SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja komiksu Batwoman Volume 1: The Many Arms of Death (DC Rebirth)

KorektaKoszmar

Batwoman 1 cover

Batwoman dołączyła do Batmana i Robina w 1956 roku. Wtedy była nią Kathy Kane, kuzynka Bruce’a – i to właśnie ta postać, choć w mocno odświeżonej wersji, wraca w Odrodzeniu. Nietoperzyca przechodziła odnowę wiele razy, miewała romanse z Mrocznym Rycerzem i Dickiem Graysonem (nigdy naraz), a tym razem woli dziewczyny. I okazuje się to ważnym elementem jej origin story.

Dziecko bogatej i wpływowej rodziny, świetnie wykształcona buntowniczka, w końcu wojowniczka. Buntuje się, bo ma trochę dość pozłoty przykrywającej same „musisz” i „powinnaś”, bo chce być sobą, zwłaszcza móc nie tylko miewać przygody, ale partnerkę, jak każdy normalny człowiek. Płomiennie ruda, kobieta dandys i superbohaterka. Postać Kate łączy w sobie wiele cech kojarzonych z buntowniczym queer, ale raczej z międzywojnia niż bliskich nam rewolucji. Wydaje się bardzo pociągająca, na pewno jest dość gotycka, ale… moim zdaniem trochę za dużo w tej historii krwistoczerwonych róż i kiczu.

Batwoman 1

Początkowo Batwoman jest postacią bardzo podobną do Mother Panic, innej bohaterki z odświeżanego (w inprincie Young Animal) uniwersum DC. Bogata dziedziczka w wielkim domu, z bojowym zacięciem. Kate jest jednak po pierwsze dużo starsza, po drugie żołnierką, po trzecie jej problemem nie jest ratowanie rodziny, ale raczej pozbycie się jej ze swojego łóżka. Nieszczęśliwa miłość, niespełnienie i konieczność walczenia o siebie będą kluczowymi motywami tej serii i zdefiniują nową Nietoperzycę, w każdym razie na pewno tak jest w pierwszym tomie.

Zasadnicza akcja The Many Arms of Death zaczyna się od pobytu Kate na pewnej rajskiej wyspie, Coryanie. Zamiast Amazonek zastała tam dobrze funkcjonującą przemytniczą szajkę, kilka gangów skupionych wokół swojej królowej, Safiyah. Kate trafia tam jako odratowana ofiara morskiej katastrofy, zostanie odleczona, znajdzie być może najważniejszą kobietę swojego życia, a nawet dwie. Odejdzie z wyspy, ale będzie musiała na nią wrócić tropiąc nielegalny handel serum nadającym ludziom supersiłę, ale mogącym też robić z nich agresywne potwory. Wątek coryański jest bardzo mroczny, ponury, ciężki. Jeśli nie lubicie (jak ja) takich komiksów superbohaterskich, może być dla was przesadnie patetyczny i nieco przeromantyzowany… Czerwone róże o wyraźnych konturach wyglądają super na okładkach rockowych płyt, ale jako ilustracje do walk między samozwańczymi obrońcami i wrogami ludzkości to, według mnie, ciut za dużo.

Batwoman #2 cover

Do pierwszego tomu Batwoman trafiły też przebłyski drugiego wątku fabularnego (że użyję anglicyzmu – pojawia się tu drugi łuk). To daleka przyszłość, sporo lat po Coryanie, Kate jest dojrzałą kobietą, która wróciła do Gotham zrobić rewolucję. Czy to Batman został totalitarnym przywódcą swojego mrocznego polis? Ktoś inny? Jak do tego doszło? I czy Nietoperzyca zwalczy nadopiekuńczym system? To wydaje mi się szalenie interesujące i czekam na dalszy ciąg.

The Many Arms of Death zarysowuje nam nie tylko pochodzenie Batwoman i jej historię, ale także otoczenie. Wbrew pozorom konserwatywna rodzina wcale nie będzie tu najważniejsza. Pojawi się jej „kobieta w krześle”, Julia Pennyworth, śledząca liczne ekrany mobilnej jaskini Nietoperzycy – luksusowego, naszpikowanego technologią jachtu. Poznamy superzłoli – Tahani z Coryany i przedziwną korporację kierowaną przez parkę niepokojąco przypominającą inną, pewnych Jaimego i Cersei… W tym tomie naprawdę sporo się dzieje, do tego nie jest wcale jasne, kto i po czyjej stronie przeżyje do kolejnego, właściwie nie do końca wiadomo, jak i z kim powiązana jest śledzona przez Kate szajka handlująca serum. Pod tym względem to wstęp do porządnej sensacji.

Batwoman została odrodzona dość stanowczo, powstała wyrazista, mocno pokopana przez życie postać mogąca być przeciwwagą dla starego dobrego Nietoperza z jego lękiem przed bliskością i pesymistycznym spojrzeniem na świat. Będzie pewnie trochę przesadnie patetyczna, ale tak naprawdę nie wiemy, czy kolejne tomy przyniosą dalsze romanse Kate, czy raczej akcję w stylu porządnych detektywistycznych powieści w świecie skorumpowanych korporacji. Póki co być może brakuje w niej wiarygodnego przeciwnika głównej bohaterki, ale kto wie, czy nie czeka już w Gotham, trzymając miasto twardą ręką.

ZOBACZ W SKLEPACH

Coryana

Szczegóły:

Tytuł: Batwoman Volume 1: The Many Arms of Death
Wydawnictwo: DC Comics
Autor: James T Tynion IV, Marguerite Bennett (scenariusz), Stephanie Hans, Steve Epting (rysunki)
Typ: Komiks
Gatunek: Superhero
Data premiery:15 listopada 2017
ISBN:978-1401274306

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Mól książkowy, wielbicielka wilków i wilczurów. Interesuje się europejskim komiksem i mangą. Jej ulubione pozycje to na przykład Ghost in the Shell Masamune Shirow, Watchmen (Strażnicy) Alana Moora czy Fun Home Alison Bechdel, jest też fanem Inio Asano. Poza komiksami poleca wszystkim Depeche Mode Serhija Żadana z jego absurdalnymi dialogami i garowaniem nad koniakiem. Czasem chodzi do kina na smutne filmy, kiedy indziej spod koca ogląda Star Treka (w tym ma ogromne zaległości). Pisze także dla Arytmii (arytmia.eu).
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + ciekawa kryminalna intryga<br /> + intrygujące wątki z przyszłości Gotham<br /> + dobrze rozpisana postać młodej i dojrzałej Kate</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> - bywa kiczowato i patetycznie<br /> - brak naprawdę demonicznego przeciwnika<br /> - czasami zbyt szybka akcja</p>Recenzja komiksu Batwoman Volume 1: The Many Arms of Death (DC Rebirth)
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki