SIEĆ NERDHEIM:

GRY NASZEGO DZIECIŃSTWA Część druga

Słyszycie dźwięk płyty CD w napędzie komputera? Macie wrażenie, że 2 MB RAM-u zmieniło wasze życie na lepsze o jakieś… 50 razy? Czy pyrkający modem od internetu wydaje cały czas takie dźwięki, jakby w środku był sam szatan? Czy wasza półka nie mieści już gigantycznych opakowań po grach? Czujecie to? Nie wiem jak wy, ale ja czuję to tak mocno i intensywnie, że aż łzy same napływają do oczu. Tak – to zapach nostalgii! Czas na drugą część naszego redakcyjnego zestawienia gier dzieciństwa. Tym razem siedmiu wspaniałych wysłanników przeszłości zabierze was w kolejną podróż, gdzie piksele atakowały oczy graczy, rozgrywka często nie należała do najłatwiejszych, ale za to była niezwykle satysfakcjonująca. Jesteście ciekawi, co tym razem wam zafundujemy? Zapraszamy więc do wpisu – osobom wrażliwym na słowa retro, nostalgia, „CD-Action” czy NES polecamy zaopatrzyć się w chusteczki lub znaleźć parę wolnych chwil na poszperanie w internecie – odkryłem parę perełek, które można po latach kupić. Wspomnienia są cudowne, ale chciałoby się wrócić do tych tytułów sprzed lat jeszcze raz.

Pierwsza część gier naszego dzieciństwa znajduje się TUTAJ.

PONTON

Atlantis: Zapomniane opowieści (1997)

Książę i Tchórz ogarnięty po raz 89 839? Totem w Ace Venturze ułożony? Diablo pokonany? W co tu zagrać? Na szczęście nadchodzi czas pierwszej komunii i ciocia przychodzi z pomocą. Poza trylogią Sienkiewicza (idealny prezent dla ośmiolatka, jarającego się LEGO i G.I. Joe) otrzymałem również moją pierwszą przygodówkę z pierwszoosobową perspektywą. Było to nowe doświadczenie – czasem przyjemne, czasem odwrotnie. Pamiętam, jak całą rodziną układaliśmy planety w odpowiednim ułożeniu w obserwatorium. Wydawało się, że jest tam milion kompilacji i że to błąd w grze, i dalej nie przejdziemy. Doszło nawet do zwierzęcych rękoczynów – gdy rodziców nie było obok, to w złości rzuciłem myszką tak, że usłyszałem klik. True story – tak właśnie rozwiązałem tę zagadkę – brakowało jednego kliknięcia 🙂 Poza momentami frustracji przy logicznych łamigłówkach to był kawał historii, ciekawa intryga, świetne tłumaczenie, zróżnicowane tempo i wiele momentów, które pamięta się po dziś dzień. Przede wszystkim to cudowne latające statki, polowanie na dzika, knajpa Pod Szkarłatnym Kogucikiem i zdradzający nas Laskojt czy wizyta na Antarktydzie. Atlantis to kawał gry – druga część też dawała radę, ale jednak sercem jestem przy Zapomnianych opowieściach.

Atlantis : Secrets d'un monde oublié - Abandonware France

Mortyr (1999)

Z tym tytułem mam dosyć ciekawe wspomnienie. Za dzieciaka nigdy nie byłem fanem strzelanek – siedziałem bardziej w klimatach przygodowych i RPG. Nie pamiętam dokładnie, jak doszło do tego, że odpaliłem tę grę – bardzo możliwe, że dostałem ją w prezencie od osoby, która nie miała pojęcia o moich gustach. I chwała za tę niewiedzę, bo dzięki temu doświadczyłem pierwszej kooperacji w czasach, w których FPP było tylko jednoosobową rozrywką. Razem z ziomkiem losowaliśmy przed każdą rozgrywką, co kto będzie robił. Podział był prosty – jeden strzelał, drugi chodził, biegał, skakał i się schylał. Oczywiście na jednej klawiaturze i przyznam, że przeciwnik łatwo nie miał 🙂 Jedna z pierwszych polskich strzelanek 3D, która na zawsze będzie miała miejsce w moim pontonowym, nostalgicznym serduszku. Podejrzewam, że zestarzała się niesamowicie, ale nie będę tego sprawdzał, aby nie niszczyć sobie pięknych chwil dzieciństwa.

Mortyr (1999) - Giermasz - Radio Szczecin

Planescape: Torment (1999)

Kiedy już pozachwycałem się Baldur’s Gate II oraz w momencie, w którym Icewind Dale okazał się zbyt mało fabularny, postanowiłem zmienić nieco klimat, jednocześnie nie odchodząc od RPG-ów i sięgając po inny produkt od Black Isle Studios. Padło po najeżonego po brzegi liniami dialogowymi Planescape: Torment i jak początkowo nie mogłem się do niego przekonać, to po jakimś czasie ten Wieloświat pochłonął mnie bez reszty. Już nie mówiąc o interesującym uniwersum portali, to ogromna zasługa w głównym bohaterze i jego towarzyszach. Każdy z nich inny, każdy posiadający różne umiejętności oraz historię. Uwielbiałem teksty Morty’ego, szczególnie w polskiej wersji, która ma filmowe, ojczyste nawiązania, chociażby: „Repley, repley… nie ma repley’a”, czyli lekko zmieniony cytat z Seksmisji. To świetny sztab aktorów dubbingujących – poza Emilianem Kamińskim usłyszeć można było Adriannę Biedrzyńską, Gabrielę Kownacką czy Wiktora Zborowskiego. Świetna rzecz, genialna po dziś dzień – nie zliczę, ile godzin spędziłem na poznawaniu historii Bezimiennego, wybieraniu frakcji, masakrowaniu sukkubów czy czytaniu rozbudowanych dialogów.

Opowieści o Udręce – część 2 :: Planescape: Torment :: Gry :: Game Exe

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Marcin Gontarski
Marcin Gontarski
Ponton lubi pisać i rozmawiać o kinie, o serialach, o popkulturze. W życiu osiągnął zawodowy spokój - pracuje jako kinooperator w warszawskim kinie Iluzjon, gdzie poza nośnikami cyfrowymi ma okazje wyświetlać filmy z taśmy 35mm. Tą wiedzą również lubi się dzielić. W chwilach wolnych gra na PS4, pije piwo oraz marzy o tym, aby spotkać Stevena Spielberga i Petera Stormare'a. Pocieszna mordeczka, która kocha Star Wars, Blues Brothers i Cinema Paradiso. Znalazł swój Nerdheimowy,, redakcyjny dom :) Dojrzał do tego, aby założyć własnego bloga i tak sobie dzierga swoje przemyślenia i publikuje swoje opinie.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki