SIEĆ NERDHEIM:

Redakcyjne podsumowanie roku 2023 – GRY

Też macie wrażenie, że 2023 rok troszkę nas rozczarował pod względem growych perełek, zwłaszcza w porównaniu do lat bezpośrednio poprzednich? Nie? To doskonale! To znaczy, że bawiliście się świetnie i z pewnością będziecie mieli wiele pominiętych przez nas propozycji na toplistę zeszłoroczną. Następujących tytułów rekomendować nam nie musicie:

5. Dead Space (Remake)

Toplistę gier wypełnioną pozycjami niedoskonałymi rozpoczynam umieszczając na jej najniższym miejscu pozycję właściwie pozbawione wad. Remake pierwszego Dead Space to dla mnie przykład odświeżenia idealnego, zbiór doskonałych decyzji odnośnie tego, co warto poprawić, a co wypada zostawić bez zmian. Zdecydowana poprawa wycelowana w bardziej nowoczesne rozwiązania quality of life w grach z doskonałą grafiką, która nie stała się jednocześnie kosicielem słabszych sprzętów. Co najważniejsze jednak, Ishimura w nowej wersji pozostaje jednym z najbardziej przerażających i klaustrofobicznych miejsc w historii grozy, nie tylko tej interaktywnej. Cieszę się, że po latach miałem okazję znowu zmierzyć się ze swoją totalną nieumiejętnością grania w horrory poprzez tak dopracowany tytuł.

Czemu więc nie wyżej? Bo to remake i skala mniejsza.

4. System Shock (Remake)

Kolejny remake na liście, ale tym razem podejście inne. W przeciwieństwie do poprzednika, nowa wersja System Shocka zmienia całkiem sporo, ale są to zmiany często powierzchowne i wszystko zostaje naznaczone szacunkiem do absurdalnie kultowego oryginału. Tym samym nie jest to już przykład wyważenia, a odważnych decyzji i tego, jak daleko można się posunąć przy odświeżaniu ukochanych przez wielu marek. Sukces Night Dive Studios był dla mnie z jednej strony ogromnym zaskoczeniem, ale i źródłem niesamowitej satysfakcji. Nowy System Shock pozostaje przy tym grą nieco archaiczną pod względem mechanik rozgrywki, przez co może okazać się zbyt dużym wyzwaniem dla słusznie przyzwyczajonych do wygody dzisiejszych graczy.

3. Lies of P

Najlepszy soulslike poza stajnią FromSoftware i choć szkoda mi, że nasze rodzime Lords of the Fallen okazało się pod wieloma względami kaszaniaste, to kontrast między tymi dwiema pozycjami podkreśla wszystkie zalety Lies of P. NeoWiz Games musi być studiem wypełnionym prawdziwymi zapaleńcami gier soulsborne i to takimi, którzy naprawdę rozumieją, co jest nośnikiem jakości w tym nurcie. Niesamowicie trudna, ale i satysfakcjonująca walka, zręczne wykorzystanie mechanik z gier takich jak Bloodborne i Sekiro w połączeniu z garścią wyjątkowych pomysłów, drobiazgowo przemyślany level design. Koreański deweloper porzucił jednocześnie skrajnie zagadkowy sposób prowadzenia narracji i dał nam fabułę prostą, ale absorbującą i osadzoną w mrocznie czarującym settingu. Dzięki tym wszystkim cechom (i wielu innym) Lies of P porwało mnie na godziny pomimo licznych zgonów i odczuwalnej liniowości. Nie mogę się doczekać następnych tytułów z tego fascynującego świata.

2. Alan Wake 2

Proszę mnie nie bić albo nie mówić przykrych rzeczy, ale późno się załapałem na jaranie cudeńkami od Remedy. Za gnoja nie byłem fanem Maxa Payne’a, pierwszego Alana Wake’a ograłem dopiero na początku zeszłego roku. Zdecydowałem się na to też tylko i wyłącznie dlatego, że Control z marszu stało się jedną z moich ulubionych gier ever i jej oczywiste powiązania z drugim największym IP Remedy wrzuciły Alana Wake’a 2 na mój radar z ogromnym impetem. Wystarczy rzec, że to jedna z zaległości, z których nadrobienia cieszę się najbardziej. Po ograniu tej cudnie dziwacznej fuzji True Detective, Twin Peaks i uniwersum SCP, Sam Lake stał się w moich oczach takim europejskim Hideo Kojimą, czyli gościem, który z tony odważnych, niekiedy nawet bzdurnych pomysłów potrafi utkać dzieło o niesamowitej jednorodności założeniowej i atmosferycznej. Dołóżcie do tego satysfakcjonujący gameplay, dobrą grafikę i kapitalną ścieżkę dźwiękową, gra roku gotowa.

Tylko zakończenie mnie zawiodło, z Final Draft włącznie.

1. Marvel’s Spider-Man 2

Pierwsze miejsce trafia do Pajączka od Insomniac z dwóch prostych powodów. Po pierwsze, z tą grą spędziłem w 2023 roku najwięcej godzin wypełnionych pierwszorzędną rozrywką. Po drugie, w Baldur’s Gate 3 dopiero zacząłem grać. 

Nie zważając jednak na moje opóźnienia z innymi tytułami, Marvel’s Spider-Man 2 zasługuje na powszechne uznanie. Choć dostrzegam, że to napędzany znajdźkami odpowiednik filmowego blockbustera ze słabszym fabularnie trzecim aktem, to jest to również gra zdecydowanie lepsza i dużo większa od już i tak świetnej części pierwszej. Dowód na to, że twórcy (co nie zdarza się często w tej branży) faktycznie słuchają graczy i chcieli im dać coś, co nakręci trybiki eskapizmu na dłuższy czas. Jako odwieczny fanboy Spider-Mana nie mogłem się nie zachwycić, ale i umiarkowanym fanom Marvela opłaca się zaryzykować pobujanie się na sieciach między drapaczami chmur Nowego Jorku. Tak przyjemnych, wizualnie atrakcyjnych i porządnie napisanych przy okazji gier ze świecą można szukać.

5. Lies of P

W zalewie fatalnych premier gier AAA wychodzi nagle pajacyk, co chce być prawdziwym chłopcem i mówi, że ma udany list miłosny do gier soulslike. I wcale mu od tego nos nie rośnie. Wszystkie elementy układanki są na miejscu, odtworzone z mechaniczną precyzją, własnymi dobrze działającymi dodatkami i ogromnym hołdem do produkcji FromSoftware. Jako fan tychże nie byłem zawiedziony, chociaż Lies of P to taki trochę żart w stylu „mamy Bloodborne 2 w domu”, bo podobieństwa są czasem mocno uderzające, a jednak nadal nie jest to „to”. Chociaż stara się bardzo.

4. Slay the Princess

Malutka indyczkowa perełka, która intryguje już samym konceptem: idziesz ścieżką w lesie, aby zabić księżniczkę. Jeśli teraz nasuwa się wam masa pytań, to właśnie na tym polega gra – eksplorujecie różne opcje, i doświadczacie wariantów wydarzeń opartych na percepcji bohatera. Twórcy gry słusznie informowali, żeby nie oglądać gameplayu na YouTube, tylko przeżyć to samemu. Gwarantuję, że ten tytuł was zaskoczy.

3. Laika: Aged Through Blood

Miłość od pierwszej nuty, można powiedzieć. Piękne kolory, urocza kreska kontrastująca z bezlitosną brutalnością, świetny i oryginalny gameplay, wzruszająca historia… wszystko to Laika ma na miejscu i więcej, ale moja audiofilska dusza śpiewała w kontakcie z melancholijną ścieżką dźwiękową w wykonaniu Beicoli i z nastrojowym brzdąkaniem muzyki tła. Połączenie tej warstwy z resztą gry stworzyło niezapomniane doświadczenie. Muzyczne top, które postawiłbym w prywatnej galerii obok Heroes 3, Ace Combat, Disco Elysium, Elden Ring czy Hades.

2. Armored Core VI: Fires of Rubicon

Nowa odsłona Armored Core sprawiła, że miałem ochotę krzyczeć na Sony „Czemu nie macie w katalogu klasyki starszych odsłon!”. Jako fan soulslike oraz Ace Combat zostałem wniebowzięty na Rubiconie w wir akcji pełnej rakiet, laserów i absurdalnie wielkich maszyn. FromSoft pokazuje, że jest w jak najlepszej formie, a do tego potrafi znowu wywołać emocje z powodu postaci, które gracz zna tylko z głosu w słuchawce.

1. Baldur’s Gate 3

Jako fan dwójeczki miałem duże obawy odnośnie tej produkcji od czasu wczesnego dostępu i zapowiedzi twórców. Premiera rozwiała je z podmuchem kuli ognia, a o wszystkich zaletach tego tytułu z pewnością się już nasłuchaliście. Bawiłem się przednie, nawet jeśli przez pewien czas Akt 3 rzucał na mój komputer czar rozgrzania metalu. Zanim Larian naprawili problemy, to… zacząłem od nowa kolejną postacią. Baldur’s Gate 3 pożarł mi straszliwe ilości czasu, a pomimo pewnych bolączek (optymalizacja, niedoróbki, fatalne zarządzanie ekwipunkiem, podstawowa postać blednąca przy innych opcjach na start…) cisnąłem, ile wlezie, aby usłyszeć kolejną genialną linię dialogową. Gra zasługuje na wszystkie otrzymane wyróżnienia.

3. Dredge

Im dalej w las tym bardziej odbijam się od twórczości Lovecrafta. Wciąż doceniam jego pojedyncze utwory, ale nie wyobrażam sobie obecnie usiąść na dłużej przy jednym z wydanych zbiorów jego opowiadań i tak jak dawniej cieszyć się z lektury. Pisząc to, jednocześnie przyznaję, że z rumieńcami oczekuje kolejnych tytułów w jakiś sposób zaliczających się do gatunku weird fiction, w pełni spodziewając się nieuniknionych odniesień do wspomnianego Samotnika z Providence. Nie inaczej jest w przypadku Dredge: gry, w której przyjdzie nam sterować kutrem rybackim i raz na jakiś czas złowić Wielkiego Przedwiecznego lub inną maszkarę. Produkcja jest stosunkowo niewielka, ale naprawdę klimatyczna i wciągająca.

2. Final Fantasy XVI

FF XVI pojawiło się akurat wtedy, gdy odczuwałem głód klasycznych opowieści fantasy. Pragnąłem wcielić się w protagonistę, któremu przyjdzie uratować świat i zasmakować zemsty. Dokładnie to, a nawet trochę więcej, otrzymałem od japońskiej produkcji. Szesnastka jest naprawdę przyjemnym RPGiem akcji, ze światem podzielonym na mniejsze lokacje, prostą i patetyczną fabułą, dobrym systemem walki i epickimi przerywnikami.

1. Alan Wake 2

Na tę kontynuację czekałem wiele lat i wreszcie ją otrzymałem. Była zupełnie inna, niż się spodziewałem, ale to dobrze. Alan Wake 2 to jazda bez trzymanki, zwariowana opowieść w klimatach Miasteczka Twin Peaks, Detektywów i Strefy Mroku.

Shallaya:

3. Dziedzictwo Hogwartu

To nie jest gra idealna. Fabularnie wypada wręcz niezręcznie, gdy zestawimy realia świata przedstawionego z naszym młodocianym czarodziejem radośnie rzucającym Crucio we wszystko w swoim zasięgu. Jednak Hogwarts Legacy zawiera w sobie potężne pokłady magii i gdy zawiesić niewiarę na kołek, to odkrywanie ich staje się czystą przyjemnością. Jeśli długo po zakończeniu fabuły uparcie odmawiam odinstalowania gry i wracam do odkrywania Zakazanego Lasu, podsłuchiwania rozmów i karmienia jednorożców, to byłabym strasznym mugolem, gdybym nie wyróżniła Dziedzictwa Hogwartu w topce roku!

2. Dave the Diver

Nurek za dnia, kelner po zmroku. Odkrywca głębin, pogromca morskich potworów, wyzwoliciel syrenków i niezgorszy farmer. Oto Dave! The Diver. Niebywale cieszy mnie gratyfikacja jakiej doczekał się ten koreański indyk. Przygody Dave’a pokochałam już we wczesnym dostępie, a tegoroczna premiera i szum jaki wokół siebie narobił utwierdza mnie, że dobrze ulokowałam swoje uczucia. Przepiękna pikselowa grafika, wciągająca rozgrywka, zgrabne łączenie różnych typów rozgrywki i balansowanie nimi wraz z postępem gracza, mogłabym tak długo. Wady? Uzależnia!

1. Dredge

Dredge opiera się na bardzo podobnych zasadach co Dave the Diver. Tu również łowimy ryby i zawijamy na noc do portu… ale to wszystko zostaje polane sosem a’la Lovecraft złożonym z niepokoju, tajemnicy i szaleństwa. Z wody wyciągamy coraz to potworniejsze abominacje, w nocy morze otula koszmarna mgła, a mieszkańcy okolicznych wysp przejawiają niepokojącą fascynację pradawnymi artefaktami. Dredge i Dave the Diver łączy wiele oczywistych podobieństw, ale najistotniejszą jest po prostu świetnie poprowadzony gameplay. Klimat i tematyka bardziej kojarzyła mi się jednak z SUNLESS SEA, zwłaszcza gdy nie zdążymy zawinąć do portu przed zmrokiem…

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Adam "Sumo" Loraj
Adam "Sumo" Loraj
Rocznik '98. Student historii. Sięga w równej mierze po anime, filmy, gry wideo, komiksy i książki. Fan twórczości Hideo Kojimy, Guillerma del Toro i Makoto Shinkaia. Od najmłodszych lat w jego sercu pierwsze miejsce zajmują Pokemony, a zaraz potem Księżniczka Mononoke. Prowadzi i gra w papierowe RPGi, w szczególności w Zew Cthulhu i Warhammera. Za najlepszego światowego muzyka uważa Eltona Johna, a polskiego Jacka Kaczmarskiego. Swoje opowiadania publikował w m.in. magazynach: Biały Kruk, Histeria, Szortal na Wynos lub w antologii Słowiański Horror.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki