SIEĆ NERDHEIM:

Dla konkretnego odbiorcy. Recenzja komiksu Nocturnals, tom 1

Na okładce wszyscy najważniejsi, wielkość łba wprost proporcjonalna do istotności.
Na okładce wszyscy najważniejsi, wielkość łba wprost proporcjonalna do istotności.

Lubię co jakiś czas mierzyć się z własnymi oczekiwaniami, więc do tematów dla siebie świeżych podchodzę często bez gry wstępnej. Nie miałem więc zielonego pojęcia, o czym jest Nocturnals Dana Breretona. Autora kojarzyłem głównie z rysunków do fragmentu Nieśmiertelnego Iron Fista i równie drobnych występów w komiksach o Thorze czy Punisherze, a i tak dał radę zapisać się w mojej pamięci jako utalentowany przedstawiciel malowniczej i semi-realistycznej akwareli, czyli stylu, który uwielbiam jedynie w niewielkich dawkach oraz przy odpowiedniej tematyce. Nie wiedziałem za to absolutnie, w jakim kierunku kręci jako scenarzysta, przez co w Nocturnals spodziewałem się mrocznej epopei o wampirach, tyle powiedziała mi okładka. Starczy rzec, że okłamała mnie mocno.

Tytułowa zgraja jest bowiem barwną mieszanką nieludzi przeróżnego typu (bez ani jednego krwiopijcy), którzy zamieszkują świat połowicznie jedynie świadomy ich istnienia, przynajmniej na powierzchni. Historię teoretycznie zaczynamy poznawać oczami nowego narybku: jaszczuroludzia znanego jako Komodo, ale jego rola przewodnika szybko schodzi na dalszy plan na rzecz – powiedzmy – głównego wątku. Doc Horror, przywódca bandy, mierzy się w nim ze ścigającą go przeszłością w postaci rasy czerwonych, mackowatych zasrańców, co to umysły kontrolują i w tańcu się nie pierdzielą. Dodajcie sobie do tego walkę z karykaturalnie złą korporacją, mafię, lekko nieudolną policję i eksperymenty na zwierzoludziach z niesamowicie złodupnym szopem na czele.

Prawie słyszę w głowie czołówkę jakiegoś serialu animowanego z młodości.
Prawie słyszę w głowie czołówkę jakiegoś serialu animowanego z młodości.

Rzeczonego futrzaka użyję jako punktu zaczepnego do omówienia cech tego komiksu. Procyon Czysta Rączka (wink) to nieco bardziej włochata fuzja Wolverine’a i Lobo osadzona w realiach noir, chociaż właściwie można stwierdzić, że to właśnie ta postać jest trzonem całego noir w Nocturnals. Gdyby fabuła ograniczyła się tylko do niego, to ten komiks byłby jak Blacksad na wywołujących agresję sterydach, jak połączenie Parkera z Thundercats. Tak, to dużo do przełknięcia, a to tylko garść z ogromnego worka elementów czyniących z dzieła Dana Breretona coś naprawdę wyjątkowego. Mało kto próbował chyba do wspomnianych już motywów dorzucić jeszcze superhero, klasykę czupiradłowego horroru w duchu Jamesa Whale’a (a może nawet bardziej George’a Waggnera), szczyptę animowanych Gargoyles i kuriozalny fetysz względem Halloween. Najdziwniejsze jest to, że ten pękający w szwach literacki potwór Frankensteina działa całkiem sprawnie.

Zapomniałem wspomnieć: ci źli mają też tutaj swój odpowiednik kitowców!
Zapomniałem wspomnieć: ci źli mają też tutaj swój odpowiednik kitowców!

Scenariusz swoją sprawność zawdzięcza moim zdaniem sporej dawce samoświadomości. Nie zrozumcie mnie źle, z pewnymi wyjątkami (ostatnia historia) opowieść traktuje samą siebie śmiertelnie poważnie, ale żaden świadomy odbiorca nie będzie takiego podejścia podzielał i jest to zabieg jak najbardziej zamierzony. Nocturnals to twór na wskroś popkulturowy, czuć od niego na kilometr niewykiełkowanym zaczątkiem franczyzy, której celem z założenia miałoby być reklamowanie figurek w stylu G.I. Joe w stylówie wycelowanej w umiarkowanie prawilnych gothów. Głównie punktuje tu masa wyrazistych postaci o mocno zaznaczonych wizualnych gimmickach (i zaskakująco bogatych charakterach, nawet jeśli nic nie mówią) przy jednoczesnym dopasowaniu do jednolitego odlewu, bardzo muskularnego zresztą. Czułem się, jakbym obcował z jakąś zapomnianą bają z przełomu lat 80. i 90., nostalgiczny wskaźnik dygnął w kontakcie z czymś zupełnie nowym, a to się zbyt często nie zdarza. Dlatego też ogromnie spodobał mi się komiks w gruncie rzeczy kiczowaty i ledwo ocierający się o jakieś minimum głębi. Na co to komu przy takiej ilości funu, a zabawna końcówka wypełniona toną odniesień do innych serii (Usagi Yojimbo i Scary Godmother, między innymi) tylko te zalety podkreśliła.

Ten bonusowy rozdział zresztą jest też jedynym (z malutkim wyjątkiem), którego nie narysował Brereton i tu album wędruje w rejony luźniejszej ilustracji, od cartoonu po harde fantasy, w dyniowo-pomarańczowym monochromie. Gościnnie udzielili się w tym przypadku Arthur Adams, Joyce Chin, Stan Sakai, Stephen DeStefano, Jay Stephens, Adam Warren, Eric Jones, John Heebink, Kieron Dwyer, Ted Naifeh, Jill Thompson i Bruce Timm, czyli od cholery znanych nazwisk. Cała reszta to jednak popisówa samego autora, rarytas dla miłośników ręcznie malowanej dłubaniny rozdartej stylistycznie gdzieś pomiędzy patetycznym socrealizmem i barwną pulpą. Nie jestem największym fanem takiego stylu w narracji graficznej, ale przepięknych kadrów tu nie brakuje, kolory są diabelnie wyraziste, a kadrowanie podkreśla skupienie na najważniejszym aspekcie wszystkich opisanych tu afer: na postaciach. Jedynym zgrzytem były dla mnie momenty, w których Brereton zrobił sobie chyba jakiś skrót myślowy, bo miałem wrażenie, że z akcji urwało mi się kilka kadrów pomiędzy wydarzeniami. Nie zdarza się to jednak jakoś dramatycznie często.

Gunwitch to całkiem fajny gość, szczela do potworów i nie boi niczego.
Gunwitch to całkiem fajny gość, szczela do potworów i nie boi niczego.

Pozytywne zaskoczenie więc ostatecznie, uśmiech na buźce i pełne zainteresowanie następnym tomem Omnibusa. Nie sądzę, aby Nocturnals mieli szansę zostać waszą nową ulubioną ekipą nieludzi, te piedestały są już dawno zajęte, nie będzie raczej blockbusterowych filmów i setek tysięcy koszulek z wizerunkiem nieumarłego rewolwerowca w dziwnym kapelutku (Gunwitch rządzi, rzekłem). Nie oznacza to, że ten komiks jest kiepski, wręcz przeciwnie. To kapitalna wędrówka w nieodkryty dla wielu obszar przeszłości. Jeśli tęskno wam za nieco krawędziowym klimatem wszelkich zabawkogennych drużyn z lat 90. a przy okazji szybsze bicie serca powoduje u was kontakt z fikcją w nurcie noir, trykociarstwem i klasyką horroru, to przy tym albumiku macie spore szanse zaślinić fartuszek. Tylko z szacunkiem, bo to bardzo ładnie wydana cegiełka. Jeśli na dodatek co roku na Halloween kupujecie te plastikowe, obsypane brokatem bibeloty z Pepco i przyozdabiacie nimi dom przed przyszykowaniem słodyczy w wydrążonej dyni, to odradzam kontakt z Nocturnals, bo będziecie ryzykować wniebowstąpienie z zachwytu. Nie chcę mieć was na sumieniu.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Nocturnals, tom 1
Wydawnictwo: Nagle! Comics
Scenariusz: Dan Brereton
Rysunki: Dan Brereton i inni
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Typ: komiks
Gatunek: obyczajowe, akcja, fantasy
Data premiery: 29.11.2023
Liczba stron: 318
ISBN: 9788367725163

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Lubię co jakiś czas mierzyć się z własnymi oczekiwaniami, więc do tematów dla siebie świeżych podchodzę często bez gry wstępnej. Nie miałem więc zielonego pojęcia, o czym jest Nocturnals Dana Breretona. Autora kojarzyłem głównie z rysunków do fragmentu Nieśmiertelnego Iron Fista i równie drobnych...Dla konkretnego odbiorcy. Recenzja komiksu Nocturnals, tom 1
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki