SIEĆ NERDHEIM:

SMOCZA ZABAWA Z KULKAMI zbiorcza recenzja mangi Dragon Ball (tomy 1-42)

Dragon Ball nie jest najlepszą mangą, jaką w życiu czytałem, ale najważniejsze i najbardziej lubiane dzieło wcale nie musi być tym najlepszym. Tak jest właśnie w tym przypadku, bo Smocze Kule to dla mnie coś więcej niż tylko kolejny dobry komiks. To kawał mojego dzieciństwa, wielka pasja, która miała na mnie niezwykły wpływ i do dziś budzi wielki sentyment. Z okazji premiery kontynuacji opus magnum Akiry Toriyamy postanowiłem po raz kolejny wrócić do tej opowieści oraz tych emocji i skreślić na ich temat kilka słów, choć przecież wszystko w temacie zostało już powiedziane po wielokroć. Nie liczcie więc na świeżość, nie liczcie też, że będę obiektywny, bo to niemożliwe. Ale jeżeli kochaliście – i kochacie – DB, z pewnością się „dogadamy”.

Zanim przejdę do konkretów, kilka słów o samej treści Smoczych Kul. Rzecz, jak każda manga typu shounen (czyli przeznaczona dla nastoletnich chłopców), została zbudowana według konkretnego schematu. Głównego bohatera, Son Gokū, poznajemy, kiedy mieszka w domu na górskim odludzi. Kiedyś żył tu razem z dziadkiem, dziadkowi jednak się zeszło, więc chłopak stara się jakoś sobie radzić. Co prawda na świecie pełno jest wszelkiej maści niebezpieczeństw, ale Gokū nie jest zwykłym dzieckiem. Posiada małpi ogon, niezwykłe pokłady siły, nieustannie jest głodny, a przy okazji dobrze wyszkolony do walki. A to, że przy tym wszystkim jest skrajnie niewinny, naiwny i nieświadomy większości rzeczy, przysparza mu tylko kolejnych kłopotów. Przekonuje się o tym, kiedy spotyka Bulmę, dziewczynę z wielkiego miasta, pyskatą córkę genialnego naukowca, która chce zebrać tytułowe smocze kule. Ten, komu uda się zebrać wszystkie siedem, dostanie możliwość spełnienia jednego, dowolnego życzenia. Gokū, poniekąd wbrew swej woli, dołącza do Bulmy i tak zaczyna się największa przygoda jego życia. Nie ona jedna szuka bowiem kul, te zresztą też kryją wiele tajemnic. Tak samo jak Son Gokū…

Dragon Ball to manga, która przede wszystkim opiera się na walkach. Starcia między bohaterami potrafią ciągnąć się przez kilka dwustustronicowych tomów, a z każdym kolejnym etapem opowieści ci stają się coraz potężniejsi, a demolka coraz bardziej spektakularna i zakrojona na większą skalę (ostatecznie nawet niszczenie całych planet nie jest tu niczym niezwykłym). Być może brzmi to infantylnie, a na dodatek tak, jakby seria nie miała nic więcej do zaoferowania, ale tak nie jest. Wręcz przeciwnie.

Oczywiście już samo to czyta się znakomicie – nie będę zaprzeczał, że dużą rolę w odbiorze (przynajmniej w moim przypadku) odgrywa sentyment, ale nie dałoby się na nim zbyt długo opierać. Owszem, jako dziecko nie miałem wielkich oczekiwań odnośnie do podobnych historii, chciałem się rozerwać, poczytać coś o męskich bohaterach, obejrzeć kilka kadrów z łagodną erotyką, których w DB bynajmniej nie brakuje, jednak manga Akiry Toriyamy, swoją drogą inspirowana wczesnymi filmami z Jackiem Chanem, wciąż dostarcza mi świetnej rozrywki. Co o tym decyduje?

Całość zaczyna się jak typowa komedia shounen i humor – choć z czasem jest go zdecydowanie mniej, a całość zmienia się w poważnego bitewniaka, gdzie bohaterowie stale tracą życie – jest z nami do końca. Czy jest wyszukany? Nie, ale śmieszy i dodaje lekkości, a o to przecież chodzi. Akcja też jest ciekawa, bo choć pojedynek może zajmować i 500 stron, nie ma w tym grama nudy. I nie chodzi wcale o to, że starcia te są dynamiczne, choć są, w ich trakcie dzieje się wiele różnych, często jakże dramatycznych czy wzruszających rzeczy.

Poza tym manga oferuje nam także intrygujący świat przyszłości – nie do końca jest to nasza Ziemia, jeśli uważniej się jej przyjrzeć (choć może to Ziemia po pewnych przemianach?) – zaludniony przez mnóstwo barwnych postaci. Sztuki walki są tu nie tylko czymś na porządku dziennym, ale wręcz podstawową rozrywką, ludzie na dodatek potrafią władać mocą ki, do tego mamy smocze kule, bóstwa… Z czasem akcja przenosi się także na inne planety, a nawet w zaświaty.

Zabawa z Dragon Ballem jest wręcz przednia. To wprawdzie seria głównie dla nastolatków, ale i w dorosłych, wciąż pamiętających siebie z czasów, kiedy z pasją chłonęli opowieści SF i sami chcieli być bohaterami władającymi niezwykłymi mocami obudzi wiele emocji. Świetne narysowane, pełne niezapomnianych scen, mimo niemalże 35 lat, które minęły od jego premiery, wciąż robi duże wrażenie. Większość amerykańskich komiksów superhero nie dorasta mu nawet do pięt – i za to właśnie kocha się Smocze Kule.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Dragon Ball
Data premiery: 2001-2003
Scenariusz i rysunki: Akira Toriyama
Typ: komiks / manga
Gatunek: shounen

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Michał Lipka
Michał Lipkahttps://ksiazkarniablog.blogspot.com/
Rocznik 88. Próbuje swoich sił w pisaniu, w tworzeniu komiksów także. Przede wszystkim jednak czyta - dużo, namiętnie i bez chwili wytchnienia. A potem stara się wszystko to recenzować. Prowadzi także książkowego bloga https://ksiazkarniablog.blogspot.com
<p><strong>Plusy</strong><br /> + wciągająca fabuła<br /> + świetny humor<br /> + epickie sceny walk<br /> + interesujące postacie<br /> + ciekawy świat<br /> + dobre wydanie</p> <p><strong>Minusy</strong><br /> - brak kolorowych stron</p>SMOCZA ZABAWA Z KULKAMI zbiorcza recenzja mangi Dragon Ball (tomy 1-42)
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki