SIEĆ NERDHEIM:

To ja, Imoen! Recenzja pakietu gier Baldur’s Gate: Enhanced Edition

KorektaLilavati
Baldur's Gate Enhanced Edition Okładka
Baldur’s Gate Enhanced Edition Okładka

Jakby mi ktoś rok temu powiedział, że przez miesiąc będę zarywał nocki, grając na PS4 w Baldura, to uznałbym go za zaślepionego nostalgią marzyciela. Większość genialnych klasyków starzeje się kiepsko, więc do odgrzewanych (i dodatkowo przyprawionych) kotletów podchodzę raczej sceptycznie, niezależnie od szczenięcego uwielbienia dla ich smaku. To teraz wyobraźcie sobie, że Death Stranding i już nieco zakurzone Horizon: Zero Dawn czekają od jakiegoś czasu na swoją kolej w napędzie, bo erpegowi dziadkowie kupili 100% mojej atencji opowieścią o lochach, smokach, nieuprzejmych NPC-ach i takim jednym gnomie, którego zaloty musiałem odrzucić przez wzgląd na flirt z półelfką.

Może na początek wyjaśnijmy, co właściwie dostajecie od studia Beamdog w opisywanym pakiecie – dosłownie wszystko. Obie części Baldur’s Gate i całą zawartość dodatkową, łącznie z całkiem świeżym (no i dosyć kontrowersyjnym) Siege of Dragonspear. Samej grze, oprócz odświeżonego silnika i grafiki, dodano trochę funkcjonalności (multi między platformami), nowe postacie, questy i klasy postaci. Skłamałbym, mówiąc, że pamiętam oryginał na tyle dobrze, żeby automatycznie zauważyć wszystkie wprowadzone zmiany, poza nowymi poziomami trudności oferującymi zabawę zarówno dla kompletnie pozbawionych głodu wyzwania (story mode bez śmierci), jak i dla entuzjastów maksymalnego utrudniania sobie życia. Listę bonusów i naprawionych bugów musiałem sobie wyszperać w necie i zapewniam, że jest pokaźna.

Baldur's Gate zrzut ekranu
Wielką Matkę to trzeba szanować.

Mam wielką nadzieję, że po odnowionego Baldura sięgną także gejmingowe świeżaki, więc specjalnie dla nich wytłumaczę w skrócie fabułę. To typowe high fantasy rodem z piwnicznej sesji RPG przyprawionej colą z dyskontu i mamusinymi tostami. Wcielamy się w rolę najważniejszej osoby w okolicy, naznaczonego strasznym dziedzictwem wybrańca. Nasz przybrany ojciec wyprawia nas w świat, a świat bez przerwy dostarcza nam masy problemów związanych głównie z zabijaniem maszkaronów w śmierdzących lochach i zdobywaniem fajnych itemów +5. Na swojej drodze napotkamy masę pomocnych śmiałków (z których każdy ma swoją historię), armię wrogów w kolczastych pancerzach i całe spektrum mniej lub bardziej topornych wyborów moralnych. Brzmi banalnie i naiwnie, no i teoretycznie trochę takie jest, ale miłośnika fantastyki po długotrwałym detoksie od tego konkretnego typu narracji porwało bez reszty, głównie za sprawą przytłaczającej ilości angażującej zawartości.

Baldur's Gate zrzut ekranu
Windą do nieba piekła

Pod względem mechaniki to standard, nieco już zapomniany w dzisiejszych czasach. Zbieramy sobie ekipę pomagierów i łazimy po zamkniętych, dwuwymiarowych lokacjach (bardzo ładnych zresztą), obserwując je w rzucie izometrycznym i wchodząc w interakcję z zamieszkującymi je sprite’ami. Oprócz bardzo rozbudowanych dialogów wszystkim milusińskim zwykle po prostu wklepujemy, korzystając ze zdobytego uzbrojenia albo wachlarza czarów i umiejętności, odpowiednich dla każdej z klas. Wielkie znaczenie ma system aktywnej pauzy, dzięki któremu możemy w każdym momencie zatrzymać akcję i rozdzielić zadania pomiędzy maksymalnie sześć postaci w drużynie. O ile na niższych poziomach trudności ma to znikome znaczenie, o tyle na wyższych walka zamienia się w prawdziwe taktyczne piekło, które będą zdolni przetrwać jedynie gracze świadomi wszystkich możliwości i słabostek swoich pionków.

Baldur's Gate zrzut ekranu
Całkiem wygodny ekran dowodzenia

Baldur’s Gate to trudna gra. Może nie trudna w sposób prezentowany przez pozycje spod szyldu Dark Souls, ale wymagająca czasu, cierpliwości, pomyślunku, ciągłych zapisów i tolerancji dla braku popularnych dziś ułatwień (żaden fast travel, trzeba biegać). Wprowadzenie dodatkowego banalnego poziomu trudności czyni ją bardziej przystępną dla sceptyków planowania każdego ruchu i ułatwia zwykłe śledzenie historii, ale czy w Baldura naprawdę da się jeszcze grać pod koniec drugiej dekady XXI wieku? Zdecydowanie tak, nawet trzeba, bo pomimo upływu lat ten tytuł pozostaje wzorcowym przykładem gry wykonanej z sercem, dbałością o szczegóły i ogromną miłością do medium i tematyki. Biorąc pada do ręki (nie wspomniałem, grałem na PS4), musicie pamiętać o archaicznym charakterze przedstawionego świata i mechaniki, ale wyjście z modernistycznej strefy komfortu zagwarantuje wam kilkadziesiąt godzin wypełnionych humorem i masą zadań pobocznych. Przede wszystkim jednak dostaniecie opowieść, która pomimo patetycznego heroizmu potrafi zaangażować, umożliwiając wczucie się w prowadzony zlepek pikseli. Już po dwóch rozdziałach ze zmarszczonym czołem głowiłem się nad większością decyzji, próbując wyobrazić sobie, czy mój złodziejo-wojownik (wiem, oklepany wybór) wolałby ocalić mieszkańców wioski, czy skazać ich na zagładę w zamian za stosik złotych monet. Tutaj każda decyzja niesie za sobą konsekwencje, niektóre z nich potrafią naprawdę zmienić status quo magicznych krain.

Baldur's Gate zrzut ekranu
„Arystokracja!”

Przede wszystkim byłem zaskoczony tym, jak przyjemnie się w to gra na konsoli. Sterowanie wymaga trochę czasu na pełne ogarnięcie czynności bardziej skomplikowanych niż ruch po mapie, ale już po kilkunastu minutach powinniście być w stanie śmigać po Wybrzeżu Mieczy, przerzucać ekwipunek między członkami drużyny (pamiętajcie o przyciskach R1 i L1, od razu mówię) i rozwalać biednych panów goblinów na jeszcze mniej złożone wizualnie, czerwonawe fragmenty. Baldur’s Gate nie wygląda też tak tragicznie, jak mogłaby sugerować jego data produkcji, ale nie oszukujmy się – to gra sprzed dwóch dekad i żadna ilość polerowania tego nie zmieni. Jeśli graficzne fajerwerki są dla was niezbędne, to pomimo dostosowania do większych rozdzielczości nie jest to propozycja dla was. Malownicze dwuwymiarowe plansze cieszyły moje oczy dzięki różowym okularom nostalgii, młodszych graczy może to nie kupić. Jak na dzisiejsze czasy zachwyca na pewno czas ładowania, bo czas dzielący uruchomienie konsoli od rozpoczęcia rozgrywki zależy głównie od szybkości wciskania przycisku X – niby szczegół, ale z jakiegoś powodu wzbudził we mnie zgredziarską radość.

Baldur's Gate zrzut ekranu
Człowiek w butelce, głowa w słoiku.

Po oderwaniu się od pada i kilku chwilach chłodnej analizy nie mam niestety problemu ze wskazaniem kilku mankamentów. Przede wszystkim zawodzi tłumaczenie – głównie ze względu na bardzo widoczne dziury, obejmujące głównie materiały dodatkowe. Ze względu na to dosyć kusiło mnie zrezygnowanie z polonizacji, wliczając w to cudowny głos Piotra Fronczewskiego, by ciągłe przeskoki lingwistyczne nie zakłóciły mi immersji, ale jakoś przebolałem. Z perspektywy czasu zdałem sobie również sprawę, że samo spolszczenie nie jest nieskazitelne – w dzienniku zadań (niezbędnym do wykonywania questów) zdarzały się wpisy mylące i niejasne. Po angielsku to też się zdarza, ale nie aż tak często. Poza tym sam voice acting bywa tak przesadnie karykaturalny, że ma potencjał wzbudzania nerwicy. Ostatecznie wyjdę na wygodnickiego, ale lata rozwoju elektronicznej rozrywki przyniosły masę usprawnień, które nawet nie zmniejszają faktycznego poziomu trudności, a po prostu pomagają oszczędzić kupę czasu. Przy okazji ulepszania na dużą skalę można było się pokusić o wprowadzenie kilku z nich, przyspieszających podróżowanie lub usprawniających kontrolę nad ekwipunkiem. Zupełnie nie raziła mnie za to fabuła, również w powszechnie krytykowanym Siege of Dragonspear – nawet poza głównymi wątkami wyrazistość charakterów postaci pobocznych i różnorodność nieobowiązkowych wyzwań zachęcały do maniakalnej eksploracji.

Moje zadowolenie z rozrywki, zakrawające chwilami na poważne uzależnienie, nie zaburzyło świadomości faktu, że Baldur’s Gate nie jest grą dla każdego. To nadużywany frazes, ale w tym przypadku zdecydowanie trafny. Powrót do klasyki z pewnością trafi w serducha starszych graczy, może przekona do siebie też bardziej cierpliwych podrostków, ale zdecydowanie nie zatrzęsie wypełnionym nowościami rynkiem. Ekipa Beamdog wykonała kawał dobrej roboty, przenosząc zasłużoną markę na nowe platformy i pomimo kilku niedociągnięć tchnęła nowe życie w coś, co dla wielu z nas było ważnym, barwnym elementem szarej polskiej codzienności końca lat 90. Jeśli choć trochę wam tego brakuje, warto zainwestować w ten tytuł, wieczory wypełnione fantastycznym eskapizmem gwarantowane.

Serdecznie dziękujemy CDP za udostępnienie egzemplarza gry do recenzji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Baldur’s Gate: Enhanced Edition
Platformy: PC, PS4, XONE, Switch, Android, iOS
Producent: Overhaul Games
Wydawca: Beamdog
Dystrybutor: CDP
Gatunek: RPG
Premiera: 15 października 2019

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + dobry port<br /> + bardzo dużo poprawek<br /> + angażująca fabuła<br /> + wciąż genialny klasyk</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – niepełne tłumaczenie<br /> – zdecydowanie nie dla każdego</p> To ja, Imoen! Recenzja pakietu gier Baldur's Gate: Enhanced Edition
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki