Scenariusze Jeffa Lemire są często bardzo subtelne, intymne, skupione na psychologii postaci. Ten autor posługuje się raczej delikatnymi środkami przekazu, a przynajmniej tak jest często odbierany. Żeby nie szukać daleko, sprawdźcie recenzje Yaieza. Jak pisałam przy okazji poprzedniego tomu Descendera, akurat dla mnie to trochę za mało.
Po refleksyjnych, skupionych na psychologii i przeszłości bohaterów Osobliwościach z radością powitałam przejście do akcji. Od pierwszego panelu Mechanika pokazuje konflikty i „pojedynki”. Dwóch TIMów porzuconych wcześniej w środku konfrontacji. Telsę i doktora Quona, który wreszcie postanawia działać, próbując przy okazji pozować na pozytywną postać. Bardzo ważny pozostaje wątek Andy’ego. Jest wciąż w dużej mierze refleksyjny i romantyczny, ale nabiera dynamiki.
Jak widzicie, w Orbitalnej mechanice sporo dzieje się od pierwszej strony, a tempo utrzymuje się właściwie do końca. Bohaterowie walczą o przetrwanie już nie ze swoimi traumami, tylko realnymi potworami. Na scenę wraca polityka, o której Lemire opowiedział nam co nieco na początku Descendera. Ten szybki rytm podkreśla nowa struktura paneli: dostajemy trzy narracje prowadzone równolegle, bardzo czytelnie skontrastowane przez Nguyena oświetleniem, zbliżeniami i szerszymi planami. To bardzo filmowa konstrukcja, prawie słychać dynamiczną ścieżkę dźwiękową w tle. Najważniejsi dla fabuły bohaterowie może jeszcze nie znaleźli się na tej samej stronie, ale ich losy już od dawna toczą się wspólnie, jak splątanych fotonów.
Po szybkim montażu Lemire i Nguyen przechodzą do pokazania nam szerokiego kontekstu, czyli wspomnianej już polityki. Dowiecie się więcej o Żniwiarzach oraz tym, dlaczego każdy TIM jest w galaktyce na wagę złota. Jak się domyślacie, powróci wątek „zaświatu”, do którego czasem trafia mały android. Jak poprzednio, sporą część fabuły napędzają działania Telsy i jej nieufność w stosunku do Quona. Ich relacja jest bardzo owocna dla scenariusza, co sprowadza się do wiecznej wojny pomiędzy postaciami, które dla własnego dobra powinny móc ze sobą współpracować. Oczywiście, w idealnym świecie, w którym „genialny” inżynier nie byłby oszustem i tchórzem.
Szykuje się też dalsze rozwarstwienie fabuły. Lemire niewątpliwie mocno skupia się na swoich bohaterach, każdy z nich ma rolę do odegrania. Nie zapomina nawet o tych, którzy są czymś pomiędzy elementem humorystycznym i pamiątką przeszłości. Jeden z nich, dość nieoczekiwanie, trafi na descenderowy odpowiednik Dagobah, co pozwoli Nguyenowi poeksperymentować z zupełnie nową paletą kolorów. Mam nadzieję, że oprócz zieleni zobaczymy dzięki temu galaktyczny kryzys i wojnę z androidami z perspektywy przeciętnych obywateli.
Orbitalna mechanika kończy się niejednym zwrotem akcji, co pozostawia czytelnika (zwłaszcza po tak dynamicznym tomie) z niezłą zadyszką. Jeśli jeszcze nie było fanfików, teraz powinny się posypać. To materiał na wielogodzinne rozmowy o dalszym ciągu fabuły i motywacji bohaterów. Teraz mogę powiedzieć, że czekam niecierpliwie na kolejny tom… Czy raczej na tłumaczenie dwóch ostatnich. Jak wiecie, mniej więcej rok temu ukazało się The Machine War, szósty i ostatni komiks z tej serii.
Descenderowi zajęło cztery tomy, żeby mnie do siebie przekonać. Ciągle jestem zdania, że Osobliwości można było sobie darować, skrócić lub chociaż rozdysponować pomiędzy innymi rozdziałami, ale być może wówczas Mechanika nie byłaby tak spójna. Ten komiks ma przemyślaną strukturę i rytm, jest bardzo filmowy, spełnia większośc obietnic kojarzących się z hasłem space opera. Tym razem naprawdę się w niego wczułam, a to znaczy, że powinien być mistrzostwem świata dla fanów Lemire’a.
Dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics za egzemplarz recenzencki.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Descender. Orbitalna mechanika
Wydawnictwo: Mucha Comics
Scenariusz: Jeff Lemire
Rysunki: Dustin Nguyen
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Typ: Komiks
Gatunek: science fiction
Data premiery: sierpień 2019 r.
Liczba stron: 120