SIEĆ NERDHEIM:

Srebrny medal. Recenzja książki The Rise of the Superheroes

KorektaKoszmar

RotS Okładka

Nie czytam książek, praktycznie w ogóle. Zanim zakochana w literaturze popkulturowa brać powiesi na mnie psy małe i duże, dam jej przynajmniej wyraźne powody: nie chodzi o to, że brakuje mi czasu na porządną lekturę, ja czas mam, tylko po prostu znalazłem sobie milion (no dobra, wyolbrzymiam) bardziej mi odpowiadających sposobów na marnowanie wolnych chwil. W związku z powyższym spanikowałem, gdy The Rise of the Superheroes pierwszymi stronami boleśnie uświadomiło mi, że podjąłem się nie tylko zrecenzowania, ale co gorsza – faktycznego przeczytania książki. Strach doprowadził nawet do tego, że zwróciłem się z łkaniem do przemiłego naczelnego naszej redakcji. Ten, po przeczytaniu mojego “bogowie, chyba się porwałem z motykiem na słońce”, spokojnie wyjaśnił mi, że jednak wypadałoby to zrobić. Ech, no więc robię.

RotS Strona 1

Już kilka pierwszych stron wystarczyło, bym zdał sobie sprawę z niesłuszności mojego zacietrzewienia. David W. Tosh to pasjonat pełną gębą i prawdziwy profesjonalista. Jako specjalista pracujący od 2003 roku przy aukcjach komiksowych sprzedaje temat z niezachwianą wiarygodnością i lekkością pióra, nawet jeśli czasem w jego stylu wyskakują branżowe archaizmy. Dzięki temu w The Rise of the Superheroes zaczytywałbym się nawet, gdyby faktycznie był to opasły tom przytłaczający tysiącami nadwyrężających wzrok liter, w rzeczywistości jest to coś zupełnie innego. Ten tytuł to tak naprawdę ujęta w papierową formę, fascynująca i prosta w odbiorze wycieczka po wypełnionym wzrokowymi bodźcami muzeum srebrnej ery komiksu superbohaterskiego.

RotS Strona 2

To było po 1956 roku, ten cudowny czas, w którym narodziła się większość znanych nam dziś postaci w najbardziej popularnych wersjach. Green Lantern porzucił czerwoną koszulę i kiczowatą pelerynę, a Flash zrezygnował z noszenia na głowie srebrnego talerza. Wraz z nowymi wersjami starych ikon pojawiło się też wielu świeżych dziwaków, takich jak nastolatek akrobata z lepkimi kończynami i radioaktywny kulturysta z dziwną pigmentacją skóry. Oprócz opisywania takich historii przez siedem rozdziałów autor dosyć pobieżnie opowiada powstaniu Comics Code Authority i równoczesnym, stopniowym odrodzeniu popularności barwnych przebierańców. Jednocześnie wyjaśnia najważniejsze zawirowania polityczne, ekonomiczne i personalne w branży, zręcznie unikając moralizowania i obejmowania ideologicznych stanowisk, co w podobnych pozycjach często alienuje część czytelników. Zamiast tego każdy fragment podpiera osobistymi obserwacjami i dostarcza kontekstu za pomocą licznych anegdot komiksowych z własnego życia, dzięki czemu nawet młodemu odbiorcy łatwo zrozumieć i odczuć wydarzenia z przeszłości tak, jak doświadczał ich wtedy młody maniak kolorowych zeszytów. Co więcej – Tosh nie zapomniał nawet o tych, którzy herosów znają głównie z ich filmowych i serialowych wyczynów. Całe wydawnictwo wypełniają ramki nawiązujące do trwającego od lat blockbusterowego szału na peleryny, skutecznie zapewniając kontekst dla większości opisywanych sytuacji.

RotS Strona 3

Jak na każdej dobrej wycieczce (chyba, bo na żadnej aż tak fajnej nie byłem) – wartość merytoryczna to za mało do usatysfakcjonowania bandy rozwrzeszczanych, znudzonych bachorów. Nawet tym odbiorcom, którzy na co dzień dosyć skutecznie symulują dojrzałość, potrzebne są również bodźce wizualne, a tych tutaj nie brakuje. Po moim wcześniejszym narzekaniu aż głupio to przyznać, ale ponad połowę powierzchni stron tej książki pokrywają przepiękne, oldschoolowe okładki i miodne strony zeszytów z tamtych lat, wraz z ciekawym dodatkiem w postaci przykładowych cen przedstawionych egzemplarzy. W mojej niechęci do natłoku tekstu pisanego byłem zachwycony takim wyborem, ale czasem ósma z kolei strona przeznaczona wyłącznie na ilustracje nawet u mnie powodowała przesyt wrażeń wzrokowych. Ten częściowy przerost formy nad treścią nie jest przytłaczająco dużym problemem, bo w całokształcie kompozycji drobiazgowo zadbano o przyjemną dla oka, niezabiedzoną przejrzystość.

RotS Strona 4

Rise of the Superheroes arcydziełem wydaje mi się chyba głównie dlatego, że nie więcej niż tydzień wcześniej musiałem przetyrać sobie mózg gniotem w postaci przewodnika Marvel. Absolutnie wszystko co musisz wiedzieć. Teraz każdy produkt trzymający się jakiegoś sensownego, określonego porządku i przejawiający chociaż minimalne zrozumienie podstawowych zasad przyjemnego dla oka designu graficznego będzie w moich oczach na piedestale redakcyjnej jakości. Gwarantuję jednak, że i bez tego mocnego filtru subiektywności wynikającej z ogromnej krzywdy warto poświęcić chwilę uwagi książce Davida W. Tosha. Chociażby tylko po to, żeby poczytać, jak ktoś z miłością i wyczuwalnym zaangażowaniem wypowiada się o pasji, którą przecież w jakimś stopniu wszyscy współdzielimy. Gdy tylko pomysł przygotowania wydania na nasze, rodzime półki wpadnie do głowy jednego z wydawców, kupię bez zastanowienia. Jeśli się nie doczekam, zamówię w wersji oryginalnej i będę (na siłę) pożyczał (względnie) żądnym wiedzy znajomym.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: The Rise of the Superheroes
Wydawnictwo: Krause Publications
Autorzy: David W. Tosh
Typ: książka / przewodnik
Data premiery: 08.05.2018
Liczba stron: 176

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + odczuwalna pasja autora<br /> + łatwe w odbiorze<br /> + piękne, spójne ilustracje<br /> + dużo ciekawych faktów<br /> + sensownie zredagowane</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – przerost formy nad treścią<br /> – lekka powierzchowność</p> Srebrny medal. Recenzja książki The Rise of the Superheroes
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki