Nieustraszony stosunkowo długo mnie odstraszał. Tomiszcze zamówiłem w dniu premiery i już następnego dnia cieszyłem się z posiadania przepięknie oprawionej cegły, którą można by komuś skutecznie wybić zęby. Jednak jej ciężar wynikał z czegoś innego: urobiły mnie liczne, skrajnie pozytywne opinie na temat tego komiksu. Przez nie mogło się okazać, że moje oczekiwania przerosły tytuł, który przez innych był często określany jako niemalże idealny. Kilka dni temu przemogłem się i poznałem prawdę, ale po kolei.
Na pierwszy tom składają się trzy historie, a w nich trzy główne wątki. Każdy z nich toczy się trochę obok postaci Daredevila i dopiero w środku wynika z nich czwarty, dotyczący samego bohatera wątek. Na pierwszy ogień idzie reporterskie dochodzenie prowadzone przez Bena Uricha, który odkrywa szczątki tajemnicy związanej z pewnym trzecioligowym superłotrem: jego starcie z tytułowym Diabłem i traumę, której w niewyjaśnionych okolicznościach doświadczył syn wspomnianego złoczyńcy. Czołowy dziennikarz Marvela przekazuje nam zapis strzępów informacji uzyskanych od skrzywdzonego dziecka o bogatej wyobraźni; angażujący, wzbudzający zainteresowanie i żywe współczucie. Następna część zabiera nas w podziemia Nowego Jorku, gdzie przy okazji rodzinno-mafijnych porachunków na pastwę mediów rzucona zostaje przypuszczalna tożsamość Daredevila. Brian Michael Bendis stworzył naprawdę realny i mroczny obraz rządzących przestępczym światem ambicji i związanych z nimi konsekwencji. Dzięki temu te motywy nadal wiodą prym w historii, ponownie nieco spychając borykającego się z własnymi problemami bohatera na dalszy plan. Podobnie jest na końcu, gdzie Matt Murdock zostaje przekonany do sądowej batalii w obronie Białego Tygrysa – latynoskiego superbohatera wrobionego w zabójstwo policjanta. Wisząca nad protagonistą groźba pełnego ujawnienia jego tajemnic wciąż stanowi tło i podkreśla charakterystyczny dla postaci dysonans między jego życiem zawodowym a karierą mściciela.
Nie zawiodłem się, bo właśnie z tą sprzecznością zawsze kojarzyłem postać obrońcy Hell’s Kitchen. Oto katolik, doskonały prawnik i przykładny obywatel nocami zakłada obcisły strój z rogami i własnoręcznie, często brutalnie, wymierza sprawiedliwość. Zgrzyty świadomości i moralności Murdocka odciskają piętno na fabule całego tomu i sprawiają, że opowieść zdaje się ludzka, niemalże prawdopodobna. Trzy historie ukazują po kolei stronę ludzką, przestępczą i „superbohatersko-prawną” działalności mściciela, a przejścia między nimi (choć wyraźne) nie wybijają ze spójnej narracji. Początek to zabawa w psychologa z dosyć zaskakującym zakończeniem, środek wciąga atmosferą brudnego kryminału, a końcówka w nieco jaśniejszych barwach wzmacnia kontrasty i przypomina, z jakim typem komiksu mamy do czynienia.
Wszystko to znajduje odbicie w warstwie wizualnej. Psychologiczny początek, ilustrowany przez Davida Macka, to typowe dla autora ekspresyjne dzieło sztuki. Z jego nieoczywistych i przepełnionych płynnymi barwami kadrów wręcz wylewa się symbolika i skojarzenia, tworząc wizualny strumień świadomości. To tutaj staje się jasne, że historię widzimy częściowo oczami dziecka — do niedawna niewinnymi, niezwykle bystrymi i nieznającymi logicznych granic. Dalej jest mroczniej i klarowniej. Hell’s Kitchen w rysunkach Alexa Maleeva wygląda, jakby tylko czekało na pojawienie się Batmana. Mrok jest częścią infrastruktury miasta, podkreśla wady i ukrywa zbrodnie. Wyrazista, choć mocno szarpana kreska artysty doskonale buduje brudny klimat spływających zbrodnią ulic.Trochę gorzej wypada ostatnia część, rysowana z początku przez Manuela Gutierreza, a następnie Terry’ego i Rachel Dodsonów. Realistyczny i szczegółowy ołówek pierwszego z ilustratorów nie odstaje jakością od reszty albumu, ale przyćmiła go soczysta wybitność poprzedników. Wygląda to gorzej w przypadku państwa Dodson: ich plastikowe, sterylne wytwory są jedynym wyraźnym mankamentem całości, pasując jak pięść do nosa. Stopniowy wzrost wizualnej przyziemności zdaje się jednak być zamierzony; ma wyraźny sens w linii fabularnej, która prowadzi nas z dziecięcego umysłu, przez noc, do sądowej batalii prowadzonej za dnia.
Niektórzy narzekali, że cena albumu jest zbyt wysoka. Dobra, może 120 złotych to sporo, ale tutaj na od razu widać, za co tak naprawdę płacimy. Wystarczy porównać sobie objętość tego wydania (prawie 500 stron) i jego jakość z innymi, dostępnymi u nas pozycjami. Po wyrzuceniu stereotypowej, narodowej cebuli ciężko sugerować, że Egmont każe sobie płacić za nic. Już na pierwszy rzut oka przywiązanie do gotówki zmniejsza twarda oprawa z przepiękną okładką autorstwa Alexa Maleeva, doskonałej jakości papier i bardzo duża liczba materiałów dodatkowych, a tym razem nie są to tylko szkice koncepcyjne. No naprawdę, ludzie, nie wypada narzekać! Jak płacić ponad stówę, to właśnie za coś takiego; zwłaszcza że nikt nie każe robić zakupów w największych i najdroższych sieciówkach.
Wszystkich zaniepokojonych wygórowanymi oczekiwaniami uspokajam – to jest komiks niemalże idealny. Uspokajam również tych, których martwi chwiejna forma Bendisa. Daredevil – Nieustraszony to jeden z jego najlepszych scenariuszy i ścisła czołówka dostępnego na polskim rynku superhero. Wszystkie trzy partie, nawet częściowo omijając głównego bohatera, mówią o nim bardzo wiele. Opowiadając dosadnie o pozornie pospolitej problematyce, rysują się jako coś niewymuszonego; coś, o czym w Marvelu powinno mówić się częściej – przystępne i trafne studium psychiki, ludzkich problemów związanych z życiem za maską i przede wszystkim nauka tego, jak stworzyć wybitny komiks.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Daredevil – Nieustraszony tom 1
Wydawnictwo: Marvel / Egmont
Autorzy: Brian Michael Bendis, Alex Maleev, David Mack, Manuel Gutierrez, Terry Dodson, Rachel Dodson
Typ: komiks
Data premiery: 25.10.2017
Liczba stron: 480