SIEĆ NERDHEIM:

Kindersztuba(w) przede wszystkim! Recenzja książki wierszowano-ilustrowanej Andzia

Zajrzyj, Andziu, do albumu - to przysporzy ci rozumu...
Zajrzyj, Andziu, do albumu – to przysporzy ci rozumu…

Jakże mi żal, niepomiernie żal, że nie mogę potwierdzić swoich domysłów co do wrażeń, jakich lektura Andzi dostarczyłaby choćby Wisławie Szymborskiej czy Stanisławowi Barańczakowi. Że ów cykl dziewięciu rymowanek nie dostał wcześniej szansy na zwietrzenie przez wyczulony zmysł absurdu Juliana Tuwima. Że przez niemal 100 lat rękopis biskupa Piotra Mańkowskiego czekał na upublicznienie, po którym Polska może z dumą podkreślić swoją obecność na polu literackiej makabreski, finezyjnie czarnego humoru o pełnoprawnie familijnym charakterze. I jakżem przy tym rad, niepomiernie rad, że ten manuskrypt nie spędził w rodzinnych archiwach kolejnych dekad, że mogłem być bezpośrednim świadkiem jego medialnych narodzin i że graficznie doposażony został przez Przemysława „Trusta” Truścińskiego.

Powyższy akapit jest również opóźnionym (choć nie aż tak zaawansowanie jak tytułowa publikacja), ale niezmiennie aktualnym zapisem mojego rozemocjonowania, gdyż pierwsze wydanie Andzi nakładem wydawnictwa Timof Comics ukazało się w roku 2020 jako ukoronowanie działań podjętych przez Fundację Andrzeja Mańkowskiego celem upowszechnienia wierszy pozostających dotychczas w rodzinnym obiegu (więcej o losach cyklu i jego autorze przeczytacie w szkicu obecnym w książce). Nabyłem je natychmiastowo. Dziś w sprzedaży jest dostępne (jeszcze) II wydanie w nieco innej wersji okładkowej (kolor plus elementy kompozycyjne), zaś od dwóch lat tytuł osiągalny jest również na rynku francuskim (żałuję, że moja opieszałość językowa nie pozwala mi zapoznać się z pracą tłumacza…). Po drodze Andzia zgarnęła jeszcze nagrodę graficzną polskiej sekcji IBBY. A ja teraz piszę o niej ku pamięci czytelników, bo dzisiejszy nurt wszelakich nowości wydawniczych rwie nazbyt ostro, skracając niesłusznie czas uwagi należny wyjątkowym pozycjom.

Pomyśl Andziu lepiej, czy ci coś da ciągłe kici-kici...
Pomyśl, Andziu, lepiej, czy ci coś da ciągłe kici-kici…

Andzia jest taką bez wątpienia. Wychodzi zwycięsko z próby czasu, niosąc ze sobą zdystansowanego pedagogicznie ducha epoki oraz dowody ponadczasowej skuteczności mechanizmów parodii, groteski i nonsensu. Bowiem przygody bohaterki są alternatywnym i dziewięciokrotnie powtórzonym rozwinięciem jednej z dydaktycznych rymowanek Stanisława Jachowicza (tego pana od pana kotka, co to „…był chory i leżał w łóżeczku…”), zaczynającej się od wyrażonej przez matkę przestrogi, by córka, Andzia, nie ruszała kwiatka, boć to kolczasta róża. U Mańkowskiego nie ma matki, ale punkt wyjściowy dla perypetii dziewczynki pozostaje ten sam – racjonalne ostrzeżenie dobrodusznie udzielone przez osobę reprezentującą wyższy poziom życiowego doświadczenia. Konsekwencje nieposłuszeństwa Andzi rozciągają się jednak daleko poza racjonalny porządek rzeczy, a ich opis prezentuje się o wiele fantazyjniej niźli dostarczający wzorca do parodii czterowiersz Jachowicza.

Zachowanie Andzi hołduje żywiołowej, instynktownej, zuchwale empirycznej metodzie poznawania świata, gdzie wszelki zakaz budzi przekorny odruch samodzielności (lub nieposłuszeństwa, w zależności od perspektywy), obiecując wrażenia niepomiernie atrakcyjniejsze od skrzętnej spolegliwości wobec zaleceń autorytetu. Dlatego też bohaterka spada w przepaść, do krateru Etny, pod lód, wchodzi na pokład transatlantyku, pilotuje samolot, trafia pod katowski miecz, uparcie drażni najpierw domowego kotka, a potem samego lwa, by w końcu paść ofiarą poczynionej przez siebie na falach radiowych medialnej psoty (iście prorocze względem poczynań w epoce internetu). Każdorazowo wychodzi z tego w innej kondycji, ale zasadniczo żywa.

Pomnij, Andziu, że nie zata - mujesz rany z ręki kata...
Pomnij, Andziu, że nie zata – mujesz rany z ręki kata…

Wiersze swoją „umoralniającą” wymową wykazują podobieństwo do Złotej różdżki Heinricha Hoffmanna, XIX-wiecznego pioniera psychiatrii dziecięcej, z tym że o ile zbiorek niemieckiego pedagoga zyskał status klasycznej pozycji w dziedzinie nonsensu i makabreski wbrew zamierzeniom autora, o tyle podejście biskupa Mańkowskiego do parodiowanych wzorców literackich i wychowawczych nie budzi wątpliwości – liczy się pomysłowość i iście dziecięca frajda z makabrycznej zabawy tematem. I tu już mamy bliżej do estetyki Edwarda Gorey’a. Osobiście czuję też, że nie popełniam nadużycia względem myśli autora, kojarząc drugi w kolejności utwór, zaczynający się od słów „Nie chodź, Andziu, wąską kładką”, z ikonicznym wizerunkiem dzieci pod opieką Anioła Stróża.

Prowokacyjnej pedagogicznie treści towarzyszy swoboda w operowaniu słowem. Rytmiczna prostota ośmiozgłoskowca, na którą wyczuliły mnie kontakty z poezją dla dzieci w kiepskim wydaniu, tutaj działa doskonale. Podobnie z rymami, pośród których są zarówno te doświadczone wiekuistą suszą, ale cudownie ocalone przez autora kontekstem (chora/doktora, nogi/drogi), jak i zasługujące na wysokie noty oryginalne dowody słuchu językowego (znów już/Wezuwiusz, spoziera/Baedekera) oraz skojarzeniowego dowcipu (fale/kanibale, czuprynę/gilotynę) lub zwyczajnie z dzisiejszej perspektywy retro urokliwe (dobrodzika/rzeźnika, Celebes/hebes). Całościowo – duże wyczucie środków i efektów niezbędnych przy tego typu humorze.

Jak tam, Andziu, rybka bierze, czy odmawiać już pacierze?
Jak tam, Andziu, rybka bierze, czy odmawiać już pacierze?

Oprócz możliwości sprawdzenia zasobu naszego słownika archaizmów zyskujemy też mimochodem satyryczny wgląd w standardy ówczesnego życia społecznego – pędowi cywilizacyjnemu (popularność rejsów transatlantyckich, motoryzacji, awiatyki, radia) towarzyszy rozkwit przemysłu wypoczynkowo-turystycznego (słynne uzdrowiska i ogrody). Dokonuje się też m.in. ocena kapitalistycznego ustroju („… Yankesy / Których złotem brzęczą kiesy”), umysłowej kondycji ludzkości („A że świat dzisiejszy, biedny / Bardzo mało jest wybredny”) i militarystycznej gorączki. Tak odbieram ostatni utwór, gdzie autor posłużył się motywem uwięzionej księżniczki / damy w potrzebie, by przewrotnie spuentować światową mobilizację zbrojną karą kontrybucji w postaci zapasów wełnianej garderoby, której wyrób był jednym ze sposobów działalności dobroczynnej podczas I wojny światowej.

Całe to dobrodziejstwo kontekstu historycznego na ilustracjach Truścińskiego łączy się w rozpasany sposób z innymi epokami, tworząc kolaże pełne elementów architektury, machin, zwierząt, ludzkiego tumultu i anatomicznych wyimków. Przestrzenne scenerie surrealistyczno-ekspresjonistyczno-groteskowe, momentami jak z montażowni Mélièsa, w wykonaniu stylizowane na technikę miedzio-, drzewo-, w każdym razie -rytu, czyli łączące obfitość cieniujących linii, płaszczyzn, kreseczek z cienkim konturem, ale z absolutnie Trustową dynamiką. Poziomy format, technika, aluzyjna kondensacja przypomniały mi też błyskotliwe prace Wojciecha Wołyńskiego do Geografiołów przywołanego już Stanisława Barańczaka – żarliwie polecam! Nawiązania wszechkulturowe, od antyku do King-Konga, zaś w prezentacji makabry wyczuwalna tradycja Grand Guignola. Do tego niby oczywisty, a przecie jakże trafny i wymowny, powracający motyw lalczanej główki z porcelany (czy też, cytując bpa Mańkowskiego, „farfurowej kukły”). Zaś sam konterfekt Andzi może z sukcesem wizerunkowo rywalizować z Alicją sportretowaną przez Johna Tenniela.

Nie chodź, Andziu, wąską kładko - to się dobrze kończy rzadko...
Nie chodź, Andziu, wąską kładką – to się dobrze kończy rzadko…

Grafika jest fantastycznie zestrojona z tekstem, a parokrotnie ów związek zacieśniają zabiegi rodem z wierszy obrazkowych – gdy sam układ liter w słowie czy słów w wersie ilustruje treść. W Andzi objawia się to skromniej niż w typowych kaligramach, ale też takie ich zadanie – mają być akcentem, nie typograficzną zasadą. Bowiem zasadniczo kompozycja całości prezentuje się schludnie niczym pamiątkowy album wzorowej pensjonarki – z lewej ilustracja, z prawej drobny tekst ulokowany pośród bielejącego obszaru strony. Oczywiście są też sympatyczne odstępstwa, a przy tym każdy wiersz ma swój graficzny wyróżnik – chmurki, fale, maziajki, komiksowe dymki z onomatopejami… I tak zasugerowana schludność bezbłędnie podtrzymuje atmosferę kpiny z dyscypliny.

Truściński poświęcił zilustrowaniu Andzi 10 lat i podkreśla, że dzięki niej doszedł do poziomu graficznego, który wydawał mu się nieosiągalny. Zaznacza też, że wraz z tą pracą dorastała jego córka, stając się podręczną inspiracją. Trudno o lepszy komentarz do całokształtu Andzi i lepszą prezentację tej poetyckiej perełki z lat międzywojennych. Perełki, która barwę zawdzięcza typowi humoru, wokół którego narosła. Bezcenny okaz!

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Andzia
Wydawnictwo: Timof Comics
Wiersze: bp Piotr Mańkowski
Ilustracje: Przemysław Truściński
Typ: zbiór wierszy
Gatunek: makabreska
Data premiery: 16.11.2020
Liczba stron: 152
ISBN: 9788366347403

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
spot_img
Jakże mi żal, niepomiernie żal, że nie mogę potwierdzić swoich domysłów co do wrażeń, jakich lektura Andzi dostarczyłaby choćby Wisławie Szymborskiej czy Stanisławowi Barańczakowi. Że ów cykl dziewięciu rymowanek nie dostał wcześniej szansy na zwietrzenie przez wyczulony zmysł absurdu Juliana Tuwima. Że przez niemal...Kindersztuba(w) przede wszystkim! Recenzja książki wierszowano-ilustrowanej Andzia
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki