Stało się. Wydawnictwo Mandioca poszerzyło listę publikowanych przez siebie autorów o pierwsze polskie nazwisko: Arkusiński Michał, dyplomowany grafik, ideowy punkowiec. Historie środka sam nazwał swoim „pierwszym oficjalnym samodzielnym albumem”, przy czym nie oznacza to pozycji debiutanta w polskim środowisku komiksowym. Nie każdy jednak czytelnik komiksów jest na tyle zorientowany w aktywności rodzimego rynku wydawnictw niezależnych (wliczam w tę grupę i siebie), więc dobrze się stało, że doszło do takiej właśnie oficjalnej prezentacji.
W wypadku tego albumu jest nieco tak, jak z zakupem rozbudowanej o nowy materiał reedycji epki (analogię dodatkowo uzasadnia fakt, że artysta wykonał też sporo okładek płyt dla różnych zespołów muzycznych, głównie punkrockowych), w dodatku na winylu. Spośród jedenastu składających się nań historii sześć zostało opublikowanych wcześniej w zbiorze Ezgetto (wciąż w ofercie, wraz z innymi wcześniejszymi publikacjami Arkusińskiego, na stronie sklepowej wydawnictwa muzycznego Nikt Nic Nie Wie). U mnie za pierwsze wrażenie odpowiada właśnie Mandiokowa wersja „exclusive”, więc niestety nie mogę uczciwie skonfrontować się z sentymentami, wskazać na różnice dotyczące wydań tudzież zaopiniować o przemianach stylu autora. Zostało mi tylko wejść w środek Historii środka.
Tam zaś rozwijają się krajobrazy znajome wychowankom blokowisk w przemysłowych miastach (autor ze Zgierza pochodzi, na granicy miasta… Tak, to ten obiegowy rym, niegodny tekstów O.S.T.R., z którym również współpracował Arkusiński), dostarczając materiału do ponurych życiowych metafor właściwych buntowniczym i outsiderskim naturom. Osiedlowa mapa chodników, śmietników, bloków, punkty widokowe w postaci ławek, przystanków i balkonów, pijaczkowie, dozorcy i inni wartownicy marazmu. Klitki mieszkań, głów i serc. Gołębie, szczury, koty, lis. Rozsiany punkowy matecznik, którego przekaz najlepiej oddaje kwestia padająca w jednej z historii zbioru, Foliówce: „Wszystkich nas nie zrewitalizujecie!”.
Autorem tych słów, jak i tekstów/scenariuszy do w sumie czterech komiksów z albumu jest Robert Popielecki. I tę część Historii środka odbieram jako najlepszą – surowe miniatury, spójna poetyka niepozornych klątw (albo, jak kto woli, „uroków”) codzienności, postawa współczesnego flanera; chciałbym więcej. Chciałbym, aby współpraca panów osiągnęła rozmiary Paryskiego splinu Baudelaire’a. Komiksy, które są ilustracją tekstów piosenek Marcina Pryta, frontmana punkowych (choć to zbyt ogólna klasyfikacja) 19 Wiosen, nie mają dla mnie aż takiej siły wyrazu (najlepiej wypada UFO), w czym na pewno dużą rolę odgrywa mój wspomniany brak sentymentów, którymi mógłbym obdarzyć choćby graficzną wersję ballady z lat 90. Nożem uczył uczciwości. Kończąca zbiór anegdotyczna i dowcipnie podana opowieść Jak przestałem palić Leszka Ślazyka rozładowuje gromadzony konsekwentnie przytłaczający nastrój, ale w przekroju całości sprawia wrażenie „bonus tracka”. Chociaż może to i metaforyczna puenta albumu, uwzględniając obraz wzbierających tytoniowych oparów i ich nieusuwalną woń. Oraz chiński kontekst. Podobna odmienność poetyki i anegdotyczny charakter cechują Radogoszcz, gdzie Arkusiński zaprezentował ułamek wojennej historii Łodzi i swojej rodziny za sprawą niespodziewanego rozwoju rozmowy telefonicznej z ciocią (której to, jeżeli rozmowa została wiernie przytoczona, należy przypisać kształt tekstu).
Jest zatem dość spójnie tematycznie, ale różnorodnie w sposobie słownej ekspresji. Trzy spośród komiksów w albumie obywają się zresztą całkiem bez niej. Na polu ekspresji plastycznej różnice też są widoczne. Przy miniaturach Popieleckiego kreska jest bardziej realistyczna, a narracja wolna i w dużych, okolonych bielejącymi obszarami wolnego miejsca kadrach, których szerokość podkreśla format albumu (wyjątek to Wrona). Przy ilustracjach sprowokowanych tekstami Pryta silniej powyginane kontury sylwetek i rysy. W autorskich Lisie i Borucie gęstsze wypełnienie kadrów. Wszędzie zaś charakterystyczna, dynamizująca płaszczyzny i tła siatka linii, jakby wydrapanych na blasze drucianą szczotką szlifierską. Zwłaszcza białe, różnokierunkowe rysy i zakola na stały się dla mnie znakiem firmowym Arkusińskiego. Naznaczony nimi świat wygina się co rusz nieprzewidywalnie i to jest bardziej dręczące niż możliwe w nim pęknięcia. Do tego monochromatyczna oprawa poszczególnych opowieści (akcenty kolorystyczne, o jasnej zresztą wymowie, pojawiają się tylko w trzech z nich) – głównie szarości i brązy – oraz liczne zbliżenia oczu ludzkich i zwierzęcych.
Te ostatnie nie są niczym oryginalnym w komiksowym języku, ale Arkusińskiemu udało się, szczególnie dzięki tym zwierzęcym (a już najszczególniej ptasim!), wzmocnić, osadzić nastrój milczącej, niepokojącej obecności, mimowolnego świadkowania życiowej nieważkości. I choć nie wszystko w Historiach środka mnie zadowala, to przekonuje mnie właśnie ta wyłaniająca się ze współpracy autorów energia, drążąca miejską materię w punkowym, choć już nie tak młodzieńczym duchu. A działający już od dawna z sukcesami jako samodzielny artysta, grafik oraz ilustrator (małą próbkę tych możliwości dają domykające album materiały dodatkowe) Michał Arkusiński potwierdził tym albumem swoją wieloletnią obecność na rynku komiksowym. I na pewno nie będzie to podsumowaniem jego twórczości.
Wydawnictwu Mandioca serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Historie środka
Wydawnictwo: Mandioca
Scenariusz: Michał Arkusiński, Robert Popielecki, Marcin Pryt, Leszek Ślazyk
Rysunki: Michał Arkusiński
Typ: komiks
Gatunek: punk
Data premiery: 06.10.2023
Liczba stron: 112
ISBN: 9788396843913