SIEĆ NERDHEIM:

Czy „things got stranger”? (Retro)recenzja serialu Stranger Things sezon 2.

KorektaLilavati

st2poster

Pisanie o drugim sezonie w dniu premiery trzeciego samo w sobie jest już zabarwione nostalgią, w której wszak upatruje się kluczowego składnika tytułu, wpisującego już duet twórców na listę zasłużonych rodzinnych tandemów obok braci Coen, braci Quay czy braci, przepraszam, brata i siostry Wachowskich.

Nie ukrywam, że zostałem zaprzysięgłym fanem Stranger Things już od pierwszego odcinka. Od zakończenia pierwszej serii nie poznałem też osoby, która nie wyraziłaby chęci poznania dalszych losów grupki dzieciaków z Hawkins, wliczając w to mojego 11-letniego syna. Taki rodzinny (sic!) układ wykazał mi jasno, że zabiegi braci Duffer nie oddziałują jedynie na geeków rodowodem osadzonych w latach 80. i retromaniaków. Pomijając aspekt edukacyjny (objaśnienia tytułów filmów, gier, książek, że o wprowadzeniu do typologii horroru w oparciu o twórczość Stephena Kinga, patronującego przytłaczająco wielu obecnym w serialu motywom nie wspomnę), najsilniej na „współczesnych”, jak wykazuje nie tylko osobiście przeprowadzony eksperyment z udziałem wspomnianego 11-latka, w Stranger Things działa nastrój powstawania, przekształcania, odkrywania jakości podstawowych relacji, czy raczej, eliminując ten okołopsychologiczny bełkot – ich żywa, przekonująca obecność w osobach i działaniach nastoletnich bohaterów. Ta magia dziecięcych (oraz młodzieńczych) tęsknot i przeżyć istnieje. I, powtórzę z urzeczeniem, działa.

ghostbusters

Bracia Duffer kupili mnie oczywistością swoich inspiracji i szacunkiem wobec wzorców. Nie mrugają przy tym okiem jak cinkciarz pod kantorem, ale raczej przymykają powieki, by dać się ponieść wspomnieniom i wyzyskać je z dojrzalszą już świadomością. Jak wytrawnymi i pokornymi uczniami są w tej materii, w drugim sezonie wykazują z równą konsekwencją jak w pierwszym, którego zakończenie wyraźnie sygnalizowało kierunek kontynuacji, ale też stawiało poprzeczkę odpowiednio wyżej.

Wiadomym stało się, że „Demogorgon” to tylko przypadkowy herold większej siły, której prowokowanie jest niewskazane, ale brama została otwarta, rzeczywistość zainfekowana. Jak to w horrorze. Dla wznowienia atmosfery zagrożenia pozostawało już tylko dać więcej. I osobiście uważam, że nie doszło tu do przerostu, poza którym pozostaje jedynie wyłożenie nóg na poręcz loży szyderców. Zatem: czego szczodrą ręką udzielili nam autorzy serii?

will

Dostaliśmy sporo przearanżowań układów sił pomiędzy bohaterami, głównie dzięki pojawieniu się nowych postaci. Każda istotna dla fabuły serialu grupa wiekowa została w przemyślany sposób zasilona. Do klasy, której częścią jest znana nam małoletnia drużyna, dołącza nowa uczennica z Kaliforni. Rudowłosa, nonszalancka amatorka deskorolki, Max (Sadie Sink), poważnie namiesza pomiędzy Mikiem, Dustinem i Lucasem, zwłaszcza gdy dwaj ostatni znajdą się pod jej urokiem, a to z kolei pierwszemu uwydatni brak Jedenastki. Rywalizacja i nieufność powodują, że zasady przyjaźni przestają być wspólne i oczywiste. Co więcej – Max ma starszego przyrodniego brata, Billy’ego (Dacre Montgomery), który jako egzotyczny, eksponujący swoją buntowniczą postawę z nie budzącym wątpliwości demonicznym wdziękiem przybysz ze słonecznej krainy staje się automatycznie rywalem dotychczasowego szkolnego króla, Steve’a (Joe Keery). Ten ostatni zaś bardziej zaniepokojony jest zachowaniem i uczuciami Nancy.

maxbilly

Podczas gdy młodość, ta kiełkująca i ta kwitnąca, odkrywa ryzyko wynikające z właściwości gleby, na jakiej przyszło jej wzrosnąć, życiowi weterani próbują wyplewić własne ogródki. Znerwicowanej Joyce pomaga w tym Bob Newby (Sean Astin), poczciwy z wyglądu i charakteru miejscowy sprzedawca w sklepie elektronicznym, który sam, będąc nastolatkiem, podkochiwał się w matce Willa, zaś ona… Łatwo się domyślić. Hopper stawia z kolei czoło swojej największej rodzicielskiej traumie, próbując zajmować się w ukryciu Jedenastką. Problem, przed jakim kiedyś staje każdy bardziej świadomy rodzic, czyli kwestia ochrony dziecka przed złem całego świata, otrzymuje tu odpowiednie tło.

bobjoyce

Za to zło, przed którym na początek należy ochronić reprezentujące resztę świata Hawkins, nie tyle szuka nowych rozwiązań, jako pośrednikiem posługując się naznaczonym już przezeń Willem, co zwiększa obszar działań, czego dowodem są nie tylko powracające od czasu powrotu chłopca zza „drugiej strony” wizje zaczadzonego mrokiem negatywu miasteczka, ale i fizyczne dowody emanacji, rozrostu tkanki, o której pozostający w wiadomym instytucie badacze mniemają, że potrafią ją ograniczyć. W efekcie dostajemy sugestywny wariant grzybni-labiryntu, w jakiś symbiotyczny sposób kontrolującej i wytwarzającej rój stworów (oczywiste analogie z koloniami ksenomorfów). W ciągu wydarzeń okaże się, że dorośli też potrzebują przypomnienia, iż nie należy (dosłownie!) igrać z ogniem i drażnić psa. Psów. Zwłaszcza demo-psów. Nawet gdy ktoś czuje się na tyle pewnie w treningu behawioralnym jak Dustin, przygarniający znaleziony w śmietniku okaz nieklasyfikowanego płaza.

shadow

Na szczęście można liczyć zarówno na pomoc sprawdzonych osób, jak i świeżych sił. Trzeba do nich zaliczyć, co szczególnie istotne w kontekście „nieobecnych dorosłych” (o czym pisze wyczerpująco w recenzji 1 sezonu nasz redakcyjny kolega Martinez), wspomnianego Boba oraz tropiciela spisków rządowych, bezkompromisowego, nawiedzonego dziennikarza, Murraya Baumana (Brett Gelman) – jego obecności towarzyszy odsunięty na bok podczas 1 sezonu wątek śmierci Barb, przyjaciółki Nancy. Obu można potraktować jako dorosłe, jakże odmienne od siebie przykłady „zgeekowacenia”, przydatnego finalnie odpowiednio w starciu z obcą potęgą i instytucją, która (no, niech będzie!) próbuje ukryć przed ufnymi obywatelami przerażającą prawdę.

Wraz z rozwinięciem wątków wychodzących poza główny plan rzetelnej, czysto horrorowej konfrontacji dostaliśmy też wyimek świata leżącego dalej od niepozornego Hawkins. Zagubienie Jedenastki w wielkim mieście, dokąd udaje się w poszukiwaniu matki, i niespodziewane odkrycie kolejnych fragmentów przeszłości pośród grupy anarchistów, to wariacja inicjacyjnej podróży, obejmującej typowe dlań etapy, nauki i wybory, ale podana z właściwym serii wyczuciem tematu. Obok tej wielkiej podróży odbywa się mniejsza, ale też istotna dla jej uczestników wycieczka Nancy i Jonathana do kwatery Baumana. „Podróże kształcą”, mógłby strywializować to ktoś bardziej sarkastycznie odnoszący się do emocji towarzyszących działaniom bohaterów. Ano kształcą, zgodzę się z całą powagą w obliczu tak przywoływanych w Stranger Things toposów.

bauman

Poza opracowaniem fundamentalnych tropów – bo i na czym innym budować? – dostaliśmy też kolejną porcję popkulturowych odniesień, uplastyczniających przywołaną w serialu rzeczywistość lat 80. w USA. Jest salon gier video, którego otwarcie rozpoczyna pierwszy odcinek drugiego sezonu (o co mój syn zapytał obsługę krakowskiego Arcade Museum? Czy mają Dig-dug, oczywiście!), są Pogromcy duchów i Terminator 2: Dzień sądu, jest Cyndi Lauper i The Scorpions; wszystkiego razem więcej niż słodyczy w halloweenowym kubełku po obchodzie okolicy zamieszkałej przez osoby szanujące tradycję i czerpiące przyjemność z choćby takiej postaci dziecięcych wspomnień.

Dostaliśmy to, co znakiem jakości opatrzył już pierwszy sezon – świetne aktorstwo, wiarygodne tło obyczajowe z wszystkimi znanymi nam, dorastającym w Polsce przełomu lat 80. i 90., scenami z „amerykańskiego snu”, jaki mogliśmy śledzić w Cudownych latach, stopniowaną ze znajomością tematu grozę, ewoluujących bohaterów. Z tym wszystkim przymykam oko na drobne kiksy, do jakich zaliczam kwestię zróżnicowania poziomu krwiożerczości, z jakim pobratymcy „Demogorgona” z pierwszego sezonu odnoszą się do napotkanych przedstawicieli rodzaju ludzkiego, jednych z lubością rozszarpując, innym zostawiając tylko nie odbierającą szans na przeżycie ranę. Niech tam. Mignął mi przed oczyma scenariuszowy stelaż. Ale nie skupiam się na tym z programową zawziętością. Rzeczy stały się dziwniejszymi. Przynajmniej dla mnie.

11

Od początku oglądam serial oczyma czytelnika Stephena Kinga, nie mogąc się opędzić od licznych skojarzeń, z których pierwszym był oczywiście typ czcionki użytej w tytule. I dla mnie cała seria Stranger Things ma w sobie właśnie to, co charakterystyczne dla najlepszych powieści tego pisarza (pochodzących, notabene, w dużej części z lat 80.) – nastrój małomiasteczkowej idylli, której pozór obnaża obca ingerencja, ale na jej wiarygodność składają się relacje rodzinne, zawody, traumy, lęki i marzenia. Te ludzkie czynniki odnajdziemy w całej obfitości, w przeważająco umiejętnych odsłonach, w działaniach bohaterów. Jest rodzina, pierwsza miłość, wszelkie braki i potrzeby z nimi związane, kluczowe kwestie zaufania, uczciwości, przebaczenia, akceptacji. Nieustannie grozie czy powadze towarzyszą humorystyczne, budzące sympatię detale lżejszej wagi, które wszak osadzają bohaterów w bliskich nam rejonach. Niezawodny jest pod tym względem Dustin, znajdujący powiernika w Stevie – ich rozmowy na temat postępowania z dziewczynami i zapewnienia kształtu perfekcyjnej fryzurze to jeden z moich ulubionych komicznych kontrapunktów, obok spotkania pani Wheeler z Billym.

Patrząc na trailer trzeciego sezonu widać, że scenarzyści wzięli się m. in. za kolejny szeroko eksploatowany w literaturze i kinie grozy motyw lunaparku, ale i inny, nie mniej obecny w życiu każdego człowieka w wieku szkolnym, czyli wakacji. Znów ustawiają mi się w kolejce analogie z twórczością Kinga i Bradbury’ego (jeśli ktoś szuka lektury przed, po, pomiędzy kolejnymi sezonami Stranger Things, to niech bierze się za Jakiś potwór tu nadchodzi!), ale przede wszystkim poznane do tej pory losy bohaterów, z którymi zżyłem się podczas dwóch zakończonych serii. Leciutka nostalgia za tym, co przeżyli, i ogromna ciekawość wobec tego, co jeszcze dziwniejszego ich czeka.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Stranger Things sezon 2.
Data premiery: 27.10.2017 r.
Reżyser: Matt i Ross Duffer, Shawn Levy, Andrew Stanton, Rebecca Thomas
Studio Filmowe: Netflix
Typ: horror, sci-fi
Obsada: Winona Ryder, David Harbour, Finn Wolfhard, Millie Bobby Brown, Gaten Matarazzo, Caleb McLaughlin, Noah Schnapp, Sadie Sink, Natalia Dyer, Charlie Heaton, Joe Keery

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> +co najmniej utrzymany poziom sezonu 1<br /> +rozwinięcie znanych wątków...<br /> +... i wprowadzenie nowych...<br /> +... przy intrygującym zachowaniu ich otwartości <br /> +rozrastająca się galeria charakterystycznych postaci<br /> +mistrzowskie rozeznanie autorów w konwencji i tradycji gatunku<br/> +wiarygodność kreacji świata i bohaterów</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> -doprawdy nie widzę</p>Czy "things got stranger"? (Retro)recenzja serialu Stranger Things sezon 2.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki