SIEĆ NERDHEIM:

Zew Lovecrafta. Mitologia Cthulhu w grach wideo

KorektaDeneve

Howard Phillips Lovecraft był jednym z najbardziej znanych pisarzy XX wieku, a jego dzieła zainspirowały dziesiątki twórców z przeróżnych dziedzin – począwszy od literatury, kończąc na muzyce. Niestety, Lovecraftowi nie było dane pławić się w sławie, gdyż dopiero po śmierci jego twórczość została rozpoznana przez resztę świata. W swoich dziełach pisał o starożytnych bogach śpiących na dnie oceanu, nieuchronnym szaleństwie w obliczu niewypowiedzianego koszmaru czy wielu innych motywach, które na zawsze odmieniły oblicze literatury. Za życia nie mógł się nawet utrzymać z pisania, wydawcy często odrzucali bądź cenzurowali to, co tworzył, a kiedy biznes jego żony upadł, był zmuszony szukać „zwyczajnych” prac, takich jak sprzedawca. Dziś, w 128. rocznicę urodzin jednego z najważniejszych pisarzy XX wieku, przyjrzymy się wpływowi, jaki jego twórczość wywarła na gry komputerowe i przypomnimy sobie najważniejsze tytuły czerpiące inspiracje z mitologii Cthulhu.

Samych adaptacji pism Lovecrafta nie powstało wiele: twórcy gier często wrzucali do swoich produkcji jakaś nazwę z jego dzieł, często w ramach mrugnięcia okiem do gracza. Zazwyczaj polegało to na przemyceniu skórki nawiązującej do świata Lovecrafta czy też zaszyciu gdzieś imienia Cthulhu, na przykład w osiągnięciu. Czasami można spotkać tytuły, które dogłębnie eksploatują jeden czy dwa motywy, niejako odrywając je od całości – tak stało się z serią Warcraft, gdzie Wielcy Przedwieczni często są ważnymi postaciami w jakieś historii. Ich charakterystyka została żywcem wyrwana z prozy Lovecrafta: podobnie jak w swoim pierwowzorze śpią oni głęboko pod ziemią i działają głównie poprzez różne pionki. Nawet ich imiona są tylko przekręconą wersją oryginalnych: Cthulhu na C’thun, Yog-Sothoth na Yogg-Saron, itd. Wreszcie dochodzimy do gier, które garściami czerpią z całości mitologii Cthulhu, czyniąc z niej witalny element historii oraz gameplayu. W tych produkcjach idee Lovecrafta są tak głęboko zakorzenione, że nie można myśleć o jednym bez drugiego; gra staje się rozszerzeniem mitologii Cthulhu. Chciałbym w szczególności opisać właśnie takie tytuły, a zacznę od czegoś, co zostało zapomniane przez cały świat i spokojnie spało na dnie steamowej listy przecen: Call of Cthulhu: Mroczne Zakątki Świata.

Call of Cthulhu: Mroczne Zakątki Świata

Screenshot z gry Call of Cthulhu: Mroczne Zakątki Świata

Ciężko mi pisać o Call of Cthulhu: Mroczne Zakątki Świata – z jednej strony to naprawdę innowacyjny tytuł, a z drugiej jego liczne pomniejsze grzeszki nie pozwoliły mi nawet dojść do połowy. Gra jest luźną adaptacją Widma nad Innsmouth – klasycznej powieści Lovecrafta. Od samego początku jesteśmy bombardowani starożytnymi bogami, mrocznymi kultami czy też czystym obłędem. Postawienie na nieustanne niepokojenie gracza, zamiast na strasznie go raz na jakiś czas daje solidny efekt, chociaż czasem można dostać jakimś słabszym jumpscare’em w twarz. O ile jesteśmy w stanie przymknąć oko na grafikę, która zestarzała się wręcz tragicznie i czasami nasi oponenci budzą litość, a nie trwogę.
Zastosowano także mechanikę szaleństwa – patrząc na niepokojące rzeczy, nasz bohater zaczyna tracić zmysły, kontrola nad nim staje się trudniejsza. Pomaga to budować klimat, ale to i tak na marne, bo reszta elementów tej produkcji, jak na przykład durne SI przeciwników, którzy potrafią stać metr od nas i z jakiś powodów nie atakować, „bo nie” (https://www.youtube.com/watch?v=jc-hi9bsXyI). Pomimo tego gra i tak jest niesamowicie trudna, głównie przez to, że nasi oponenci swoje braki inteligencji nadrabiają liczebnością i nieskończoną amunicją. Oczywiście ową amunicję biorą ze sobą do grobu, bo byłoby zbyt oczywistym, gdyby przeciwnik ze strzelbą po śmierci zostawiał naboje do strzelby, prawda?

Dodatkowo nie możemy robić zapisu gry na zawołanie, musimy za to skorzystać z jednego z punktów zapisu, co w samo w sobie nie podnosi poziomu trudności, ale poziom frustracji płynącej z rozgrywki: o ile same punkty są rozmieszczane często i gęsto, to jeżeli będziemy ciągle ginąć w miejscu z przerywnikiem filmowym, będziemy musieli go oglądać, dopóki nie ukończymy danej sekwencji (przerywników nie da się pominąć, podobnie jak rozmów). Żeby móc cieszyć się tym tytułem, trzeba być odpornym na frustrację wylewającą się z ekranu monitora z każdą sekundą rozgrywki.

ZOBACZ W SKLEPACH

Amnesia: Mroczny Obłęd

Screenshot z gry Amnesia: Mroczny Obłęd

Wszystko to, co Mroczne Zakątki Świata zrobiły źle, to Amnesia zrobiła dobrze: nie ma tu wybijających z rytmu przerywników, przeciwnicy nie są skończonymi idiotami, a i jest też tak jakoś bardziej strasznie i mroczniej. Małe szwedzkie studio dokonało niemożliwego: minimalnym nakładem środków stworzyli jeden z najstraszniejszych horrorów wszechczasów, opierając go o mitologię Cthulhu. Tutaj też doświadczymy mechaniki obłędu, która zniekształca obraz i utrudnia kontrolę nad postacią, gdy ta zbyt długo będzie świadkiem rzeczy przerażających.
Gra pokazuje wydarzenia w sposób podobny do tego, jakiego czasem używał sam Lovecraft: poprzez porozrzucane dzienniki czy tajemnicze wizje. Gracz musi sam złożyć wszystkie fakty do kupy ze strzępów informacji poukrywanych w tajemniczym zamku, a to z kolei ujawnia historię pełną starożytnych artefaktów, ludzkich ofiar oraz innych światów. Nasz protagonista jest zdany tylko na siebie i brak jakichkolwiek środków do obrony przed nieopisanymi abominacjami zmusza nas do przyjęcia strategii opartej na chowaniu się w szafach, tworząc atmosferę beznadziei i nieporadności, tak charakterystyczną dla twórczości Lovecrafta. Pomimo że Amnesia: Mroczny Obłęd tylko czerpie inspirację z mitologii Cthulhu, to z pewnością robi to w sposób wyjątkowy i oryginalny.

ZOBACZ W SKLEPACH

Darkest Dungeon

Screenshot z gry Darkest Dungeon

Dotychczas przytoczyłem dwa tytuły, które mają ze sobą wiele wspólnego: przede wszystkim są grami z perspektywy pierwszej osoby. Taka formuła rozgrywki sprzyja straszeniu i budowaniu klimatu, gdyż wtedy gracz widzi to, co jego postać, i granice między nimi się zacierają. Co w przypadku, kiedy decydujemy się na strategię, stawiając gracza w pozycji zarządcy grupy bohaterów, co trzeba zrobić, żeby wywołać w nim szybsze bicie serca? Zdaje się, że ludzie odpowiedzialni za Darkest Dungeon, znaleźli na to pytanie odpowiedź: niech ludzie boją się o swoich bohaterów! Gra surowo karze za lekkomyślne akcje, każda śmierć jest permanentna, a jakby tego było mało, to nie mogło tutaj zabraknąć systemu szaleństwa: niektóre ataki, oprócz zadawania obrażeń, zwiększają licznik stresu, a gdy ten osiągnie pewien pułap, nasz bohater dostaje różne debuffy.
Nie jest to jedyny sposób na budowanie napięcia, o nie. Genialny Narrator towarzyszy nam aż do samego końca i z pomocą wykwintnej angielszczyzny dostarcza nam informacji o ponurym świecie, który niegdyś był naszym domem, swoich dawnych grzechach lub po prostu komentuje wyniki naszych potyczek. Stanowi najbardziej charakterystyczną część produkcji i na samym początku zdradza nam, że to on obudził śpiącą od stuleci istotę, powierzając nam zadanie zgładzenia tej niewysłowionej grozy. Wraz z postępem gry zaczynamy dostrzegać, że świat nie jest taki, jaki się wcześniej wydawał, ale nie mogę powiedzieć nic więcej bez spoilerów.

ZOBACZ W SKLEPACH

Mitologia Cthulhu pojawiła się pod taką czy inną postacią w wielu tytułach. Od zwykłych easter eggów, przez pojedyncze motywy, po pełnoprawne adaptacje książek – niewielu pisarzy wywarło taki wpływ na medium gier komputerowych, jak właśnie Lovecraft. Jego mroczny, ponury świat jest idealnym miejscem na osadzenie w nim horroru, chociaż zrobienie tego dobrze wymaga pewnej wprawy. Lovecraft swoją twórczością wybudował pomnik, który stał się obiektem kultu dla wielu innych artystów i nic nie wskazuje na to, aby ta sytuacja miała się prędko zmienić.

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Mikołaj Piróg
Mikołaj Piróg
Uczeń liceum, a w wolnych chwilach konsument kultury wszelakiej. Swoje zapędy humanistyczne przekuwam na teksty o różnorodnej tematyce. Nie mam zielonego pojęcia co chcę robić w życiu, więc próbuję wszystkiego po trochu, licząc, że znajdę swoje powołanie.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki