
„Dorośli są zakochani w cyfrach” – tak podsumowuje Tych, Którzy Kiedyś Byli Dziećmi narrator Małego Księcia, by móc tym samym uargumentować im prawdziwość osoby tytułowego bohatera jako przybysza z planety sklasyfikowanej astronomicznie pod numerem B-612. Zasadniczo zgoda. Ale czy to znaczy, że dziecko o skłonnościach do nauk ścisłych nie ma emocjonalnych potrzeb i egzystencjalnych rozterek? Możliwej odpowiedzi dostarcza nam portret psychologiczny autorstwa Kathariny Greve, do którego niemieckiej artystce pozowała szerzej dotychczas nieznana kuzynka Małego Księcia, księżniczka Petronia.
Portrecistka zadanie miała po trosze ułatwione, gdyż planeta W-865, jaką zamieszkuje bezpośrednia kandydatka do dynastycznej sukcesji kosmosu, nie daje wielkich możliwości ruchu modelce o Rubensowskich kształtach i ponurym grymasie twarzy. Petronia tkwi gdzieś pośród Drogi Mlecznej, za towarzystwo mając głównie własne myśli, których kolor zasadniczo pokrywa się z tym opisującym obecne w kosmosie dziury. Sytuacja nieco się zmienia, gdy w prezencie urodzinowym otrzymuje od rodziców robaka Mirco umożliwiającego odbywanie podróży czasoprzestrzennych. Zmienia przynajmniej w kontekście towarzystwa, bo funkcjonowanie Mirco nie do końca odpowiada potrzebom księżniczki. W Petronii umacnia się tylko słuszność postawionego przez nią samą pytania: „Co daje błękitna krew w szarym świecie?”.

Choć bohaterka posturą i charakterem diametralnie różni się od swojego urzekającego całokształtem kuzyna, to o kluczowym doznaniu samotności mogliby prowadzić równorzędny dialog, prowadzący być może i do porozumienia. Na wyraźnie skontrastowanym planie światopoglądowym poetycznej sile wrażliwości, wiedzy niewinnej Małego Księcia Petronia przeciwstawia astrofizyczny aparat pojęciowy i racjonalno-pesymistyczną filozofię umacniającą jej permanentną frustrację. Jednak ta ostatnia nie jest uwarunkowana jedynie immanentną cechą osobowościową czy realizacją baśniowego modelu rozkapryszonej księżniczki. W naburmuszonej bohaterce ścierają się kompleksy wynikłe z uczuciowego dystansu między dzieckiem a rodzicem (tutaj wzmocnione monarchicznym kontekstem), poczucia niedowartościowania, odmienności i po trosze z nadwagi, wzmacniane wciąż przez skrytą konfrontację z wiadomym kuzynem. Petronia co rusz wzbiera od krzyku, jaki najprościej dałoby się ująć słowami „Jestem-też-dzieckiem, cholibka!!!”.
W wykonaniu bohaterki częściej niż z wyzwalającym wrzaskiem (trzeba regularnie czyścić wulkany, nawet te nieczynne, nigdy nie wiadomo, jak uczy Mały Książę) mamy do czynienia z sentencjonalnym, negatywnym myśleniem chwilami godnym Ciorana („Wszechświat chyba nie składa się z atomów, lecz z rozczarowań!”). Petronia rozprawia się z Camusowską interpretacją mitu Syzyfa oraz ze zmaskulinizowaną narracją sukcesu, ale też zwyczajnie boi się dentysty czy władczo wyżywa na Mirco. Greve udało się stworzyć postać, z którą można sympatyzować bez względu na poziom neurotyzmu, dietetyczne preferencje (księżniczka uwielbia wakacje na Mięsnej Planecie) i stosunek do Małego Księcia, co poświadczam jako jego stronnik.

Sama autorka w wypowiedziach podkreśla świadomość, z jaką wychodzi naprzeciw poetyce książki Saint-Exupéry’ego, do której jej miłość z wiekiem wygasła. Tak, to jest wizerunkowa walka, ale Greve nie ogranicza się przy tym do parodii, oczywistej zwłaszcza w ujęciu graficznym (jest i autorska wersja „przekroju węża boa” z udziałem Mirco). Autorka wykorzystuje też całe bogactwo wątków, jakimi odkrywanie kosmosu zasiliło naukę i popkulturę – najlepiej oddaje to treść ulotki reklamowej sklepu z artykułami kosmicznymi, kuszącej do zakupów znudzoną księżniczkę. Ponieważ zaś opowieść o Petronii tworzą jednoplanszowe komiksy (wyjątek stanowi zamykający tom epizod), są to cytaty zgrabnie podnoszące poziom dowcipu, nie zaś wyłącznie stanowiące o nim. W absurdalnym zgraniu humoru i metody widzę spore pokrewieństwo z praktykami Toma Gaulda (na polu graficznym również) – fantastyczna zwięzłość, która zarazem uruchamia nasze prywatne pokłady komentatorskie.
Te odruchy wspaniale tonują aforystyczne interludia pomiędzy kolejnymi planszami – w centrum białej strony znajduje się zawsze planetka W-865, skutecznie oddając kompozycją warunki kosmicznego wyobcowania. Na niej samotna Petronia, która w myśli lub mowie (nikomu nie trzeba tłumaczyć, jak objawia się ta różnica w komiksowym dymku) formułuje sądy, pytania i kalambury kuszące do włączenia ich w podręczny słownik bon motów. Do przytoczonego już w drugim akapicie przykładu dodam jeszcze jeden: „Zieleń to kolor nadziei i pleśni”. A, to jeszcze jeden, przypominający o wielorakości rodzinnej perspektywy: „Czy można wziąć rozwód ze swoimi rodzicami?”. O rodzinie mówiąc – w minionym roku ukazał się kolejny zbiór perypetii Petronii (Das Brimborium Schlägt Zurück, czyli z nawiązaniem do znanego imperialnego kontrataku), w którym autorka więcej miejsca poświęciła genealogicznym zależnościom królewskiej familii, sięgającym nawet poza konstelację rodową przedstawioną na tylnej wyklejce recenzowanego tutaj komiksu. Łaknę!

Greve z dialektyczną dyscypliną dyskutuje nad emocjonalną wartością Małego Księcia oraz błyskotliwie i dowcipnie (p)operuje popularnonaukową i popkulturową treścią, nie stroniąc od czysto społecznych komentarzy. Zaś przede wszystkim skutecznie włącza się w tradycję konfrontacji z przestrzenią kosmiczną jako metafory ludzkiej znikomości, samotności i zagubienia pośród głuchej, zimnej, wiecznej otchłani. Poorbitujcie zatem wokół planety W-865 i niech was nie zraża marsowa mina jej gospodyni.
Wydawnictwu Centrala serdecznie dziękujemy za umożliwienie kosmicznej audiencji u księżniczki Petronii.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Gruba księżniczka Petronia
Wydawnictwo: Centrala
Scenariusz i rysunki: Katharina Greve
Tłumaczenie: Grzegorz Janusz
Typ: komiks
Gatunek: parodia/obyczajowy
Data premiery: 15.07.2024
Liczba stron: 104
ISBN: 9788363892951