SIEĆ NERDHEIM:

Redakcyjne podsumowanie roku 2023 – ANIME

Anime to w naszych corocznych podsumowaniach temat nadal dosyć świeży, bo pojawia się dopiero drugi raz, ale wasze stałe zainteresowanie dowodzi, że popyt jest. Działamy więc, z wielką przyjemnością zresztą, bo 2023 rok dostarczył nam naprawdę sporo soczystych premier i kontynuacji. Kto jak kto, ale z wszystkich dziedzin popkultury miłośnicy chińskich bajek mają chyba najmniej powodów do narzekań. Na poniższe tytuły z pewnością nie narzekali nasi redaktorzy.

5. Pluto

Po latach dostrzegam pewne mankamenty serii stworzonej przez Urasawę. Bywa zbyt moralizatorska, zbyt naiwna i bezpośrednia w przekazywaniu swoich prawideł. Zgonię to jednak na intensyfikację osobistego cynizmu.

Pluto to bowiem nadal przykład reinterpretacji doskonałej i anime doskonale oddaje hołd zarówno mandze pod tym samym tytułem jak i oryginalnemu Astro Boyowi Tezuki. Dla nawet średnio domyślnych widzów zabraknie tu zagadki i utrzymywania w niepewności do ostatnich scen, ale rozwój wydarzeń jest zaplanowany, jego cel jest po prostu inny. To eksploracja humanizmu i post-humanizmu, to poruszająca rozprawa nad pytaniami na temat moralności oraz rozwoju technologii, w której oczywistość wniosków wcale nie ujmuje jakości całego dzieła. 

Cieszę się też, że animacja nie została potraktowana po macoszemu. Tak, są serie bardziej spektakularne i w sumie tu akcja nie jest najważniejsza, ale takie tytuły zasługują na poważne podejście pod każdym względem.

4. Frieren: U kresu drogi

Niezależnie od medium bardzo lubię serie, które patrzą na utarte tropesy od innej strony i zadają jedno z dwóch pytań: „Co wydarzyło się później?” albo „Co było wcześniej?”.

Jeśli sam tytuł nie pomógł wam jeszcze tego wydedukować, Frieren odpowiada na pierwsze pytanie. To opowieść o przemijaniu i przyjaźni przede wszystkim, o odnalezieniu się na świecie po dokonaniu czegoś wielkiego. Najbardziej poruszające jest tu jednak zobrazowanie ulotności ludzkiego życia za pomocą bardzo prostego zabiegu, naturalnego zresztą w realiach fantasy. Manga Kanehito Yamady zwyczajnie dziabie temat inaczej, od strony w sumie tak oczywistej, że nowatorstwo jest tutaj dla mnie zaskoczeniem. Nośnikiem tych wątków są przy tym świetnie napisane postaci, trudno nie empatyzować.

Czy ktoś zrobił coś takiego wcześniej? Pewnie tak, ale Frieren całokształtem zasłużyło na wybicie się ponad oryginalne średniaki.

3. Hell’s Paradise

Powyższe propozycje mogły już wam mniej więcej zobrazować, że lubię w anime doszukiwać się jakiegoś głębszego znaczenia, morału, jakby banalny nie był.

Na szczęście nie zawsze tak jest i Hell’s Paradise niech będzie na to dowodem. Oczywiście da się tutaj odnaleźć jakąś głębie, bez większego trudu nawet, ale przede wszystkim zapunktowała u mnie satysfakcjonująca akcja, interesująca ekipa na pierwszym i drugim planie oraz całkiem składny świat przedstawiony. Co z tego, że ten ostatni prezentuje się nam poprzez tonę durnej ekspozycji, co nam szkodzą typowe dla niektórych anime skróty w logice zachowania postaci? Ogląda się to bardzo dobrze w niedzielę do kotleta i taka seria w podsumowaniu roku też jest potrzebna.

A o czym to jest? O rajskiej wyspie i o gościu, który bardzo kocha swoją żonę. Tak bardzo, że aż nie może umrzeć. Fabuła jest dosyć prosta, więc jej resztę pozwolę wam poznać na własną rękę.

2. Heavenly Delusion

To nie tak, że łatwo ulegam wpływom, ale w zeszłym roku nie dało się nie trafić na przynajmniej jeden materiał polecający Tengoku Daimakyou u każdego z większych animcowych YouTuberów. No i uległem.

Tym razem, jak to zresztą część bywa, brak oporu przed płynięciem z popkulturowym prądem okazał się decyzją wiodącą do sporej dawki satysfakcji. Adaptacja mangi Masakazu Ishiguro ma wszystko, czego potrzebuje topowe anime drugiego prądu, propozycja poniekąd poboczna do mainstreamowych tytanów. Świetna animacja, tona zawiłych tajemnic i karykaturalnie złożone postaci, a do tego wszystko rozgrywa się w settingu nieoczywistej post-apokalipsy. Jakby ktoś chciał stworzyć animca skrojonego idealnie pode mnie, to wyszłoby coś niemal identycznego.

Po odkrojeniu grubaśnej warstwy dystopijnego science-fiction zostanie nam tutaj historia o życiu w trudnych warunkach, o przetrwaniu i poszukiwaniu lepszego jutra. To jest chyba najważniejsze, bo pomiędzy seriami wypełnionymi wartką akcją i takimi, które eksplorują skomplikowane założenia, przyda się również coś, co podłubie w kwestiach pozornie oczywistych. Kwestiach często zbyt kontrowersyjnych i bliskich rzeczywistości. Trigger warning dla zadeklarowanych eskapistów.

1. Jujutsu Kaisen (sezon 2)

Dobra, z komiksów nadal najbardziej lubię superhero, w kinie wciąż doceniam blockbusterową papkę, więc proszę mi nie robić zdziwionego Pikachu, gdy jedno z najpopularniejszych anime ląduje u mnie na szczycie tegorocznej listy.

Drugi sezon Jujutsu Kaisen nie tylko zaspokaja głód nieco mrocznego shonenowania rozbudzony przez Chainsaw Mana. Rzekłbym wręcz, że objadłem się. To oczywiście propozycja głównie dla fanów zaznajomionych już z serią o biciu klątw po mordach, ale i dla nowicjuszy powinna stanowić zachętę do wniknięcia w ten smolisty świat.

Przyznam jednocześnie, że oceniam w tym momencie głównie historię, więc nie do końca jest to zasługa ekranizacji. Gege Akutami stworzył mangę nierozerwalnie nacechowaną inspiracjami wyciągniętymi od starszych kolegów z branży, a jednocześnie zaskakuje mnie przy każdej większej decyzji fabularnej. Nie ma tu też co prawda nawet ułamka głębi reprezentowanej przez niektóre z poprzednich propozycji na liście, ale nie zawsze mądrości totalnej szukam w anime. Ba, robię to względnie rzadko. 

Jujutsu Kaisen to nieustannie satysfakcjonująca, często groteskowa i bezwstydnie krawędziowa sieka. Bezlitosna dla bohaterów i czytelnika zarazem, lawirująca pomiędzy fanserwisem oraz braniem nas pod włos. Anime w drugim sezonie pozostaje całkiem sprawnym nośnikiem tych wartości i choć samo w sobie przedstawia jakość mogącą budzić kontrowersje, to moc oryginału nadal wynosi je u mnie na piedestał.

5. Goblin Slayer (sezon 2)

Serial, który można podsumować memem „When the Doom music kicks in”. Pozycja będąca ogromnym listem miłosnym do staroszkolnych gier RPG idealnie uzupełniała mi rok wśród takich perełek jak film Dungeons & Dragons, Legend of Vox Machina oraz Baldur’s Gate 3 (i pomagała zabić zły smak po manianach w wykonaniu Wizards of the Coast i Hasbro). Więcej tego, co dobre, a nasz poczciwy rzeźnik zielonych częściej trafia na zupełnie nieznane sobie wody (w tym dosłownie na tratwę), radząc sobie z kreatywnością charakterystyczną dla zabawy przy stole z graczami i kostkami. Nie zawodzi, może tylko poza jednym aspektem, ale to tylko ja jestem za stary na nachalny fanservice. Od rzutów na rysowane cyce wolałbym więcej jaszczura delektującego się serem. Ten to wie, co dobre w życiu.

4. Oshi no Ko

Moje zapoznanie się z tym anime wyglądało mniej więcej tak:

– Obejrzyj to, ma fantastycznie płynną animację, dobre piosenki, pokazuje też całe zaplecze biznesu idolek!

– Ok, brzmi ciekawie.

– Do tego jeszcze jest cała intryga z zabójstwem głównej gwiazdki.

– O!

– Jej dzieci to reinkarnowani fani, którzy byli w niej zakochani po uszy i od bobasa mieli świadomość dorosłych siebie.

–…wychodzę.

Mimo oporów zostałem, obejrzałem… i jakiś czas po usłyszeniu openingu od Yoasobi nagle rozglądałem się za glowstickami do machania jak wariat. Tak, sprawa z reinkarnacją fanów to jest nadal element, który wykręca mi gębę, jak za długo o nim myślę, ale mimo to cała historia z tym klika. Oshi no Ko ogląda się dobrze, słucha się dobrze, a seria wciąga już samym ukazaniem kulis branży rozrywkowej w Japonii. Za tak dobrą robotę jestem w stanie wiele wybaczyć.

3. Niebieskooki samuraj

Świetna kreska, krwista akcja, bohaterowie doszlifowani niczym ostrze katany i napięcia między nimi naprężone jak cięciwa łuku. Samurajski John Wick szybko sprowadził mnie do binge watchingu. W prostej historii o zemście i uprzedzeniach zawarto na tyle dużo niuansów i zakrętów, że nie traciłem zaangażowania aż do końca, a doskonała choreografia walk nie pozostawiła miejsca na nudę.

2. Mobile Suit Gundam: The Witch from Mercury (sezon 2)

Drugi sezon szkoły pilotów mechów, gdzie w pojedynkach walczy się o honor zadziornych żon. Kontynuacja historii Suletty wrzuca nas na głęboką wodę: w wydarzenia, które można porównać do tematu szkolnych strzelanin (tylko z użyciem Gundama) i od tego momentu nie powstrzymuje żadnych ciosów. Alea iacta est! Jest dramatycznie, emocjonalnie, a do tego to uczta dla oczu i uszu. Finał zdradza ślady cięć, co boli w serduszko, bo chciałoby się dostać więcej odcinków. Pozostaje mieć nadzieję, że do tej części uniwersum Gundama jeszcze powrócimy.

1. Attack on Titan (sezon 4: The Final Chapters)

Finał finałów finałowego sezonu w postaci dwóch specjalnych odcinków zostawił po sobie… masę memów. Zasłużenie, bo to prawie wyglądało, jakby twórcy czekali na równe dziesięciolecie nim pojawią się napisy końcowe. No właśnie, to kawał czasu od emisji pierwszego odcinka z charakterystycznym łbem wynurzającym się zza muru. Mam z tą serią relację trochę w stylu love-hate, a jednak przez całą dekadę, gdy dostarczano nowe sezony, oglądałem odcinek, za odcinkiem. Mimo heheszków i wywracania oczami zakończenie pochłonąłem z wypiekami na policzkach, gdy tylko się pojawiło. Zrobili z tego bowiem show pełen widowiskowej animacji z mięsnymi mechami, nieustającą tajemnicą i ostatecznie świetnym twistem z Erenem, który z nudnego protagonisty wywindowany został na dużo lepszego łotra. Domknięcie serii było dla mnie zdecydowanie nerdowskim momentem roku 2023 i zasłużyło na wyróżnienie.

4. Suzume

Licealistka ratuje świat w towarzystwie chłopaka zamienionego w krzesełko. Niezupełnie przypadkiem, bo jak wiadomo, niepoważny stosunek do życia, „nadmiar kolorów, brak idei, zawsze się kończą wstydem”. A śliczne to jest niewątpliwie, nawet jeśli taborecik wydaje się nieco za stary dla głównej bohaterki. Do tego poznacie koszmarne bóstwo trzęsień ziemi.

3. Mars Express

Francuskie anime, bardzo przyzwoite cyberpunkowe noir. Będzie wam się trochę kojarzyć z GITS, ale generalnie ma atmosferę bardzo klasycznego science fiction. Jest też zaskakująco spokojne jak na wartką akcję.

(Tytuł dopuszczony do zestawienia ze względu na bardzo mocne inspiracje anime – przyp. red.)

2. Niebieskooki samuraj

Prawdziwie epicka historia, która nie unika wycieczek w rozważania o płci kulturowej ani humoru, w tym tego zupełnie głupawego. Do tego walki pokazuje tak epicko jak wuxia. Jakimś cudem wszystko to składa się w poważną całość mająca ducha prawdziwego anime, takiego, co to łączy wysokie z niskim. No i trochę nieprostego wzruszu gwarantowane.

1. On-Gaku

Anime z 2019, ale polska premiera była w 2023 na festiwalu Animator, poza tym naprawdę żal by było, gdybyście tego nie poznali. Absurdalna, minimalistyczna (do momentu, kiedy wchodzą emocje) historia licealnego zespołu rockowego. Zespołu założonego przez członków koła miłośników muzyki ludowej oraz delikwentów z gangu. Bo muzyka i pasja łączą. Będziecie płakać, ale tak do góry, ze szczęścia.

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Adam "Sumo" Loraj
Adam "Sumo" Loraj
Rocznik '98. Student historii. Sięga w równej mierze po anime, filmy, gry wideo, komiksy i książki. Fan twórczości Hideo Kojimy, Guillerma del Toro i Makoto Shinkaia. Od najmłodszych lat w jego sercu pierwsze miejsce zajmują Pokemony, a zaraz potem Księżniczka Mononoke. Prowadzi i gra w papierowe RPGi, w szczególności w Zew Cthulhu i Warhammera. Za najlepszego światowego muzyka uważa Eltona Johna, a polskiego Jacka Kaczmarskiego. Swoje opowiadania publikował w m.in. magazynach: Biały Kruk, Histeria, Szortal na Wynos lub w antologii Słowiański Horror.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki