SIEĆ NERDHEIM:

Życie to nie teatr? Recenzja komiksu Boska komedia Oscara Wilde’a

Naturalne środowisko flanera.
Naturalne środowisko flanera.

Oto kolejny komiks, jaki z marszu włączyłbym w licealną listę lektur szkolnych. Nie celem zasilenia wezbranego nurtu społecznych i ideologicznych prowokacji, z których atmosferą zwykło się wiązać osobę Oscara Wilde’a, a jako przykład na przedstawienie w osobie bohatera rozległej charakterystyki epoki, afirmacji indywidualizmu i relacji między życiem a sztuką. Tę ostatnią Wilde, śmiały i oryginalny reprezentant dekadenckiego estetyzmu, traktował programowo. Z czasem kwestia stanowiska w sporze o to czy sztuka powinna naśladować życie, czy odwrotnie, nabrała dla niego tragicznej, osobistej głębi. Król życia, dandys i pięknoduch stał się wyklętym uciekinierem, w którym cierpienie wzmogło powagę paradoksu jego autorstwa: „Życia nie można opisać. Trzeba je przeżyć”. Ale przeżyć je tak, aby samo było dziełem sztuki.

W tym świetle punkt zwrotny w biografii Wilde’a stanowi głośny proces o „deprawację”, lecz to nie o nim traktuje komiksowe dzieło Javiera de Isusi. Hiszpański rysownik i scenarzysta zawęził czas swojej opowieści do ostatnich trzech lat życia, jakie po opuszczeniu więzienia zniesławiony Wilde spędził w Paryżu. I jest to opowieść rozmyślnie zagadkowa, melancholijnie smutna, wzniośle bezlitosna, ironicznie błyskotliwa (możecie przy tym spokojnie poodwracać kolejność i miejsce słów tworzących te przysłówkowo-przymiotnikowe zestawienia), słowem – podejmująca ambicje i dziedzictwo myśli autora Portretu Doriana Graya.

Taki jej kształt zapowiada wstęp, w którym tłem narracji, prezentującej w telegraficznym skrócie koleje społecznej degradacji Wilde’a, jest teatralna scena, gdzie trwa montaż scenografii. Jej brzegiem przechodzi bohater inscenizacji – zwalisty, przygarbiony, pozbawiony młodzieńczej promienności Oscar Wilde. Przygląda się dekoracji, aktorom i, zachowując ów charakterystyczny wyraz twarzy, jaki od zawsze zawdzięczał pełnym ustom, schodzi bocznymi schodkami, zanim pojawi się publiczność. To my jesteśmy jej częścią, to dla nas odegrana zostanie już za chwilę, już za stronę Boska komedia Oscara Wilde’a. Kurtyna pośród oklasków idzie w górę. Za niespełna 350 stron, gdy już zdążymy o niej zapomnieć, opadnie, zostawiając nas zwyciężonymi przez materię życia i narzędzia sztuki.

Czyli... 10 urodziny Wieży Eiffla?
Czyli… 10 urodziny Wieży Eiffla?

Tak wyznaczone ramy opowieści de Isusi wypełnia próbami uchwycenia fenomenu magnetycznej osobowości Wilde’a. Na wykonanym przez niego przedśmiertnym portrecie artysty przenikają się sceny z bulwarów, gdzie wieczorami wystają prostytuujący się chłopcy, arystokratycznych salonów oraz nieodzownych dla cyganerii kawiarni, krzyżują zapachy wymiocin, miłosnego potu i absyntu, a nad wszystkim unoszą zmieniające z łatwością kategorię wagową słowa, słowa, słowa…

Dużą ich część przydzielono osobom z kręgu, jaki swoim wpływem i życiem objął Oscar Wilde. Wypowiedzi jego przyjaciół, kochanków, satelitów (autor zadbał o ich przydatny i obszerny indeks na końcu komiksu) mają w kilku przypadkach wydzieloną formę współcześnie przeprowadzanych wywiadów, gdzie zderzają się emocjonalnie różne opinie i fakty, przy czym wszystkie pozostają zgodne w kwestii wyjątkowości talentu i charakteru irlandzkiego „poety przeklętego”. Co charakterystyczne – oceny te kładą nacisk na najbardziej nietrwałą część twórczego całokształtu Wilde’a – jego kunsztu jako niezrównanego mówcy, niestrudzonego wolnomyśliciela, wreszcie zaprzysięgłego piewcy życia.

I taki też Oscar pozostaje na kartach Boskiej komedii…, choć jest to, powtórzę, perspektywa wyostrzona pobytem w więzieniu, wygnaniem i życiowym zawodem związanym z „Bosie”, czyli lordem Alfredem Douglasem. De Isusi wykorzystał cytaty, fakty, anegdoty i domysły do stworzenia przekonującego Wilde’owskiego autodafe, gdzie pozyskana pokora łączy się z organiczną namiętnością, aforystyczna elokwencja z aktami rozpaczy, a wszystko to wraz z innymi sprzecznościami stanowi głos w sprawie poświęcenia się odkrywaniu „sztuki życia”. Czy może bardziej „odgrywaniu”?

Między nami kolegami (i -izmami).
Między nami kolegami (i -izmami).

Teatralizacja, refleksje nad pojęciami roli, maski, kreacji, podkreślanie rangi ceremonii, misterium, rytuału to te spośród wytycznych światopoglądu Wilde’a, które najmocniej wybrzmiewają w narracji Isusiego i zarazem tworzą metodę prezentacji życiorysu irlandzkiego „enfant terrible”. Doświadczony życiem Wilde gra/żyje zarazem nonszalancko i żarliwie, częściej poszukując publiki niż odosobnienia, zawsze zaś odpowiednio tragicznego nastroju, przez co staje się ilustracją własnego sądu o Hamlecie: „Zamiast być bohaterem własnej historii, usiłuje być widzem własnej tragedii”.

Nie bez powodu jednak tytuł komiksu zawiera w sobie inny. Wilde uwielbiał dzieło Dantego na równi z antykiem i de Isusi dał temu wyraz. Wykazywanie wzajemnych inspiracji i tradycji wymagałoby znacznie rozleglejszego, analitycznego komentarza, jednak jako zadeklarowany modernista mogę zapewnić wszystkich zaciekawionych, że nie są to powierzchowne nawiązania. Od razu chcę też ubiec obawy wszystkich innych czytelników – nie trzeba być komparatystą, by zaangażować się w losy twórcy, którego szeroko adaptowany dorobek obejmuje właściwie każdy gatunek literacki, a do gościnnego udziału w swoich metatekstowych opowieściach zapraszają go z szacunkiem Alan Moore czy Eduardo Mazzitelli. W poszerzeniu kontekstu pomagają zresztą przedmowa, wspomniany indeks i kalendarium życia Wilde’a, nie wspominając o zręcznie wplecionych w dialogi informacjach, jak choćby ta objaśniająca genezę Sebastiana Melmotha, którym to pseudonimem Wilde posługiwał się na wygnaniu. I sama kwestia tego aliasu kieruje nas zachęcająco w odgałęzienia potwierdzające bogactwo, jakie otwiera tylko świadomość ciągłości kultury.

"Pozwalam się zaprosić na szklaneczkę..."
„Pozwalam się zaprosić na szklaneczkę…”

Jednak w pierwszej kolejności de Isusi daje nam szansę wglądu w wysoce prawdopodobny stan ducha pisarza w chwilach kryzysu. Ich charakter najlepiej oddaje De profundis – powstały podczas pobytu Wilde’a w więzieniu list/monolog, którego wymowa przenika całość komiksu. To ten dokument przemiany patronuje długiej, onirycznej scenie, która od dialogu na temat pozy i autentyczności, jaki pijany Wilde toczy z widmem jednego ze współczesnych mu poètes maudits (nie zdradzę, z którym), przechodzi w pozbawioną słów symboliczną konfrontację Oscara z samym sobą przed lustrem. Sceny, przez które de Isusi do niej doprowadza, pozostają przewrotnie dramatyczne, udrapowane patosem i ironią, spomiędzy fałd których prześwitują nagie skrawki lęku, rezygnacji i ukojenia.

Na polu graficznym autor pozostawia nas pośród pozornie oszczędniejszych środków – pozbawione ramek kadry, cienka, konturowa kreska i plamy sepii o różnym stopniu rozcieńczenia. Błotna gęstość tej jednej barwy, charakterystyczne „poświatowe” pola rozpłynięcia się tuszu, smugi, prześwity, miękkość, nieregularność i spęcznienie, jakiego przykład stanowią chmury. I zgodnie z tym wzorem de Isusi przydaje swoim rysunkom pogodnego lub burzowego (przed, po i ogólnego) nastroju, ten ostatni podkreślając przechyleniami i łukami. Jeśli pojęciu dekadenckiego spleenu miałbym przyporządkować kolorystyczny i fakturowy odpowiednik, to posłużyłbym się właśnie Boską komedią Oscara Wilde’a.

W poszukiwaniu straconego piękna i młodości.
W poszukiwaniu straconego piękna i młodości.

Jeśli zaś miałbym komuś zaproponować komiks, który niebanalnie przybliża nam sylwetkę obiegowo znanego twórcy i może być początkiem fascynujących odkryć związanych z jego twórczością i całą epoką, w jakiej żył, to posłużyłbym się również tym przykładem. A jeśli miałbym po prostu polecić komiks o zamaskowanym facecie toczącym wewnętrzną walkę? Ha, ha… I tutaj odpowiedź się powtórzy.

Wydawnictwu Non Stop Comics serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Boska komedia Oscara WIlde’a
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Scenariusz i rysunki: Javier de Isusi
Tłumaczenie: Karolina Jaszecka
Typ: komiks
Gatunek: biograficzny
Data premiery: 08.12.2021
Liczba stron: 376
ISBN: 9788382301557

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
Oto kolejny komiks, jaki z marszu włączyłbym w licealną listę lektur szkolnych. Nie celem zasilenia wezbranego nurtu społecznych i ideologicznych prowokacji, z których atmosferą zwykło się wiązać osobę Oscara Wilde’a, a jako przykład na przedstawienie w osobie bohatera rozległej charakterystyki epoki, afirmacji indywidualizmu i...Życie to nie teatr? Recenzja komiksu Boska komedia Oscara Wilde'a
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki