SIEĆ NERDHEIM:

Niszczycielskie misterium tworzenia. Recenzja komiksu Goya. Saturnalia

Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju... Zaraz, to nie Litwa!
Śród takich pól przed laty, nad brzegiem ruczaju… Zaraz, to nie Litwa!

Spodobały mi się słowa wstępu do tego komiksu. Zwłaszcza wstępne słowa tegoż wstępu: „Nie, to nie będzie jeden z tych tekstów, w których napiszemy o Goi tak, jakby trzeba go przed wami odkryć. Skoro trzymacie ten komiks w rękach, nie będzie to konieczne”. Dalej El Torres pisze z rozpędem o wciąż aktywnym fenomenie oddziaływania osobowości Goi, o wielorakich próbach przybliżenia charakteru jego geniuszu, wreszcie o poetyckiej formule, w jakiej mierzą się z Goyą w swoim komiksie dwaj Manuelowie – Gutiérrez (scenariusz) i Romero (rysunki). Ale te pierwsze słowa, tę ich narzucającą się pewność siebie, odebrałem jak zaproszenie, któremu nie sposób się oprzeć, a które może jednak okazać się wyzwaniem.

I nim też się okazało, bowiem moje pojęcie twórczości i osoby Goi nie obejmowało tego, co dla Hiszpanów wchodzi zapewne w zakres powszechnej, utrwalonej wiedzy na temat historii własnego kraju, a co znacznie ułatwia odczytywanie symbolicznych, węźlastych skrótów, jakie zaciskają własnymi rękoma autorzy komiksu na życiu Franciska. I po krótkim repetytorium z burzliwych dziejów Europy Zachodniej na przełomie XVIII i XIX wieku okazują się one nie tylko mocno zaciągnięte, ale i konieczne dla próby uchwycenia sił kłębiących się w Goi artyście, Goi człowieku oraz wokół niego.

Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany... Ej, powtarzam, nie Litwa!
Stał dwór szlachecki, z drzewa, lecz podmurowany… Ej, powtarzam, nie Litwa!

Jako wyjściową datę do rozpoczęcia prac nad swoją wersją duchowego portretu Goi autorzy obrali rok 1819, kiedy to artysta przeprowadził się do zakupionego Domu Głuchego na obrzeżach Madrytu (ciekawostka – swoje miano rezydencja zawdzięcza nie bezpośrednio malarzowi, a wcześniejszemu właścicielowi). Goya ma wówczas przeszło siedemdziesiąt lat (prawdziwie matuzalemowy wiek, patrząc na epokę), od ponad dwudziestu jest pozbawiony słuchu, a od sześciu żyje nieformalnie z rozwódką Leocadią Weiss, matką paroletniej Rosarii, dla której może jest też biologicznym ojcem. Przeprowadzką usuwa się z życia dworskiego, które pędził jako nadworny malarz pośród historycznej zawieruchy stawiającej go w środku konfliktu pomiędzy ideą wolnościowego postępu utożsamianego z wrogą polityką Francji a absolutyzmem sprzęgniętym z religią katolicką w inkwizytorskim wydaniu. W efekcie i panujący Ferdynand VII, i prosto myślący lud widzą w nim „afrancesado”, czyli w spolszczonej postaci, oddającej cały pogardliwo-nienawistny ładunek słowa – „francuzioka” (brawo Jakub Jankowski). Jednak zanim Goya uda się w 1824 roku na dobrowolne wygnanie do Francji celem uniknięcia represji (data domykająca czasowe ramy komiksu), stworzy bezpośrednio na ścianach Domu Głuchego czternaście malowideł objętych dziś wspólną nazwą „czarnych obrazów”.

Tak przedstawia się zakres faktów niezależny od artystycznego opracowania ich przez duet Manuelów. Dołożyć do nich należy jeszcze ważną datę roku 1814, wyznaczającą koniec rozpoczętej w 1808 partyzanckiej wojny Hiszpanów z francuskim okupantem i początek restauracji monarchii pod rządami powracającego do ojczyzny Ferdynanda VII. Uff… Taką rekonstrukcję tła biograficzno-historycznego poczyniłem sam sobie po pierwszej lekturze komiksu i podsuwam ją zainteresowanym, bo po prostu kibicuję podobnym komercyjnie ryzykownym decyzjom wydawców, do jakich Goya. Saturnalia prawdopodobnie należy. I cieszę się z wymagań, jakie stawia koncepcja autorów, łącząca dyscyplinę kompozycyjną z nieprzewidywalnym rytmem emocjonalnych skurczów i bezwładów.

Właśnie dwukonną bryką wjechał młody panek... Nie Litwa, po raz trzeci!
Właśnie dwukonną bryką wjechał młody panek… Nie Litwa, po raz trzeci!

Nie będę się przy tym porywał na analizę według kryteriów muzycznych, do jakich odsyła umieszczona przez twórców w podtytule „fuga”. Z braku fachowej wiedzy musi mi wystarczyć świadomość skali synkretyzmu sztuk, jaki zastosowali Gutiérrez i Romero. Nie będę zresztą zapędzał się w jakąkolwiek nazbyt zaawansowaną analizę i to nie dlatego, żebym obawiał się zaklasyfikowania mojej osoby do grona „szanujących się snobów”, by znów przywołać wstęp El Torresa, który uparcie podkreśla popkulturową nośność Goi, po czym zestawia ją z poetycką „samowystarczalnością” komiksu swoich rodaków. Nie. Nie ma mowy o „samowystarczalności” Goi. Saturnaliów bez kontekstu, a jego potrzebny zakres musicie sobie, drodzy zainteresowani, nakreślić sami. Z całą mocą stwierdzam, że warto. Jeżeli Francisco José de Goya y Lucientes intryguje was w jakikolwiek sposób, to śmiało, przybywajcie na te gorzkie Saturnalia!

Znajdziecie się pośród mniej i bardziej czytelnych cytatów z uniwersum Sztuki – malarstwa, poezji, filozofii, muzyki, komiksu – dobranych i zmontowanych tak, by wspomagały wyobrażenie o żywiołowym dialogu artysty z samym sobą. Dialogu zaskakującym wizyjnymi przebitkami, w których osoba Goi staje się jednym z granicznych punktów w kontinuum świadomości twórczej, energetycznym tunelem, drążonym przez nienasycenie i cierpienie, dumę i upodlenie, Szekspirowskie wściekłość i wrzask.

Czemuż Pan Hrabia, jeśli w malarstwie się kocha... A to nie żaden Hrabia!
Czemuż Pan Hrabia, jeśli w malarstwie się kocha… A to nie żaden Hrabia!

Znajdziecie się za kratami, jakich obraz powraca zawsze z chwilą, gdy siatka kadrów tnie kartkę na dwanaście regularnych pól, tworzących czasami jednolitą układankę, czasami kombinację kilku fragmentów i deseni, cząstek kompletów obecnych w innych partiach komiksu czy uzupełnianych odruchowo w głowie oglądającego. Za kratami powstrzymującymi szaleństwo rozrostu, wyzwolone przez geniusz.

Znajdziecie się w przestrzeni zachlapanej, zamazanej, zagruntowanej błotnym rozczynem gliny i innych rodzajów gleby, pełnej otarć i skrzepów po gwałtownych ruchach i okalających je delikatnych liniach, mających w sobie smutek pośmiertnego dotyku. Bo to jest przestrzeń naznaczona przez konflikt, który po uświadomieniu go sobie trwa już zawsze. Może trwać, powinien trwać, musi trwać, uzewnętrzniany przez sztukę.

Znajdziecie też przydatny wypis cytatów i zapożyczeń artystycznych, ułatwiający orientację pośród wizji autorów, a w następstwie otwierający pole do samodzielnych interpretacji (stwierdzam przy tym brak wskazania źródła, jakim jest Słomiana kukła Goi, które posłużyło do zbudowania znaczącej sekwencji ze stron 36-38).

To Goya!
To Goya!

Zaś przede wszystkim znajdziecie tu burzycielski charakter ducha wznoszącego się ponad epokę, próg romantycznej jaźni twórczej, ogołacającej myślenie z racjonalnych kategorii i szukającej języka zdolnego przezwyciężyć ponurą powszechność ludzkiego upadku. „Na horror odpowiadamy sztuką” – tak brzmi część artystycznego rozrachunku Goi ze światem na planszach komiksu Goya. Saturnalia. Panom Manuelom udało się go dobrze umotywować i zilustrować.

Wydawnictwu Timof serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Goya. Saturnalia
Wydawnictwo: Timof Comics
Scenariusz: Manuel Gutiérrez
Rysunki: Manuel Romero
Tłumaczenie: Jakub Jankowski
Typ: komiks
Gatunek: (około)biograficzny
Data premiery: 21.02.2025
Liczba stron: 136
ISBN: 9788368259056

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
spot_img
Spodobały mi się słowa wstępu do tego komiksu. Zwłaszcza wstępne słowa tegoż wstępu: „Nie, to nie będzie jeden z tych tekstów, w których napiszemy o Goi tak, jakby trzeba go przed wami odkryć. Skoro trzymacie ten komiks w rękach, nie będzie to konieczne”. Dalej...Niszczycielskie misterium tworzenia. Recenzja komiksu Goya. Saturnalia
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki