SIEĆ NERDHEIM:

Redakcyjne podsumowanie roku 2023 – FILMY

Kolejny rok z rzędu zapraszamy was do zapoznania się z selekcją popkulturowych perełek wybranych z gąszczu zeszłorocznych propozycji. Pora na filmy, które w dalszym ciągu podkreślają silną pozycję streamingu i trudną sytuację kin. Nie brakowało jednak obrazów motywujących nas do ruszenia czterech liter celem cieszenia się wielgachnym ekranem i towarzystwem chrupaczy prażonej kukurydzy. Oto niektóre z nich.

5. Strażnicy Galaktyki: Volume 3

Złoty medal za przywrócenie wiary w MCU, nawet jeśli był to jedynie chwilowy przebłysk nadziei.

Dla Jamesa Gunna był to jednocześnie wielki powrót jak i epickie pożegnanie, takie od serca. Jasne, efekty mogły być lepsze, ta kwestia w Marvelu od dłuższego czasu nie domaga, ale w nawiasie blockbusterowych fajerwerków trudno znaleźć filmy stworzone z taką pasją. Zaangażowanie widać tu ze strony całej ekipie, trudno więc, żeby nie udzieliło się ono również publice.

No i zwierzątka, niby lowest hanging fruit w kwestii wyciskania łez, ale jak można czepiać się metody,  jeśli jest skuteczna? Przy okazji, co się rzadko w tym dzisiejszym Marvelu zdarza, przekazuje sprawnie potrzebne morały. Trzecia część Guardiansów była by jednym z lepszych filmów franczyzy nawet w latach jej świetności. Teraz to perełka o niepowtarzalnym blasku.

4. Spider-Man: Poprzez multiwersum

Nie lubię się powtarzać, ale trzeba. Jestem totalnym fanbojem Spider-Mana od najmłodszych lat swojej egzystencji. Gdyby Poprzez multiwersum okazało się nawet filmem miałkim, eksploatacją znanej marki bez żadnej wartości dodanej, pewnie i tak udało by mi się znaleźć jakieś usprawiedliwienie celem wciśnięcia tego filmu na toplistę.

Na szczęście nie muszę się wysilać, bo animowany sequel godnie idzie w kroki pierwszej części, prezentując szczytowe osiągnięcia niebanalnej stylistycznie roboty wizualnej w połączeniu z fabułą, która jakimś cudem znajduje równowagę między przystępnością i absolutnym zanurzeniem w najgłębszych niuansach pajęczastego lore. Film widowiskowy, zabawny, poruszający i… straszliwie irytujący. Gdyby nie ten cliffhanger na końcu, Pająk mógłby wspiąć się u mnie na szczyt listy.

3. Monster

To taka pozerka z mojej strony, żeby nie było, że tylko sensacyjną popkulturę doceniam. Filmów „poważniejszych” oglądam również całkiem sporo, ale że na koniec indeks zadowolenia jest u mnie niższy, to trudno jest mi często ocenić je jako „najlepsze” w czymkolwiek.

Obraz Hirokazu Koreedy wiódł prym w moim filmowym dzienniczku zeszłorocznym głównie w kategorii wzbudzania mieszanych uczuć. Trzeba przy tym zaznaczyć, że te negatywne absolutnie nie wynikały ze słabej reżyserii czy gry aktorskie, o nie, realizatorsko to naprawdę kawał porządnego kina. Jako bestia pożerająca jednak wciąż głównie eskapizm, nie czuję się zwyczajnie zbyt komfortowo w zderzeniu z rzeczywistością, a tej w Monster jest aż nadmiar.

Problematyka nie dotyka tutaj jednak zewnętrznej sfery naszej rzeczywistości, problemów namacalnych w stylu „łolaboga przez inflację stracę mieszkanie, które i tak należało do banku”. Ta warstwa też jest, ale groza tutaj emanuje z punktu zderzenia nawet nie ludzkich charakterów, a skrajnie reaktywnych wzajemnie punktów w życiu postaci i behawioralnych prawie skutków ich przeżyć. To rozprawa na temat wydarzeń, które przy udziale innych uczestników nigdy nie doszłyby do skutku, starcie matczynej miłości z towarzyszącą jej naiwnością, konflikt granic moralnych w sferze wychowawczej z potrzebą reagowania na zło. Jest tego o wiele więcej, a motywacje każdej postaci nie ograniczają się do jednego schematu, wszystko dzieje się w sferze szarości wynikającej z wymieszania pragnień, emocji i zamiarów o bardzo różnych zabarwieniach.

Celowo nie streszczam fabuły, bo mogłaby ona wydać się wam nudna. Uwierzcie mi na słowo, że Monster to film wojenny, tylko bez żołnierzy i czołgi nie strzelają też. To starcie skryte w codzienności, powszechne w każdym społeczeństwie, zaskakująco intensywne i pozbawione nudnego podziału na tych „złych i dobrych”.

2. Godzilla Minus One

Było o japońskich potworach metaforycznie, to teraz bardziej bezpośrednio.

Oczywiście wiem, że Godzilla Minus One kryje w sobie znaczeniowo znacznie więcej niż tylko wielką jaszczurkę robiącą bum. To ogromny hołd dla największej klasyki nurtu kaiju i kino częściowo wojenno-tożsamościowe. Nie da się więc nie skupić tutaj na post-nuklearnej traumie wciąż obecnej w ogromnej części fikcji powstającej w kraju kwitnącej wiśni, nie da się nie zrobić z tego kolejnego rozliczenia z przeszłością. Ważne, że Takashi Yamazaki ubiera ten patetyczny patriotyzm w nietoksyczne ciuszki obrazu o nadziei i odkupieniu w obliczu przytłaczających okoliczności. Dla widzów niezaznajomionych z kinem japońskim może być to nawet zbyt patetyczne, a gra aktorska przerysowana, ale to nie filmu wina. Oglądajcie po prostu więcej filmów ze wschodu to nie będzie dysonansu.

Przeciętny Europejczyk czy Amerykanin nie ma szans odczuć nic ponad ułamek też głębszej warstwy Godzilli, nawet jeśli ma jej świadomość. Dla nas pozostaje spektakularny pokaz tego, jak bardzo Hollywood daje ciała z efektami przy dużo, dużo większych budżetach. Chapeau bas i oby więcej takich niespodzianek nam się trafiało.

1. Mów do mnie!

Zdradzę wam sekret: uważam większość dzisiejszych horrorów za szajs totalny i wciąż uwielbiam je miłością nieskończoną oraz niezrozumiałą. Pośród zalewu odgrzewanych slasherowych kotletów i produkowanych taśmowo filmów o duchach/demonach/wampirach (tych ostatnich z jakiegoś powodu ostatnio sporo) trafiło się jednak kilka tytułów, które na spokojnie mogę określić jako przynajmniej dobre. Poza garścią krótkometrażówek, argentyńskim Gdy rodzi się zło, niedocenianym Birth/Rebirth oraz obowiązkowo kolejnym filmem Cronenberga, ino tego młodszego, bardzo pozytywnym zaskoczeniem okazało się dla mnie Mów do mnie!

Metafora antynarkotykowa jest tutaj tak grubo ciosana, że kompletnie ją zignoruję. Pozostaje mi wtedy horror zaskakująco skuteczny w swojej bezpośredniości. Nie ma sensu tu szukać śladów inspiracji Fulcim, Argento czy Bavą, za to dreszczowej Ameryki jest tu cała tona przekuta w nowoczesny festiwal tropesów podanych w bardzo wyważonych ilościach. Wciąż daleko tu do wywołania u mnie faktycznego przerażenia, ale niepokój pojawiał się całkiem często, zamieniając się miejscami z boomerskim zażenowaniem i obrzydzeniem przy bardziej krwawych scenach. Szczególnie pochwalić muszę właśnie te ostatnie, bo dawno nie widziałem w kinie brutalności podanej jednocześnie z takim impetem i wyważeniem, bez wchodzenia w ramy przerysowanego komizmu braciom Philippou udało się w ich pełnometrażowym debiucie zachować bolesny realizm krzywdy.

Ten rozsądek przekłada się zresztą też na wszystkie aspekty filmu. Mów do mnie! nie jest pod żadnym względem filmem wybitnym, ale jest w większości aspektów przynajmniej porządne, co składa się na niespotykaną obecnie (przynajmniej w horrorach) jakość. Całe garści znanych motywów połączono tutaj w coś, co skutecznie mnie zaskoczyło.

4. Nimona

Fantastyczna ekranizacja komiksu ND Stevensona. Zachowane ogromne serducho oryginału, podkręcone energiczną animacją i występem Chloë Grace Moretz jako Nimony dźwigającej całość w duchu nieprzewidywalnego anarchizmu. Zmiany wprowadzone na potrzeby ekranizacji działają w całości sprawnie, a jak dobrze to wszystko wygląda i brzmi! Nie trzeba do tego znać oryginału (choć warto), bo film sprawdza się świetnie sam jako przyjemne dzieło dla całej rodziny.

3. Barbie

Równie dobre, jak sam film było… to wszystko towarzyszące jego premierze. Od szału na Barbieheimer, po różne dziwne perypetie krążące dookoła produkcji (jak gościnny występ spontanicznie wpadającego na plan Johna Ceny), czy nawet odkrycie kosmicznego zjawiska, które nazwano Scary Barbie (serio, sprawdźcie to sobie).

Wierzę jednak, że i bez tych fenomenów, film stałby się hitem tego roku, bo broni doskonale sam siebie, zaczynając od fantastycznej Margot Robbie w roli głównej po zaskakujące przesłanie i prztyczki w nos mężczyznom, co za dużo myślą o cesarstwie Rzymskim.

2. Spider-Man: Poprzez multiwersum

Powrót hitu, który otworzył wrota animacji w zupełnie nowy wiek nie zawodzi. Od pierwszych scen morda mi się cieszyła, gdy zobaczyłem świat Gwen utrzymany w oryginalnej stylistyce Robbiego Rodrigueza i kolorach Rico Renzi. Do tego sequel śmiało wykonuje akrobacje audiowizualne ponad poprzeczką postawioną przez pierwszy film, przez cały seans zaskakując energią, akcją i pomysłami. To jest czysta miłość do komiksu (nie tylko superbohaterskiego) zamknięta w kinowej pigułce, a do tego pływająca w oceanie mrugnięć oka dla fanów pajęczaka.

Jedyną łyżką dziegciu jest fakt, że nie jest to zamknięta historia. Mniej więcej od połowy zaczynałem wątpić, czy zamkną całość w ponad dwóch godzinach, co nałożyło lekki cień na seans pt. „ile będzie trzeba czekać!”. Wiem jednak, że będzie warto.

1. Dungeons & Dragons: Złodziejski honor

Długo się wahałem, czy umieszczać ten film tak wysoko. Film, który oglądałem kilkukrotnie od samej premiery, który bawił za każdym razem i przyciskał do fotela tak, jak kiedyś robiły to w mojej młodości takie produkcje, jak Conan, Willow, Władca Pierścieni czy pierwsze Gwiezdne Wojny. I wcale nie dlatego, że prywatnie jestem RPGowcem, bo ta produkcja to zwyczajnie dobry, przygodowy film, który ma wszystko gdzie należy. A do tego wiadro gagów bawiących nerdów tylko mocniej.

Już pisząc to, mam ochotę powtórzyć seans, chociaż wiem, że nie odniósł finansowego sukcesu oraz powstał pod marką wrzuconą teraz przez Hasbro i Wizards of the Coast do szamba. Gdyby nie opinie innych ludzi, pewnie nawet bym go przez dramy dookoła D&D nie tknął. Mam tylko nadzieję, że nie odbije się to na ewentualnych kontynuacjach.

5. Oppenheimer

Jako widz nie jestem fanem filmów Nolana, a jako historyka nie interesuje mnie nazbyt okres II wojny światowej, więc Oppenheimer miał u mnie pod górkę. Szum jaki towarzyszył premierze oraz – co by nie mówić – chęć przekonania się, co takiego stworzył tym razem wspomniany brytyjski reżyser, były jednak silniejsze. Rozciągnięta na trzy godziny opowieść o człowieku, który dał ludzkości najpotworniejszą z broni jest niezwykle hipnotyzująca, zmusza do refleksji nad aspektem odpowiedzialności i ukazuje prawdziwie przerażającą stronę ludzi u władzy, mogących ot tak doprowadzić do zagłady całych miast.

4. Bezmiar

Bezmiar to opowieść o rodzinie, ale nie tej wspierającej, a o takiej stanowiącej trudny do zniesienia ciężar. Głównym bohaterem jest trans chłopiec, który stara się odnaleźć w otaczającej go rzeczywistości. Mierzy się on z własną tożsamością płciową, jak również stara się przetrwać w rodzinie pełnej sprzeczności i agresji. Film mógłby spokojnie uchodzić za adaptację literatury Elen Ferrante.

3. Podejrzana

Podejrzana to koreańska produkcja, która do granic eksploruje gatunek kryminalny i garściami sięga po dramat psychologiczny a nawet romans. Film Chan-wook Parka frustruje wciąż serwowanymi niedopowiedzeniami, elektryzuje scenami między kochankami i ostatecznie pozostawia z poczuciem pustki, kiedy pojawiają się napisy końcowe.

2. Suzume

Każda produkcja Makoto Shinkaia to dla mnie powód do świętowania. Odkąd zobaczyłem 5 centymetrów na sekundę tych kilka lata temu, zakochałem się w twórczości tego reżysera. Suzume to niezwykle piękna, poruszająca historia drogi, w której tytułowa bohaterka stara się ocalić świat, jednak jak się okaże, kryje się za tym coś więcej.

1. Poprzednie życia

Poprzednie życia to niezwykle intymny obraz zamykający widza w świecie dwójki dorosłych, którzy w dzieciństwie byli w sobie zakochani. Lata jednak mijały. Kobieta wyszła za mąż, a mężczyzna mimowolnie pielęgnował w sobie tęsknotę za dawną miłością. Wreszcie jednak udaje się im spotkać i nam przychodzi oglądanie wymienianych przez parę dawnych kochanków spojrzeń, słuchanie ich milczenia. Po seansie tęskniłem za towarzyszącym podczas całego filmu uczuciem patrzenia na coś niezwykle autentycznego.

5. Barbie

Film Barbie na pierwszym etapie produkcyjnym zupełnie mnie nie interesował. Nietrawiona przez mnie Amy Schumer, nazwiska scenarzystów, które zupełnie nic mi nie mówiły i ogólna otoczka. Nic nie wskazywało na to, że produkcja będzie czymś interesującym, a jednak Greta Gerwig dała z siebie wszystko i zafundowało zwariowane kino.

Nie jest to produkcja idealna. Nie będę jednak ukrywać tego, że bawiłem się przy niej świetnie. Kiedy Barbie obcuje z komediową stylistyką, czyni z tej produkcji coś wyjątkowego. Każdy dialog, gest, estetyka kiczu, komiksowości i połączenie ze środowiskiem rzeczywistym, pełnym smutnych i poważnych Panów w garniturach z firmy Mattel… to przede wszystkim bardzo dobra rozrywka. Niestety finał jest zbyt topornie edukacyjny. Poczułem się jak w szkole, kiedy uczniowie nie uważali na lekcji. Pani nauczycielka (czytajcie: Greta Gerwig) rozkazuje swoim podopiecznym usiąść w ławce, a następnie łopatą wbija do ich głów jak należy postępować, a jak nie. Zrozumiałem już przekaz, który w interesującej formie został przedstawiony przez poprzednie dwa akty filmu.

To wciąż zdecydowanie jeden z bardziej intrygujących filmów roku. Pomimo różu jest skąpany w wielu odcieniach patriarchatu. Dostało się zarówno mężczyznom jak i kobietom. Za brak generalizacji i niepotrzebnej feminizacji ogromne propsy.

4. Mission: Impossible – Dead Reckoning – Part One

Najnowsza część przygód Ethana Hunta ma interesujący pomysł wyjściowy (AI), świetną sekwencję pościgu samochodów (rodem z Tożsamości Bourne’a) i Marcina Dorocińskiego! Jego pięciominutowy udział na początku filmu ma ogromny wpływ na fabułę. Nie mamy się czego wstydzić. Oczywiście Tom Cruise wyczynia kaskaderskie cuda i wcale nie zamierza przechodzić na emeryturę. Co prawda, bardziej podobała mi się poprzednia część – Fallout – ale nie zmienia to faktu, że Mission: Impossible to według mnie najbardziej udana seria filmów sensacyjnych. Pomimo zaliczenia lekkiego spadku formy, nadal mamy do czynienia z rewelacyjnym kinem akcji. Świetne efekty, muzyka, humor i bohaterowie. Idealna rozrywka szczególnie na dużym ekranie. Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział przygód Ethana Hunta.

3. Strażnicy Galaktyki: Volume 3

James Gunn znowu to zrobił! W 2021 roku zaskoczył mnie wysokim poziomem Legionu Samobójców, w 2022 Peacemakerem, a w 2023 nadeszli fenomenalni Strażnicy Galaktyki vol. 3. Nie jestem fanem tej fazy Marvela, ale Strażnicy to taka bomba emocjonalna i tak świetnie zrealizowany film, że ja nie wiem, w którym multiwersum jestem. Obraz genialnie koresponduje z grą komputerową Marvel’s Guardians of the Galaxy (Cosmo) i czuć, że to produkcja zrobiona z sercem, a nie twór wygenerowany przez AI i klepnięty przez Roberta Igera. Każdy bohater jest barwny, każdego chciałoby się przytulić (Rocketa to na pewno), a wrednemu antagoniście życzy się jak najgorzej. Zresztą osoby, które krzywdzą zwierzątka, zasługują na specjalne miejsce w piekle. James Gunn zrobił też coś wyjątkowego w kinie superbohaterskim: zwrócił uwagę na realny problem. Wytoczył wielkie działa przeciwko korporacjom wykorzystującym zwierzęta do realizacji własnych celów. A wszystko to okraszone świetną muzyką, efektami specjalnymi i historią. Tak, to po prostu szantaż emocjonalny, który często krytykuję. Tutaj wybaczam. Milion serduszek.

2. John Wick 4

John Wick w czwartej odsłonie wcale nie zwalnia tempa, a powiem więcej – jest jeszcze bardziej intensywnie i to przez bite 2 godziny i 40 minut. To festiwal przemocy, prostej fabuły i nieco bawiących mnie zasad Ligii Zabójców. Twórcy znów zaskakują, a jedna ze scen strzelanin to wirtuozeria z pełną gamą one-take’ów. Świetna muzyka, w której niemalże każdy cios czy wystrzał z pistoletu wybrzmiewa na ekranie. To opera dźwięków i balet gestów na moje uszy i oczy. Dzieło kompletne, zanurzone w swojej komiksowości, ale jakże wspaniale wykonane!

1. Oppenheimer

Christopher Nolan znów tego dokonał. Zrealizował kolejny film dopieszczony technicznie i aktorsko, a jednocześnie będący jego najbardziej ambitnym projektem. W dodatku przyziemnym projektem. Film trwa trzy godziny i jego struktura jest zbudowana na tak zwanych „gadających głowach”, więc można zapytać – po co IMAX? Po co taśma 70mm i budowa specjalnego projektora analogowego? Mimo że oglądałem film z nośnika DCP, film i tak robi ogromne wrażenie. Każdy dialog jest jak wystrzał z pistoletu w filmie akcji. To thriller osobowości, który chłonie się z dużego ekranu. Świetne tempo, podział na trzy dopieszczone pod każdym względem akty. Przygotowania do wybuchu, sama eksplozja i jej konsekwencje oraz proces. Cillian Murphy to murowany kandydat do Oscara. Na pewno zrobię rewatch, gdy trafi na streaming. Przy okazji skonfrontuję moje odczucia po małym ekranie. Myślę jednak, że wybroni się samą historią. Czułem, że będzie to mój numer 1 już po wyjściu z kina. Nie myliłem się. Zasłużony lider tego rankingu.

5. Dogman

Luc Besson na miarę moich potrzeb. Reżyser wrócił tym filmem do swoich klasycznych tematów, czyli dziwnie atrakcyjnych outsiderów mieszkających w ruderach lub metrze. Główny bohater ma talent do dragu, więc klasyki francuskiego szansonu gwarantowane. I te przepiękne psy! Dogman był niemożebnie fantastyczny, a dzięki temu głęboko wzruszający. Tym razem to też naprawdę film dla osób kochających pieski.

4. Barbie

Wbrew pozorom (czyli komentarzom w internetach) nie jest to film filozoficzny, tylko porządny kawał rozrywki pod hasłem feel good. I dokładnie tego oczekiwałam od opowieści o mojej ulubionej (przez wiele lat) zabawce. Przy tej lekkości to niewątpliwie film roku 2023, przecież dzięki niemu wakacje nam się zaróżowiły, a rozchichotane grupki dziewczyn w różnym wieku chodziły razem do kina. Czy będę dobrze pamiętać sam film? Lepiej lub gorzej, ale tego lata en rose nikt mi już nie zabierze.

3. Limbo

Najpoważniejszy film w moim zestawieniu, szara do bólu historia osadzona gdzieś w piaszczystych odmętach Australii zamieszkanych przez biednych ludzi, głównie Aborygenów. Z tego opisu już się domyślacie, że będzie chodziło o niesprawiedliwość, o osoby „nieważne”, których zniknięcie nikogo nie interesuje. Przy tak klasycznym pomyśle Limbo ma w sobie coś świeżego, co dotyka widza. Może chodzi o grę Travisa Hurleya, a może o szerokie kadry księżycowego krajobrazu porytego przez biedaszyby, w których wszystko może przepaść bez śladu.

2. Nimona

Szaleństwo, nie animacja! Przepięknie rysowane ruchy i ekspresje mimiczne, cały ten film skrzy się od emocji. Nie znam komiksowego oryginału, więc pewnie Nimona wydaje mi się jeszcze bardziej oryginalna niż fanom Stevenson… ale przecież ekranizacja też zebrała świetne recenzje. To kolejny cudny film na poprawę samopoczucia, obraz o wyrazistej estetyce. Coś, do czego będzie się chciało wracać. No i historia dziwnej, zmiennokształtnej dziewczynki to kawał dobrego scenopisarstwa elegancko rozwijającego klasyczne baśniowe motywy.

1. Dziwne ścieżki życia

Fenomenalny mikrodramat, nakręcony w ramach… zaproszenia do współpracy przy reklamie. Z tego pomysłu została przepiękna zielona kurtka Pedro Pascala i jego kolorowe flanele. Które i tak są do imentu almodovarowskie. Kilka rozmów, podziemne emocje, dawna relacja wiążącą bohaterów… Mówicie, że widzieliście to wcześniej, nawet w Bólu i blasku? O tak, to przecież sztuka z komputera bohatera tego filmu. Nigdy nie kupiło mnie slow cinema, przekonuje mnie za to trend, jaki od początku pandemii kreuje Almodovar: miniaturki, skoncentrowane historie o wyrazistej estetyce. Tym bardziej, że w Dziwnych ścieżkach zdarzają się ikoniczne ujęcia i głęboko wzruszające sceny, które trwają kilka sekund, a zostają z widzem na długo.

5. Barbie

Film, przy którym można się dobrze bawić, aczkolwiek uważam, że sporo mu zabrakło do bycia ideałem. Jednak rola słodkiej Barbie była jakby stworzona dla tej właśnie Margot Robbie. Nie wspomnę o Ryanie Goslingu grającym Kena: jego scena wokalno-taneczna to jest cudo i istny majstersztyk, na który gapiłam się z otwartą buzią.

4. Indiana Jones i artefakt przeznaczenia

Ja nie twierdzę, że ten film jest dobry, bo nie jest. Pytanie więc: dlaczego ten film trafił do mojej topki za zeszły rok? Otóż jest to nostalgiczna podróż do czasów mojego dzieciństwa, kiedy marzyłam o byciu archeologiem jak Indiana i przeżywaniu takich przygód. Wspaniałe zamknięcie fantastycznej przygody jaką były filmy o doktorze Jonesie, a na finale aż się łza w oku kręci, że to już koniec.

3. Dungeons & Dragons: Złodziejski honor

Film oparty na klasycznej grze RPG, o której wiem tyle, że istnieje. Ubawiłam się setnie na tej historii, a cały seans minął mi nawet nie wiadomo kiedy. Lekkie, przyjemne kino akcji, gdzie niemal od samego początku domyślamy się, w jaką stronę podąży fabuła, ale i tak ogląda się to świetnie.

2. Trzej Muszkieterowie: D’Artagnan

Idąc na seans, myślałam, że to będzie kolejny odgrzewany kotlet. Jak się zdziwiłam, gdy film wciągnął mnie bez reszty. Wszystkie obowiązkowe punkty historii młodego D’Artagnana zostały odhaczone z zegarmistrzowską precyzją, ale całość jest nakręcona tak, że nawet na sekundę napięcie nie opada i widz obgryza paznokcie, modląc się, aby bohaterom się udało (chociaż i tak wiemy, jak ta historia się skończy). Eva Green jako Milady jest doprawdy genialna, ta aktorka jak chyba żadna inna nadaje się do roli kobiety-szpiega.

1. Oppenheimer

Majstersztyk fabularny i aktorski. Trzy godziny w kinie mijają jak mrugnięcie okiem, a chociaż doskonale wiadomo, jak to wszystko się potoczy, to i tak film trzyma w napięciu. Genialna rola Cilliana Murphy’ego i równie świetny Robert Downey Junior – tych dwóch aktorów na ekranie zagarnia dla siebie całą scenę.

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Adam "Sumo" Loraj
Adam "Sumo" Loraj
Rocznik '98. Student historii. Sięga w równej mierze po anime, filmy, gry wideo, komiksy i książki. Fan twórczości Hideo Kojimy, Guillerma del Toro i Makoto Shinkaia. Od najmłodszych lat w jego sercu pierwsze miejsce zajmują Pokemony, a zaraz potem Księżniczka Mononoke. Prowadzi i gra w papierowe RPGi, w szczególności w Zew Cthulhu i Warhammera. Za najlepszego światowego muzyka uważa Eltona Johna, a polskiego Jacka Kaczmarskiego. Swoje opowiadania publikował w m.in. magazynach: Biały Kruk, Histeria, Szortal na Wynos lub w antologii Słowiański Horror.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki