
Gdzie krew będzie wyglądać bardziej jaskrawo niż na śniegu? Zaś efekt jej podwójnego zmrożenia – krajobrazem i napięciem – znany jest wszystkim fanom skandynawskich kryminałów czy kapitalnego zarówno w filmowej jak i serialowej postaci Fargo. Zapowiedź podobnych wrażeń składa przed nami komiks Snow blind, choć sam tytuł większą uwagę zwraca na mogącą przynieść czasowe oślepienie jaskrawość śnieżnej pokrywy niż na wspomniane kontrastowe tło dla dowodów zbrodni. Scenarzysta Ollie Masters i rysownik Tyler Jenkins czynią z tego fizycznego zjawiska metaforę mającą wzmóc nasz odbiór zdarzeń rozgrywających się w typowej dla rural noir scenerii.
W miasteczku na Alasce żyje introwertyczny rozczytany w kryminałach nastolatek o imieniu Teddy. Rodzice, szczególnie zaś ojciec, życzą mu wyższego stopnia uspołecznienia, co przekłada się na łatwy do przewidzenia konflikt, wzmocniony przenoszonym żalem o dawną już, a wciąż objętą tabu, przeprowadzkę do obecnego miejsca zamieszkania. Gest, jakim z właściwą swojemu wiekowi przewrotnością chłopak wychodzi naprzeciw rodzicielskim oczekiwaniom podczas okazjonalnego grilla, skutkuje pewnej nocy wizytą tajemniczego intruza, ta zaś pośrednio przynosi Teddy’emu odkrycie: jego rodzina została przed laty objęta programem ochrony świadków. Co za wydarzenie zmieniło tak drastycznie ich status? I dlaczego chłopaka pozostawiano od tamtej pory w niewiedzy? Teddy rozpoczyna na własną rękę poszukiwania prawdy, której poskąpili mu rodzice.

Powodem, dla którego wiedziałem, że po prostu muszę sięgnąć po Snow blind, jest kreska Tylera Jenkinsa. Wraz z lekturą Grass Kings, serii wprowadzającej z impetem nazwisko rysownika na polski rynek, znalazłem się pośród głodomorów łakomym okiem łypiących na byle przystawkę jego autorstwa. Rozchwiane cienkie linie, akwarelowe wypełnienia, pełne właściwych tej technice rozmytych tonów, fenomenalna plastyczność teł przy ich jednoczesnym minimalizmie, wyczucie ruchu postaci – wszystkie te cechy i w Snow blind dają wrażenie życia uchwyconego w ciągłych naturalnych impulsach. Graficzna definicja stylu indie. Momentami widać jednak, że mamy do czynienia z materiałem wcześniejszym od wspomnianej serii, a może to też kwestia skompresowania fabuły?
Ta bowiem przelatuje ze zbyt dużą swobodą przez generyczny szkielet kryminalnej opowieści, brakuje jej po prostu tempa odpowiedniego dla rozwinięcia i podtrzymania napięcia. Nie znaczy to, że go nie ma, tylko że wszystko dzieje się nieco zbyt pospiesznie i jeśli to tym sposobem Masters chciał zatachlować banalność pewnych rozwiązań, to cóż – sprinter wyrwał naprzód, ale buty zostały w blokach. I nie mam tu na myśli tych zabiegów, które można podciągnąć pod pastisz, jak etapy śledztwa prowadzone przez domorosłego detektywa, popełniającego banalne błędy i próbującego odnaleźć się w stylistyce wypowiedzi (szczególnie w pierwszoosobowej narracji, sugerującej formę spisanego na maszynie emocjonalnego dziennika oraz notatek z przebiegu dochodzenia ) bliskiej słabszym epizodom Millerowskiego Sin City, czy towarzyszące poszczególnym rozdziałom, zachowujące „śniegową” metaforykę, podtytuły. Większe niedowierzanie budzi zachowanie wyszkolonych (chyba) agentów i przycięcie postaci do założeń moralnego problemu.

Nie żądam od scenarzysty dodatkowych 500 stron, na których bohaterowie zyskaliby szansę wypełnienia swoich czynów psychoanalitycznie wypreparowaną traumą, ale główny konflikt między ojcem a synem, przy zupełnie biernej postawie matki, prosi się, szczególnie w kontekście finału, o większy wymiar wiarygodności, której nie osiągnie się kilkoma sztampowymi pretensjami. W schemacie akcji zabrakło miejsca na pogłębienie postaci. Kluczowa dla całej sytuacji sprawa wydarzeń, które doprowadziły do włączenia rodziny w program ochrony świadków, rysuje się równie mało precyzyjnie. Szkoda, choć można odbierać całą tę surowość opowieści i wybiórcze dociążanie motywów przez pryzmat Teddy’ego, bądź co bądź nastoletniego bohatera o świadomości oślepianej odsłonami kolejnych faktów i działającego w takim to właśnie kryzysowym stanie.

W mojej ocenie Snow blind posłużę się umieszczanymi konsekwentnie przez Jenkinsa na okładkach miniserii wizerunkami drapieżników północnych terenów – niedźwiedzia, wilka i sowy śnieżnej (skądinąd pięknie ukazanych i pojawiających się również wewnątrz komiksu). Jest wyraźna sugestia nastroju, manifestacji instynktu, symboliczna podbudowa polowania i dzikości, ale lektura przyniosła mi coś jakby poczucie zawodu wobec tak rozbudowanej obietnicy. Jakbym każde z tych zwierząt zobaczył żerujące pośród zbyt łatwo dostępnych resztek przy śmietniku.
Wydawnictwu Non Stop Comics serdecznie dziękuję za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Snow blind
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Scenariusz: Ollie Masters
Rysunki: Tyler Jenkins
Tłumaczenie: Maciej Muszalski
Typ: komiks
Gatunek: rural noir
Data premiery: 10.10.2019
Liczba stron: 112