SIEĆ NERDHEIM:

Nadzieja na lepszy kanon. Recenzja Star Wars Komiks Tom 11 „Nadzieja Umiera”

Ta sylwetka nie zwiastuje niczego dobrego

Jeśli czytaliście naszą rozmowę na temat Mandalorianina, to poznaliście moje podejście do Nowej Trylogii i Disneyowskiego kanonu Gwiezdnych Wojen w ogóle. Jest ono, mówiąc delikatnie, raczej chłodne. Tym bardziej cieszy mnie każda perełka wyłaniająca się z morza bylejakości, a pozycja Egmontu zdecydowanie na takie miano zasługuje.

Wydanie zeszytów serii Star Wars Komiks wprawdzie nie zachwyca, niewielki format w całości wydrukowany na cienkim papierze kredowym sprawia, że komiks położymy raczej obok sterty czasopism niż na reprezentatywnej półeczce, ostatecznie jednak liczy się przecież zawartość. A ta, muszę przyznać, przepełniona jest tym, co w Gwiezdnych Wojnach najlepsze.

Nadzieja Umiera to bezpośrednia kontynuacja historii z poprzedniego zeszytu, ale jej znajomość nie jest konieczna do zrozumienia fabuły. Aby przybliżyć kontekst, warto wspomnieć, że w Buncie na Kalamarze Rebelia przechwyciła kalamariańskie krążowniki z zamiarem wcielenia ich we własną flotę wojenną. Zeszyt 1/2021 rozpoczyna uroczysta prezentacja tejże przed dygnitarzami sojuszniczych systemów, na chwilę przed jej rozproszeniem po całej galaktyce. Czterdzieści świeżutkich krążowników, hangary wypełnione X-wingami, najlepsi piloci, cała śmietanka polityczna, sama Mon Mothma z doradcami, wyśmienici generałowie Rebeliantów (wśród nich chociażby Dodonna czy Draven) – wszystko to zebrane wokół bazy Mako-Ta na Zewnętrznych Rubieżach. Co mogło pójść nie tak?

Najsłynniejszego przemytnika w galaktyce jak zwykle ścigają kłopoty.

Plan z pewnością nie przewidywał sabotażu całego systemu, w wyniku czego armada zostaje całkowicie unieruchomiona, pozbawiona hipernapędu i komunikacji, zdana na łaskę imperialnej flotylli z Executorem, flagowym okrętem samego Dartha Vadera, na czele. Mroczny Lord przybywa nie tylko po to, by zmiażdżyć Rebeliantów. Ma zamiar zabić w nich wszelką nadzieję.
Rozpoczyna się nie tyle bitwa, co powolna rzeź. Przyciśnięci do muru Rebelianci robią, co mogą, by wydostać się z potrzasku.
Starcia w kosmosie, mimo że widowiskowe, są tylko tłem (chociaż spektakularnym!) dla desperackich działań trójki naszych ulubionych klasycznych bohaterów. Fabuła skupia się przede wszystkim na poczynaniach Hana Solo, Lei Organy i Luke’a Skywalkera, którzy robią wszystko, by wydostać jak najwięcej ludzi, nim dosięgną ich działa Executora. To zgrabne połączenie monumentalnej bitwy kosmicznej z kameralnymi wątkami walki o przetrwanie.

Czego tu nie ma? Widowiskowa bitwa, popisy Eskadry Łowców pod przywództwem Luke’a, najszybsza kupa złomu w galaktyce uciekająca przed ogniem TIE fightera, za którego sterami zasiada sam Darth Vader – kwintesencja Gwiezdnych Wojen zamknięta w 145 stronach. Nadzieja Umiera nie sili się na oryginalność. Sam wątek wyścigu z czasem i beznadziejna walka z olbrzymim Dreadnoughtem wydają się niemal skopiowane z Ostatniego Jedi (chociaż tutaj główna oś fabularna wypada o niebo lepiej). Wiele zagrywek sprawia wrażenie żywcem wyjętych z filmów, podobnie budowane jest napięcie. I wiecie co? To kompletnie nie przeszkadza. Być może właśnie dlatego tak dobrze czytało się ten zeszyt – Rebelianci są odpowiednio naiwni, Vader stawia na spektakularność kosztem skuteczności, bohaterowie cudem ratują życie w ostatniej sekundzie… Bitwa o Mako-Ta to wydarzenie, które spokojnie mogłoby się znaleźć w filmowej wersji między Nową Nadzieją a Imperium Kontratakuje.

Akcja, akcja i jeszcze trochę akcji!

Seria Star Wars Komiks należy do nowego kanonu, nic więc dziwnego, że pojawiają się w niej postacie i wątki należące do Disneya. Na szczęście w roku 1 ABY nadal możemy mówić o „tych lepszych czasach”. Kieron Gillen zaserwował małe co nieco dla każdego fana. Rzut oka na zamek Vadera na Mustafarze, kilkukrotne wspomnienie bohaterstwa Jyn Erso, Hera Syndulla z własnym krążownikiem, nawet krótka wizyta na Nar Shadaa – drobiazgi, pojedyncze kadry, a jednak gęba się człowiekowi cieszy.

Lubię styl Salvadora Larroki. Jest nieco siermiężny, dominują ostre cienie, dodające kadrom dynamiki. Sylwetki bohaterów przywołują na myśl stare, dobre komiksy trykociarskie (niebezzasadnie, Larroca znany jest głównie jako rysownik X-Menów), a bitwy przedstawione są niezwykle widowiskowo. Przeglądając album, niemal słyszy się kompozycje Williamsa, eksplozje i świst laserów (tak, tak, wiem, dźwięk nie roznosi się w kosmosie).
Nie zawsze udaje się mu uchwycić mimikę, czasem twarze zostają pozbawione szczegółów, i to chyba mój największy zarzut co do ilustracji. Leia przez większość ujęć zachowuje pokerową twarz, chociaż kontekst sceny oraz jej wypowiedzi zdradzają nawał emocji. W pamięć zapadł mi szczególnie jeden kadr, w którym księżniczka obserwuje kolejną eksplozję sojuszniczego krążownika. Jej zaszklone oczy wyrażają ogromny ból, jednak twarz pozostaje nieruchoma niczym wyciosana w kamieniu, nieskalana najmniejszym grymasem. Istnieje oczywiście prawdopodobieństwo, że rysownik wzorował się na grze aktorskiej Carrie Fisher, jednak w podobny sposób zachowują się inni bohaterowie.

Tak jakbym już gdzieś tę scenę widziała…

Na wyróżnienie zasługuje kolorystyka. Ujęcia Vadera w otoczeniu czerwonego światła, sala tronowa Imperatora w chłodnych odcieniach fioletu, skryte w mroku wnętrze podrzędnej kantyny na Zewnętrznych Rubieżach, skąpana w złocie sala bankietowa. Guru-eFX umiejętnie operuje barwami, nadając scenom odpowiednią atmosferę i nastrajając czytelnika na odbiór konkretnych emocji. Efekty cyfrowe są stosowane oszczędnie i w przemyślany sposób. Refleksy na zbroi Vadera wyglądają obłędnie, podobnie jak sypiące się iskry po spotkaniu strzału z blastera z mieczem świetlnym. Dzięki umiarowi doskonale spełniają swoją rolę, podkreślając, wybaczcie określenie, epickość konkretnej sceny. Wrzucenie większej ilości efektów wywołałoby zmęczenie wszechobecnymi fajerwerkami i wrażenie sztuczności.

Jak wspomniałam na początku, Nadzieja Umiera, mimo pesymistycznego tytułu, nadzieję przywraca. Nadzieję na to, że nie wszystko w nowym kanonie jest złe. Nadzieję na rozwój gwiezdnowojennego uniwersum w dobrym kierunku, po bezpardonowym uśmierceniu Expanded Universe. Kto wie, może The High Republic zaskoczy mnie równie pozytywnie?

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Star Wars Komiks Tom 11: Nadzieja Umiera
Tytuł oryginalny: Star Wars Vol. 9: Hope Dies
Scenariusz: Kieron Gillen, Cullen Bunn
Rysunki: Salvador Larroca
Kolory: Guru eFX, Java Tartaglia
Tłumaczenie: Jacek Drewnowski
Liczba stron: 148
Format: 17×26 cm miękka okładka
Wydawnictwo: Egmont
Data wydania: 12.03.2021
ISBN: 9788328149434

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Katarzyna "Shallaya" Grochulska
Katarzyna "Shallaya" Grochulska
Rąbnięta kocia madka, której życie upływa na negowaniu faktu zbliżającej się trzydziestki. Hobbistycznie kolekcjonuje kolejne gry na kupce wstydu, łudząc się, że może na emeryturze nadrobi. Wychodzi z założenia, że nie ma czegoś takiego, jak „zbyt wiele książek”. Fanka Star Warsów, fantastyki i kiczowatego si-fi lat 80. Pisać lubi prawie tak bardzo jak gotować, a gotować niemal tak samo jak dobrze zjeść. Stroni od rywalizacji, ale jeśli się w coś angażuje, to na sto procent.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + nostalgiczny powrót klasycznych bohaterów<br /> + filmowa konwencja komiksu<br /> + piękne ujęcia bitwy kosmicznej<br /> + wciągająca historia<br /> + dobrze oddany duch Gwiezdnych Wojen</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – miejscami niezbyt udane twarze<br /> – głupotki w stylu holowania w hiperprzestrzeni</p> Nadzieja na lepszy kanon. Recenzja Star Wars Komiks Tom 11 „Nadzieja Umiera”
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki