
I w tym roku dymki gęsto spowiły nasze głowy, niosąc ze sobą wiele doznań i pozwalając się delektować różnymi odmianami obrazkowego medium. Moc, delikatność, aromat autorskich mieszanek – wszystko skutecznie wniknęło w nasze płuca, znaczy się serca. Zapewniamy – to nie szkodzi na układ krążenia! Wręcz przeciwnie.
POZOSTAŁE PODSUMOWANIA:
- PODSUMOWANIE ROKU 2024 – GRY
- PODSUMOWANIE ROKU 2024 – FILMY
- PODSUMOWANIE ROKU 2024 – SERIALE
- PODSUMOWANIE ROKU 2024 – KSIĄŻKI
- PODSUMOWANIE ROKU 2024 – MANGI/ANIME
YAIEZ:
5. Saint-Elme

O komiksach w tym roku rozpisywać się nie zamierzam, odciski palców sobie już starłem na gładko recenzjami i prawie wszystkie tytuły z tej listy również już opisywałem. Jako leniwa buła będę wobec tego mówił skrótowo i przy okazji linkował pełne teksty.
Saint-Elme co prawda wydawniczo zaczęło się w roku 2023, ale to 2024 dał nam długo oczekiwane zakończenie. Zakończenie, od którego zresztą w dużej mierze zależał poziom mojego zadowolenia z lektury, bo tak jak w bardzo bratnim klimatycznie Fargo, tak i tutaj wszystkie nitki fabularnego kłębka zmierzały stopniowo do kulminacji. Absolutnie się nie zawiodłem i uważam tę serię za jedną z najlepszych, z jakimi w swoim przesyconym komiksami życiu miałem przyjemność obcować.
4. Frontier

Boziu, jakie to piękne! Jaka urocza ta stylistyka chibi, a przy okazji wszystkie ilustracje raczą dziesiątkami szczegółów i doskonałą kompozycją! Frontier kupił mnie z marszu warstwą wizualną. Po kilku stronach przekonałem się, że pozornie infantylna stylistyka towarzyszy jednej z mądrzejszych opowieści o szukaniu swojego miejsca w świecie. Obecność na topliście była zapewniona od momentu przewrócenia ostatniej strony tego komiksu.
3. Hillbilly

Redneck Hellboy w oparach folkloru Apallachów. Nic więcej nie muszę mówić. Jeśli to komiks dla was, to już po tych kilku słowach będzie to oczywiste.
2. Życie wesołe smutnego psa Corneliusa

Chciałbym całkowicie uniknąć konieczności opisywania tego komiksu w jakikolwiek sposób. Mam bowiem wrażenie, że z każdym kolejnym słowem, o ile miałbym wrażenia swoje oddać trafnie, zniechęcałbym jedynie przynajmniej połowę z was do lektury.
Dlatego poproszę tylko, spróbujcie poznać Corneliusa osobiście. Bardzo możliwe, że już go znacie. Bardzo możliwe, że obudzi w was sporo żalu poukrywanego w prostej prozie życia. Warto jednak zaryzykować, bo to zwyczajnie świetny Komiks, specjalnie przez wielkie „K”. Maksymalne wykorzystanie potencjału tego medium, kalejdoskop jego form i fabuła będąca zwierciadłem uwydatniającym emocjonalne niuanse zwykłej codzienności w bezcelowym marazmie, z humorem włącznie.
1. Murder Falcon

Robota Daniela Warrena Johnsona to dla mnie zawsze taka kwintesencja komiksu. Jakby ktoś wziął reprezentacyjne przykłady tego medium, gotował przez trzy dni do totalnego odparowania wody, a potem jeszcze jakoś chemicznie wyciągnął resztki szajsu niezwiązanego z tematem. Nie wiem, nie znam się na naukach ścisłych.
Johnson potem bierze taką pigułę stężonej masy komiksowej i dokłada magiczną cząsteczkę swojego ogromnego serducha. W efekcie dostajemy dzieła skrajnie intensywne, popkulturowe do bólu, niesamowicie zilustrowane i zwykle bardzo poruszające w nieco abstrakcyjny sposób. O rzeczach ważnych w sposób często niepoważny, ale nie zawsze.
Murder Falcon jest przy tym jednym z najlepszych komiksów tego autora i totalnym zwieńczeniem streszczonego przed chwilą stylu. Jeśli miałbym w zeszłym roku przeczytać tylko jedną rzecz, to bez wątpienia wybrałbym ten tom.
JUSTIN:
5. Portret pamięci / Niebo w głowie

Musiałem zarządzić podwójną nominację na tym miejscu. Oba tytuły o wysokim rejestrze emocjonalnym, oba dotyczą dorastania, w obu wiele zamyka się w samotnym rozliczeniu myśli. Pierwszy to intymny głos wspomnień sięgających wojennych życiorysów dziadków i brzemienia pamięci. Drugi łączy drastyczne fakty z emigracyjnej historii współczesnej Afryki i baśniowy schemat inicjacyjny. Oba wyrażają próbę sił w totalnie różnych światach i przy totalnie różnym potraktowaniu pojęcia walki. Oba robią to z uderzeniową mocą dzięki wyrazistemu językowi graficznemu.
4. Alack Sinner 1.Wiek niewinności

Niby proste – noir; ale jaka ta czerń gęsta! A przy tym nie wypełniła jeszcze wszystkich białych plam w życiorysie zgorzkniałego bohatera – przynajmniej z perspektywy polskiego czytelnika. Jak najbardziej zasadny status legendy w historii światowego komiksu – drapieżnie kreatywny na każdym poziomie, bezpośredni wobec ówczesnej rzeczywistości, od której wcale się zbytnio nie oddaliliśmy. Kapitalizm, korupcja, konflikty – kryzys społeczny i wewnętrzny. A który rodzi który? I nie da się z tego skutecznie wyspowiadać.
3. Ostatni dzień Howarda Phillipsa Lovecrafta

Pisarz z popkulturowego panteonu nieśmiertelnych na progu niechcianej nieśmiertelności. A tu kolejka do marów, a tu astralna poniewierka z podstępnymi kusicielami uosabiającymi życiowe klęski i ambicje, przewlekłe procesy rozliczeniowe z przeszłością w imieniu przyszłości. Tęsknota za niebytem jako najważniejszy zapis domniemanego testamentu duchowego, który w imieniu Lovecrafta spisał Romuald Giulivo, a wizyjnie opieczętował Jakub Rebelka. Kosmicznie egzystencjalna groza istnienia – takim epitafium Howard Phillips wzruszyłby się na pewno. Może i po dżentelmeńsku skrycie, ale na pewno.
2. Życie wesołe smutnego psa Corneliusa

Istne komiksowe cacko z dziurką – przepyszna wizualnie mieszanka form gęsto polana autotematycznym lukrem, ale przez wspomnianą dziurkę Marc Torices w każdą planszę wtłacza po kropelce destylat emocjonalnego paskudztwa. Labrador Cornelius to globalny ambasador mimo woli państwa depresji, niedowartościowania, mitomanii, niebezpiecznie daleko posuniętej życiowej naiwności i paranoi. Czuć się jak zbity pies? Więcej – jak Cornelius! A jak chciałoby się go jeszcze uderzyć – spokojnie, zawsze kij się znajdzie. Nie ma? Dalej, Cornelius, aport!
1. Terapia grupowa

Kolejna autobiograficznie umotywowana i artystycznie eksperymentalna opowieść Manu Larceneta. Spośród wszystkich dotychczasowych tytułów Francuza chyba najbardziej dyskusyjna w odbiorze pośród fanów, dla mnie po prostu bezkonkurencyjna. Masowo rażąca ironia, błazeńska walka z cieniem, niekończący się ciąg kapitulacji i szarż, wszystko pod sztandarem sztuki (nie tylko komiksowej) i w terapeutycznym kaftanie autoekspresji. Manu niezmordowanie walczy z medium i swoim życiem w paradoksalnej formule full contact distance.
FUSHI:
5. The swimming song

To malutki komiks, zapis pobytu autorki we Francji w ramach stypendium na pracę twórczą. Ujęła mnie atmosfera lekkości, którą przekazuje Ania Krztoń, choć nie pisze jedynie o radościach z wyjazdu czy międzynarodowych rozmów. Pokazuje za to, jak jej bohaterka stopniowo znajduje sobie miejsce wśród obcych ludzi i obcego miasta, jak między różnymi osobami buduje się niewymuszona bliskość i wspólnota, chwilowa, a przecież idealna i wystarczająca.
4. Stachanowiec in space

Polska manga! Brzmi kuriozalnie? O, to jeszcze i tak niczego nie wiecie!
Przyszłość. ZSRR nigdy nie upadł, rozwija się na pełnej petardzie i razem z Japonią podbija kosmos. W tych okolicznościach czasoprzestrzeni potomek słynnego Stachanowa z nagła zostaje kosmicznym pilotem do zadań specjalnych. Czy doświadczenie w Space invaders pozwoli mu uratować świat? Jak słyszycie, może nie jest to historia, której nigdy dotąd nie dostaliśmy, ale zapewniam, przyprawiona jest oryginalnie, bywa sucharna, ale też po prostu zabawna. A mangowa kreska Kurowskiego i cyberpunkowe widoki to czyste cudo.
3. Cavalieri

Przepiękny, kameralny, ciepły i queerowy komiks o zauroczeniu między Michałem Aniołem i tytułowym Cavalierim. To niesamowicie czuła opowieść, pełna miłości do sztuki i Florencji. A jednocześnie mówiąca o tym, co się dla owej sztuki poświęca.
Nie napiszę o tym komiksie niczego lepszego od wpisu Dawida Głowni: https://www.facebook.com/share/p/18cNbG7pYQ/
2. Czarne serce

Łukasz Godlewski wraca do klasyki horroru, bogini Kali i jej kultów, unikając przy tym orientalizacji i kolonialnego spojrzenia – chociaż bez kolonializmu właściwie nie byłoby tego komiksu, bo kurs na katastrofę obrany został we współczesnej Warszawie, a nawet dużo dalej (i wcześniej), ale o tym dowiecie się już sami.
Nie wiem, co jest tu straszniejsze – sama historia piekielnego pudełeczka, czyli klasyczny horror Łukasza, czy może jednak faktograficzne posłowie Mikołaja Kołyszko, z którego dowiecie się, że mordy rytualne w Indiach nigdy się nie skończyły. Przy czym ani jeden z chłopaków nie wyraża przekonania, że to zło dzieje się gdzieś indziej, w egzotycznych okolicznościach i kulturach odmiennych od naszej, jakże cywilizowanej.
1. Krótka historia barszczu ukraińskiego

Przyczynek do ludowej, rodzinnej historii Ukrainy, w którym odnajdzie się każdy, kto kiedykolwiek próbował odtworzyć przepis babci na klasyczne danie narodowe. To przy okazji wielka pochwała różnorodności leżącej u podstaw każdego dziedzictwa kulturowego – dzikiego, oddolnego, nieskodyfikowanego, niesionego w garnczkach, chochlach i szczyptach przypraw do smaku, ale przecież też rodzinnych opowieściach czy generalnie tym, co w pewnym momencie zyskuje szacowne miano folkloru.
A do tego świetnie się to czyta. I lepiej mieć pod ręką coś na „pocące się” oczy.