Choć jestem przychylna polskim serialom, to z tytułami realizowanymi w ostatnich latach na potrzeby kanałów filmowych – takich jak Canal+, HBO, czy AXN – mam pewien problem. Z jednej strony jako orędowniczka krajowych odcinkowców powinnam się cieszyć, bo produkcje z wyżej wymienionej szufladki cieszą się sporym powodzeniem wśród widzów, często kręcących nosem na rzeczy stworzone nad Wisłą. Ale z drugiej, jeśli przyjrzymy się tym tytułom, to w większości przypadków okaże się, że bardzo mocno wzorowane są – tak fabularnie, jak i stylistycznie – na serialach zagranicznych, często różniąc się od nich tylko polskimi nazwami, lokacjami oraz aktorami. Treściowo nie otrzymujemy więc niczego, czego nie moglibyśmy znaleźć w serialach obcojęzycznych – brakuje jakichś poważnych znamion indywidualności dzieła.
Widząc pierwsze zapowiedzi serialu Żmijowisko produkcji Canal+ miałam obawy, że owa premiera może być kolejnym takim tytułem. Zwiastuny przedstawiały niemal standardowy dla tych seriali zestaw tematyczny: posępny i zimny świat przedstawiony, mroczna tajemnica, absolutny brak pozytywów. Mimo to postanowiłam swoim dawnym zwyczajem dać tej nowości szansę i obejrzeć pierwszy odcinek. Powieści, stanowiącej podstawę scenariusza, nie czytałam, co jest swego rodzaju zaletą, bo uniknęłam dzięki temu narzekań z gatunku „książka była lepsza” i mogłam się skupić na samym serialu.
Główny bohater, Arek Duszyński, wraz z żoną i dwójką dzieci wybiera się na wakacje do letniska, tytułowego Żmijowiska. Przyjeżdżają tam również znajomi Duszyńskich ze studiów wraz ze swymi rodzinami. Panującą mimo technicznych niedogodności atmosferę zabawy przerywa zniknięcie Ady, nastoletniej córki Arka. Dziewczyny nie udaje się odnaleźć. Jej ojciec po roku powraca do Żmijowiska, żeby wznowić swoje prywatne śledztwo i dowiedzieć się, co się stało.
Z pierwszymi problemami mamy do czynienia już na samym starcie. Twórcy postanowili zbudować nastrój, bazując na dezorientowaniu widza. Widzimy ciemne mieszkanie, smutną kobietę, małego chłopczyka… Zastanawiamy się, jak to się ma do fabuły. Początkowa scena, budząca u odbiorcy pytanie „Co tu się, u licha, dzieje?” może być dobrym chwytem, ale tutaj działa bardzo średnio. Jeszcze gorzej wypada uskuteczniane w dalszej części odcinka liberalne podejście do chronologii, równie konfundujące dla widza – czasem trudno jest określić, czy nadal oglądamy wydarzenia z teraźniejszości, czy może znowu totalnie znikąd skoczyliśmy o rok do tyłu. W efekcie okazuje się, że więcej o fabule dowiedzieliśmy się z opisu czy innych podobnych materiałów promocyjnych niż z właściwego seansu. Zostawianie widza z garścią kompletnie niepoukładanych w czasie strzępków informacji nie jest czymś, co zachęca do dalszego śledzenia akcji i odkrycia stojącej za nią tajemnicy – czyli w sumie mija się z zasadniczym celem, jaki teoretycznie niesie ze sobą pierwszy odcinek.
Dość szybko orientujemy się niestety, że świat przedstawiony Żmijowiska złożony jest z klisz zbyt dobrze już nam znanych, czasami wręcz ocierających się brzydko o stereotyp. Obok niewątpliwie pięknie uchwyconych mazurskich plenerów dostajemy obskurność małych domków letniskowych, zapewne już nie pierwszej młodości oraz oziębłość szklanych, stołecznych wieżowców. Małżonkowie z wieloletnim stażem kłócą się ogniście o byle co, a dobrze sytuowani ludzie z tak zwanych porządnych rodzin klną siarczyście niczym przestępcy. Nowa uczennica w miejscowej szkole jest ironizującą ponad miarę buntowniczką z brzydkim, pseudogotyckim makijażem, zainteresowaną głównie (jak wszystkie serialowe nastolatki) paleniem papierosów. Matka po zaginięciu córki koniecznie musi wszystko przeżywać poprzez pogrążanie się w totalnej depresji, marazmie oraz zaniedbywaniu siebie i bliskich. Na murzynkę, uprawiającą jogging w polskim lesie, może czekać tylko grupka miejscowych młodocianych dresików, pragnących ponad wszystko ją złapać w jakimś nieokreślonym celu.
Jak to mawiają, to wszystko już było i to w dodatku lepiej (bo bez stereotypu) przedstawione. Do tego, jako swoistą wisienkę na torcie, dostajemy ocierający się o niezamierzoną parodię motyw rodem z facebookowych komiksów z serii „Papryk Vege prezentuje”, gdzie tym razem twórcy postanawiają obnażyć mroczne kulisy brutalnego świata szołbiznesu: nikt nie chce czytać o afrykańskim konflikcie z lat 60., w wyniku którego mnóstwo dzieci umarło z głodu, bo dla rynku bardziej interesująca jest nigeryjska książka kucharska. A z tą dość wysiloną powagą całości mocno kontrastuje scena, w której Arek po spuszczeniu wody w toalecie zostaje zaatakowany tym, co chwilę wcześniej w niej zostawił. Może to miał być jakiś moment komiczny. Może chodziło o to, żeby przy tej okazji Arek mógł się zapoznać z niejakim Krzysztofem, mężem właścicielki letniska, który będzie awaryjny sanitariat naprawiał. Tak czy siak, moje odczucia w tym momencie huśtały się pomiędzy rechotem, zażenowaniem i pytaniem „ale o co chodzi?”.
Całość mogłaby okazać się bardziej strawna, gdyby Żmijowisko powitało nas w pierwszym odcinku ciekawie zarysowanymi bohaterami. Niestety – jak można się częściowo domyślić po wyżej wymienionych, sztampowych zagraniach twórców – nie znajdziemy postaci, która mogłaby bardziej zaintrygować. Trudno się w nich doszukać czegoś rokującego potencjalny rozwój charakterystyki z jakimś „haczykiem”, czymś wychodzącym poza schematyczne wypełnianie swojej funkcji w fabule. Zdeterminowany ojciec, rozlazła matka w depresji, wyzwolona rozwódka, wyszczekany człowiek z branży medialnej, szorstka „twarda baba” z prowincji. Zgodnie z etykietą. Tyle i tylko tyle. Czy to dość, by wzbudzić w widzach zainteresowanie losem bohaterów na kolejne odcinki? Mam poważne wątpliwości.
Z powyższych względów aktorzy nie mają za bardzo czym się wykazać na dzień dobry. Sporą zaletą jest fakt, iż na główną obsadę składają się w większości niezbyt rozpoznawalne twarze. Z drugiej strony wśród tych kilku znajomych pojawia się niemal wszechobecny ostatnio Piotr Stramowski, którego Robert, zaczynający swoją obecność w serialu od wysławiania się głównie za pomocą słów uważanych powszechnie za wulgarne, jest niczym bohaterowie filmów Patryka Vegi – żeby było śmieszniej, obrazów, którym Stramowski zawdzięcza wzlot swojej kariery. Rozpoznawalni czy nie, trudno jest znaleźć wśród aktorów kogoś, kto by się naprawdę wyróżnił na plus. Panie i dziewczęta w istotniejszych rolach nie przykuwają uwagi na dłużej, wypadając nijako lub wręcz odwrotnie, drażniąco. Szczególny, choć bardziej techniczny, problem mam z Daviną Reeves-Ciarą. Domyślam się, że za sprawą książkowego pierwowzoru do roli Adaomy potrzeba było czarnoskórej aktorki mówiącej z akcentem – ale tutaj pani posługuje się bardzo łamaną polszczyzną, czasem wręcz trudno ją zrozumieć. Wśród męskiej części obsady mocno zraziło mnie niewykorzystanie potencjału. Szczególnie przy obecności paru naprawdę dobrych aktorów w niej. Joachim Lamża póki co tylko groźnie wygląda jako tajemniczy nestor miejscowej rodziny, a Wojciech Zieliński brzmi, jakby jego niemal alkoholowa chrypa była wymuszona. W sumie na tym polu największym plusem jest powierzenie głównej roli Pawłowi Domagale, który – choć jest utalentowanym aktorem, co udowodnił na przykład w niesłusznie zapomnianym filmie Miasto z morza – ostatnimi czasy obsadzany jest głównie jako bohaterowie komiczni i zarazem niezbyt inteligentni. Trzeba mu oddać, że stara się grać Arka jak najlepiej, ale z pustego i Salomon nie naleje. Zresztą koniec końców dogania nas stara prawda o przewadze dzieci i zwierząt nad wszystkimi innymi w filmie: całe szoł dorosłej obsadzie kradnie przeuroczy Noah Culbreth jako Igor, mały synek Duszyńskich, po prostu będąc sobą, czyli słodkim kilkulatkiem.
Po pierwszym odcinku Żmijowiska mam wrażenie, że twórcy za bardzo skupili się na usilnym kreowaniu klimatu, w zamyśle ciężkiego i mrocznego, a za mały nacisk położyli na atrakcyjne zaprezentowanie zalążka fabuły. Nawet jeżeli elementy składowe tej ostatniej zapowiadają się sztampowo, sprytni filmowcy powinni umieć sprzedać ją widzom jako najlepszą rzecz na świecie, wartą śledzenia przez kolejne tygodnie. Ktoś stwierdzi, że to wszystko może jeszcze się rozkręci – ale pytanie, kiedy, skoro cały serial ma mieć zaledwie 7 odcinków? Oczywiście przesadą byłoby stwierdzenie, jakoby Żmijowisko miało się zapowiadać na kompletną porażkę. Jeśli potrzebujecie niezbyt męczącego zapychacza czasu, to istnieje szansa, że ten tytuł sprawdzi się w tej roli. Jednak jeżeli, podobnie jak ja, od seriali oczekujecie oryginalności – szukajcie dalej. Może w redakcji Nerdheimu znajdzie się ktoś, kto obejrzy całość i za jakieś półtora miesiąca podejmie się recenzji całości. Ja odpuszczam – wobec masy wyżej opisanych wad nawet zapowiadana obecność w obsadzie samego Cezarego Pazury nie jest w stanie mnie zachęcić do sięgnięcia po dalsze odcinki.
SZCZEGÓŁY
Tytuł: Żmijowisko
Produkcja: Aurum Film na zlecenie Canal+
Typ: serial
Gatunek: kryminalny
Data premiery: 03.11.2019
Reżyseria: Łukasz Palkowski
Scenariusz: Wojciech Chmielarz, Dana Łukasińska
Obsada: Paweł Domagała, Agnieszka Żulewska, Davina Reeves-Ciara, Piotr Stramowski, Hanna Koczewska, Kamila Urzędowska, Stanisław Cywka, Wojciech Zieliński, Marta Malikowska, Małgorzata Klara, Joachim Lamża i inni.