SIEĆ NERDHEIM:

Szacunek ludzi ulicy. Recenzja komiksu Mocny w gębie

Z okładki bije zwodniczo przytulny vibe.

Dobrze, może zacznijmy od tego, że z komiksowaniem od Bartosza Sztybora nie miałem zbyt wiele do czynienia. Jakoś tak wyszło, nawet Cyberpunka czytałem akurat tylko tego, który wyszedł spod ręki Cullena Bunna, Wiedźmina „jedynie” książki. Tym samym nie miałem względem Mocnego w gębie żadnych konkretnych oczekiwań. W związku z tematyką mam jednak pewien mało postępowy bias i chciałbym go na starcie zaznaczyć: romantyzowanie cierpień agresywnej patologii do mnie nie trafia, nie potrafię odczuwać do takich ludzi empatii ze względu na osobiste doświadczenia z młodości. Jakąś tam zdolność trzeźwej oceny fikcji zachowałem, ale to z pewnością ma wpływ na mój odbiór tego komiksu i ze zwykłej uczciwości muszę o tym wspomnieć.

Mocny w gębie to bowiem historia stara jak cywilizowany świat. Młody i zagubiony chłopak imieniem Rahim stara się odnaleźć swoją drogę, brodząc po szyję w półświatku Berlina. Na wzór do naśladowania wybiera sobie legendarnego w okolicy gangusa, za wszelką cenę stara się zaimponować szerokiemu jak szafa trzydrzwiowa bossowi. Generalnie wozi się po okolicy, kozaczy i postanawia uczynić swoje bolączki problemem całej reszty społeczeństwa, głównie swoich najbliższych. Jak wskazuje jednak tytuł, znajomi delikwenta wciąż trafnie sugerują, że pies, który dużo szczeka, mało mleka daje (czy jakoś tak). Potrzeba udowodnienia błędu w tym rozumowaniu doprowadzi Rahima do desperackich czynów.

Tragiczne skutki presji środowiska?

Rzadko to się zdarza, ale zwrot w interpretacji komiksu nastąpił u mnie tym razem już podczas pisania tego tekstu. Jak wskazuje wstęp, miałem problem z polubieniem głównego bohatera. Ja rozumiem, ulica wciąga, złodupni twardziele imponują zakompleksionym. Rahim nie ma jednak w życiu aż tak źle: ma co żreć i co na dupę włożyć, ma kochającą matkę i wiernych przyjaciół. W myśl zasady „play stupid games, win stupid prizes” nie byłem w stanie mu współczuć. Składając do kupy zarzuty względem protagonisty, zdałem sobie nagle sprawę z pewnej oczywistości. Sztybor, przynajmniej w moim odczuciu, wcale nie próbował zrobić z Rahima ziomka bliskiego naszym sercom. Żałować mamy tu wszystkich niewinnych (mniej lub bardziej), których zniszczyły jego ambicje. Z tą interpretacją z tyłu głowy Mocny w gębie zyskał znacznie w moich oczach. To trafna i przejmująca historia o toksycznych reakcjach łańcuchowych generowanych przez jednostki uwikłane w przestępczość średniego i niższego szczebla. Nieszczególnie zaskakująca, ale konkretna i zręcznie napisana.

Jakieś ślady mojego pierwotnego zarzutu jednak nadal miotają mi się po głowie. Jestem przekonany, że nadanie choćby odrobiny głębszego niuansu głównemu bohaterowi i jego motywacjom uczyniłoby ten komiks lepszym, bardziej realnie tragicznym nawet bez ryzykowania wspomnianej już romantyzacji. W obecnym stanie to odczuwalnie fikcja. Surowa, ale wciąż fikcja, bardzo urokliwa zresztą. O faktycznym życiu ulicy w Berlinie nie wiem prawie nic, Sztyborowi udało jednak się na krótką chwilę przekonać mnie o realizmie zaprezentowanego tu klimatu. Scenarzysta nie marnuje miejsca, zwięzła historia w każdym kadrze wyraźnie zmierza w stronę zaplanowanego celu i chyba głównie dzięki temu uderza tak mocno.

Jeśli najbardziej sympatyczną postacią w komiksie jest dealer przyprawiający prochy, to wiedz, że coś się dzieje.
Jeśli najbardziej sympatyczną postacią w komiksie jest dealer przyprawiający prochy, to wiedz, że coś się dzieje.

Skoro już o kadrach mowa, zauważyłem raczej powszechnie pozytywne opinie na temat rysunków Akeussela. Pochodzący z Francji artysta zdecydowanie wie, co robi. W ramach kreślarskiej prostoty osiągnął bardzo charakterystyczny styl i porządnie rozumie język komiksu. Problem w tym, że chyba nie do końca trafia do mnie ta estetyka. Zrozumcie, ja w dyskusjach stawiających rysunki pochłaniające grube roboczogodziny o dwie półki wyżej nad wymownym minimalizmem lub dynamiczną kreskówkowością zawsze zagłosuję za tą drugą opcją. Akeussel jednak, poza świadomą oszczędnością i mocną stylizacją, chyba również umyślnie stawia na brzydotę. Wolałbym zdecydowanie, by zamiast niektórych koślawych linii w Mocnym w gębie zostawił pustą przestrzeń. Rysunki niezaprzeczalnie działają w sprawnym tandemie z fabułą, bardzo oszczędna kolorystyka nadaje tytułowi charakteru, ale w porównaniu do niektórych dostępnych w sieci dzieł tego artysty wielu kadrom brakuje trochę gracji, co spycha warstwę graficzną z obszaru ciekawego eksperymentu nieco w stronę niedbałego bazgrolenia. Może po prostu nie załapałem tu antyestetyzmu mającego podkreślić sceptyczny klimat fabuły, nie wiem, czasem było kapitalnie, czasem zwyczajnie mnie coś w oczodół zakłuło.

To właśnie elitarne grono, do którego Rahim chciałby dołączyć.

Nie czaję do końca, z czego to wynika, ale Mocny w gębie to jeden z tych tytułów, przy których, narzekając, czuję się głupio. Mam jakieś takie kuriozalne wrażenie, że przytoczone przeze mnie wady nie wynikają faktycznie z jakości samego dzieła, a raczej z mojego niezrozumienia, uprzedzeń albo gustu zepsutego superbohaterską papką. To nadal komiks środka, ale wyraźnie aspirujący do członkostwa w gronie dzieł troszkę bardziej ambitnych. Choć absolutnie nie określiłbym go jako dzieło złe (jest powyżej przeciętnej), to zarówno w warstwie fabularnej jak i w rysunkach sporo brakuje mu do perfekcji. To na pewno coś, z czym kontakt zaryzykować mogą miłośnicy bardziej przyziemnych historii o miejskiej przestępczości i staruchy wychowane na średnio przyjaznych blokowiskach. Dla mnie pozycja ciekawa, ale raczej nieobowiązkowa.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Mocny w gębie
Wydawnictwo: Nagle! Comics
Scenariusz: Bartosz Sztybor
Rysunki: Akeussel
Tłumaczenie: Bartosz Sztybor
Typ: komiks
Gatunek: obyczajowy, dramat
Data premiery: 24.04.2024
Liczba stron: 124
ISBN: 9788367725286

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
1 Komentarz
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
M@o2.pl
M@o2.pl
6 miesięcy temu

„romantyzowanie cierpień agresywnej patologii” – a myślałem, że tylko ja odbiłem się od Osiedla Swoboda (nie mając do czynienia wcześniej z tym komiksem ani z Produktem – czytałem wydanie zbiorcze). Za to Morze po kolana czytało mi się bardzo przyjemnie, mimo, że też o ludziach z marginesu.

Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
spot_img
Dobrze, może zacznijmy od tego, że z komiksowaniem od Bartosza Sztybora nie miałem zbyt wiele do czynienia. Jakoś tak wyszło, nawet Cyberpunka czytałem akurat tylko tego, który wyszedł spod ręki Cullena Bunna, Wiedźmina „jedynie” książki. Tym samym nie miałem względem Mocnego w gębie żadnych...Szacunek ludzi ulicy. Recenzja komiksu Mocny w gębie
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki