SIEĆ NERDHEIM:

Z wyższej półki. Recenzja serialu Pan wzywał, milordzie?

Pan wzywał, milordzie? – zdjęcie promocyjne serialu
Pan wzywał, milordzie? – zdjęcie promocyjne serialu

Jedną z wielu motywacji, prowokujących mnie do oglądania konkretnych brytyjskich produkcji, jest hasło: „a wiesz, to dawno temu leciało w polskiej telewizji”. Ależ to mi zawsze porusza neurony! Nieznana lub znana bardzo słabo popkulturalna lokalna przeszłość, ach! Pierwotnej emisji serialu Pan wzywał, milordzie? w naszym kraju nie mam prawa pamiętać, bo byłam wtedy naprawdę maleńkim dzieckiem. Kolejne, dużo późniejsze, z różnych przyczyn jakoś mnie omijały. Seanse pierwszej powtórki, podczas której mogłam zagłębić się w tę produkcję (i ją polubić), prawie cztery lata temu, urwały się z powodu ramówkowych perturbacji. Dopiero gdy pod koniec roku pańskiego 2023 nadarzyła się szansa, by obejrzeć serial na jednej z platform streamingowych, nareszcie ogarnęłam całość. I jak teraz sobie o tym myślę, to może dobrze, że tak wyszło.

Rok 1918, francuskie okopy I wojny światowej. James Twelvetrees pragnie walczyć w imię swojej angielskiej ojczyzny, ale jego kompan Alf Stokes już niekoniecznie. On wolałby możliwie jak najszybciej dać nogę w jakieś bezpieczniejsze miejsce, a kiedy obaj trafiają na ciało innego żołnierza, bezwstydnie próbuje je ograbić. Rzekomy trup okazuje się jednak żywy, a James i Alf – kierując się bardzo różnymi motywacjami – decydują się dostarczyć go do szpitala polowego. Uratowany, kapitan Meldrum, jest im niebywale wdzięczny: jeżeli kiedyś będą potrzebowali pomocy, mogą na niego liczyć. Jednak żaden z naszego duetu drastycznie niedopasowanych towarzyszy broni nie spodziewa się, że przez ową obietnicę po wojnie ich drogi jeszcze się skrzyżują…

Dziewięć lat później James pracuje jako lokaj w domu Lorda George’a Meldruma, brata ocalonego oficera – zapewne wkrótce zajmie miejsce właśnie zmarłego kamerdynera. Tymczasem Alfowi i jego córce Ivy nie wiedzie się najlepiej. Właściciel music-hallu, w którym występowali, właśnie zrezygnował ze współpracy, rozczarowany nieszczególnym poziomem ich numerów. Stokes postanawia powrócić do dawnego zajęcia: bycia kamerdynerem. Za sprawą agencji pracy (i drobnego szwindlu) trafia do domu Meldrumów, ku kompletnemu zaskoczeniu i przerażeniu Jamesa. A że w rezydencji pojawił się również wakat dla pokojówki, Ivy wkrótce dołącza do ojca. Choć po części incognito – dla dobra obojga używa nazwiska panieńskiego matki i ukrywa łączące ich więzy krwi.

Pan wzywał, milordzie? – kadr z serialu
Pan wzywał, milordzie? – kadr z serialu

Moją przygodę z tym serialem mogę podsumować znaną z memów formułką: „Oglądaj Pan wzywał, milordzie?, mówili. Będzie śmiesznie, mówili”. Owszem, pod kątem komediowym serial sprawdza się znakomicie, szafując inteligentnym humorem i tylko okazjonalnie uciekając się do czegoś bardziej slapstickowego. Ale jednocześnie z równie wielką sprawnością twórcy (Jimmy Perry i znany u nas za sprawą ’Allo, 'Allo! David Croft) potrafią wpleść do fabuły elementy, które raczej z okołositcomową konwencją się nie kojarzą. Zazębiające się o siebie wątki, trwające przez wiele odcinków. Momenty czy nawet całe sceny kompletnie nie do śmiechu. Bohaterów o wielowymiarowych charakterach, uwikłanych w rozbudowane relacje. A to wszystko w scenografii godnej pełnoprawnej (choć może trochę starszawej) produkcji kostiumowej…

No i właśnie. Pan wzywał, milordzie? zdaje się bardzo intensywnie czerpać z Upstairs, Downstairs – zupełnie niekomediowego serialu z lat 70., który bodaj jako pierwszy w brytyjskiej telewizji awansował domową służbę do pozycji pełnoprawnych bohaterów. Choć tytuł źródłowy pozostaje nieznany polskiej publiczności (pokazywano u nas tylko sequel z 2010 roku), to i bez jego znajomości da się zauważyć obecność jakiejś głębszej inspiracji. Czy to poprzez skojarzenia z emitowanymi u nas innymi angielskimi serialami w kostiumie z podobnego okresu, czy intuicyjnie wyczuwaną fabularno-techniczną odmiennością.

Trzeba przyznać, że na pierwszy rzut oka twórcy nie wystawiają tu najlepszej opinii angielskiej szlachcie. George Meldrum romansuje z mężatką. Jego brat Teddy preferuje kobiety z niższej klasy – obłapia pokojówki. Młodsza córka Lorda, Poppy, ciągle imprezuje i wydaje majątek na stroje. Lady Lavender, matka zmarłej żony George’a, żyje we własnym świecie, z upodobaniem ciskając w służących jedzeniem. Chyba tylko pierworodna Lorda Meldruma, Cissy, jest w porządku, pomimo szokującego jak na tamte czasy zachowania: noszenia męskich strojów oraz braku zainteresowania płcią przeciwną. Ale służba też nie jest święta. Brak skrupułów i chciwość Alfa już znamy. Ivy jest do bólu naiwna. James bezwzględnie wierzy w słuszność systemu klasowego i nie uznaje żadnych odstępstw od reguł. A pani Lipton, kucharka? Nie dość, że bywa protekcjonalna, to do tego przewrażliwiona na własnym punkcie. Pucybutowi Henry’emu brak ogłady, podobnie jak dochodzącej sprzątaczce Mabel – która w dodatku woli sobie poimprezować z mężem w pubie, zamiast zaoszczędzić trochę grosza. No i jeszcze jedna osoba, zaprzyjaźniony policjant, sierżant Wilson, który magicznie pojawia się w pobliżu zawsze wtedy, kiedy w kuchni jest coś smacznego.

Pan wzywał, milordzie? – kadr z serialu
Pan wzywał, milordzie? – kadr z serialu

Cała ta banda jest zabawna. Mają swoje nawyki oraz powiedzonka. Ich motywacje czy słabostki w swojej trywialności czynią ich jeszcze śmieszniejszymi. Ale to wszystko nie definiuje w całości charakteru chyba żadnej postaci. Każda, niczym medal, ma dwie strony. Zachowanie Alfa może odrzucać, ale trudno zaprzeczyć, że szczerze kocha córkę. Sama Ivy, choć może nie najmądrzejsza, potrafi odróżnić dobro od zła. Lady Lavender często robi niemiłe albo dziwaczne rzeczy niekoniecznie ze złośliwości czy przekory, ale z powodu postępującej demencji. Pod nieco prowokacyjnym zachowaniem Cissy kryje się bardzo inteligentna, ambitna dziewczyna, wrażliwa na los innych i kochająca swoją stukniętą rodzinę – swoją drogą współcześni twórcy powinni się na jej przykładzie uczyć, jak wprowadzić do fabuły pozytywną, ale realistyczną i niewyidealizowaną postać nieheteroseksualną. Ogólnie chyba u każdego bohatera w tym serialu da się znaleźć jakieś pozytywne lub co najmniej neutralne cechy. Oprócz Poppy. Cóż, jak widać każda historia potrzebuje jakiegoś czarnego charakteru czy kogoś w tym stylu.

Czasem pokazywanie owej lepszej strony przybiera formę konsekwentnego rozwoju postaci. Tak się dzieje chociażby w wypadku Jamesa. We wczesnych odcinkach on nie jest człowiekiem honoru – on jest (momentami) cholernym służbistą. Ale z czasem życie powoli weryfikuje jego postawę. Z dość konkretną pomocą niewinnego charakteru pewnej małej pokojówki… Jak to ładnie ujął ktoś w internetach: pan Twelvetrees zacznie hodować sobie prawdziwy kręgosłup moralny zamiast kija w niewymownej części ciała. Podobnie zmienia się Teddy Meldrum. Początkowo niemal obsesyjnie napalony na młode służki, fetyszyzujący ich fartuszki czy zapach mydła karbolowego, ciągle wymyka się konsekwencjom swojego zachowania i przejawia wszelkie cechy kompletnie oderwanego od rzeczywistości bogacza. Jednak na przestrzeni serii stopniowo zmienia się w kogoś gotowego do poważnych poświęceń, głębszych uczuć i ignorowania pozorów swojej klasy społecznej.

Nie da się ukryć, że gigantyczny wpływ na wiarygodny wydźwięk wszelkiej powagi i przemian charakterów ma świetne, bardzo staranne aktorstwo. To kolejny element, który wyraźnie odróżnia Pan wzywał, milordzie? od wielu typowych komedii sytuacyjnych. Większość aktorów w ogóle nie odgrywa swoich ról w przerysowany sposób, a ci, którym to się zdarza, świetnie wyczuwają, kiedy należy odpuścić. Niezależnie od kontekstu, efekty są niesamowite. Ileż z momentów z udziałem Jamesa wypadłoby dużo płycej, gdyby grający go Jeffrey Holland przy okazji nie posłał jednego z tych swoich smutnych spojrzeń? Ile dziewczęcych melancholii Ivy nie przemawiałoby do widza tak mocno, jeśli pozbawione byłyby subtelnych min Su Pollard? Na szczególną uwagę zasługuje również jedna ze scen pierwszego odcinka finałowej serii, bardzo dramatyczna jak na serial komediowy, w której wcielający się w Teddy’ego Michael Knowles bezlitośnie wali w czułe struny. A wyżej opisane momenty to tylko najjaskrawsze przykłady aktorskiej finezji, jakie możecie tu znaleźć.

Pan wzywał, milordzie? – kadr z serialu
Pan wzywał, milordzie? – kadr z serialu

W porównaniu do innych zalet serialu oprawa wizualna to drobiazg, ale jak wiemy detale w dobrej produkcji są niczym wisienka na torcie. Otóż Pan wzywał, milordzie? ma jedną z najfajniejszych czołówek w dziejach telewizji. Przesympatycznej animacji przedstawiającej piątkę najważniejszych postaci, stylizowanej na art deco, towarzyszy niesamowicie wpadająca w ucho piosenka, inspirowana muzyką lat 20. Taka to perełka, że przez 26 odcinków nie przewinęłam jej ani razu.

Z różnych dostępnych polskich tłumaczeń Pan wzywał, milordzie? korzystałam z tego obecnego na platformie BBC Player. Nie tylko obejmuje wszystkie odcinki (co w tym konkretnym przypadku nie jest wcale takie oczywiste), ale również stoi na bardzo dobrym poziomie. I to mimo pewnych perturbacji wynikających ze zmiany tłumacza: serie 1-2 przełożyła Ewa Rienecker, pozostałe Dominika Lindner-Bogdaniuk. W efekcie dostajemy trochę roszad w stałym nazewnictwie i rozbieżności natury czysto technicznej, ale wobec ogólnej jakości przekładu to niewielka cena.

Mimo całkiem solidnej liczby powtórek w krajowej telewizji w ciągu ostatniej dekady, istnienia polskiego wydania DVD i obecności na co najmniej jednym z serwisów VOD, Pan wzywał, milordzie? pozostaje nad Wisłą znacznie mniej rozpoznawalną produkcją niźli ’Allo, 'Allo! – wcześniejsze „dziecko” Crofta. A śmiem postawić śmiałą tezę, że jest dużo lepszym serialem od swojego „starszego brata”. Trochę dojrzalszym w całokształcie. Pełnym niuansów godnych analizy dalece przewyższającej objętością tę recenzję. I chyba zbyt innowacyjnym jak na czasy swojej premiery. Może pora wziąć przykład z bratanków Węgrów, do których serial zawitał w tym samym roku, co do nas – w 1991 – i którzy nieprzerwanie od tamtej chwili kochają go niemal do szaleństwa. Zorganizowali nawet u siebie obchody 30-lecia emisji pilotażowego odcinka z udziałem części żyjącej obsady. Nie mówię, żebyśmy od razu porywali się na coś takiego w Polsce, ale… dodatkowa porcja miłości dla Pan wzywał, milordzie? chyba nam nie zaszkodzi.

SZCZEGÓŁY
Tytuł polski: Pan wzywał, milordzie?
Tytuł oryginalny: You Rang, M’Lord?
Producent: BBC
Reżyser: David Croft, Roy Gould
Scenarzysta: Jimmy Perry, David Croft
Platforma: telewizja
Gatunek/Typ: serial, komedia, kostiumowy
Data premiery: 29 grudnia 1988 (świat), 10 sierpnia 1991 (Polska)
Obsada: Paul Shane, Jeffrey Holland, Su Pollard, Donald Hewlett, Michael Knowles i inni.

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Dagmara „Daguchna” Niemiec
Dagmara „Daguchna” Niemiec
Absolwentka filologii polskiej na UWr, co tłumaczy, dlaczego z czystej przekory mówi bardzo potocznie i klnie jak szewc. Niedawno skończyła Akademię Filmu i Telewizji i została reżyserem. Miłośniczka filmu, animacji, dobrej książki, muzyki lat 80. i dubbingu. Niegdyś harda fanka polskiego kabaretu, co skończyło się stustronicową pracą magisterską. Bywalczyni teatrów ze stołecznym Narodowym na czele. Autorka bloga Ostatnia z zielonych.
Jedną z wielu motywacji, prowokujących mnie do oglądania konkretnych brytyjskich produkcji, jest hasło: „a wiesz, to dawno temu leciało w polskiej telewizji”. Ależ to mi zawsze porusza neurony! Nieznana lub znana bardzo słabo popkulturalna lokalna przeszłość, ach! Pierwotnej emisji serialu Pan wzywał, milordzie? w...Z wyższej półki. Recenzja serialu Pan wzywał, milordzie?
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki