroczne skandale). Czy Baldur’s Gate 3, będąca ogromnym sukcesem, i całkiem przyzwoity film, wystarczą by ocalić tę markę? Zobaczymy.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Dungeons & Dragons: Złodziejski honor
Tytuł oryginalny: Dungeons & Dragons: Honor Among Thieves
Rok produkcji: 2023
Kraj produkcji: USA
Wytwórnia: Paramount Pictures
Czas trwania filmu: 134 min
Reżyseria: Jonathan Goldstein, John Francis Daley
Scenariusz: Jonathan Goldstein, John Francis Daley, Michael Gilio na podstawie Dungeons & Dragons
Zdjęcia: Barry Peterson
Montaż: Dan Lebental
Muzyka: Lorne Balfe
Obsada: Chris Pine, Michelle Rodriguez, Regé-Jean Page, Justice Smith, Sophia Lillis, Hugh Grant i inni
Dzięki za recenzję „Dungeons & Dragons: Złodziejski honor”! Zawsze z niecierpliwością czekam na filmy, które próbują przenieść tak bogaty świat, jak D&D, na ekran. Cieszę się, że film spełnił oczekiwania pod względem oddania ducha gry i jej różnorodnych postaci.
Zastanawiam się, jakie były Twoje ulubione momenty w filmie? Czy jest jakaś postać, która szczególnie Cię urzekła? Dla mnie ważne jest, aby film oddawał zarówno akcję, jak i humor, który jest obecny w sesjach D&D.
Mam nadzieję, że pojawi się więcej filmów w tym uniwersum. Dzięki jeszcze raz za świetną recenzję i czekam na kolejne wpisy!