
Najnowsze przygody ze świata Asasynów rozgrzały emocje graczy na długo przed premierą gry. Spora liczba kontrowersji i niemałe oczekiwania sprawiły, że społeczność fanów podzieliła się na dwa obozy. Pierwszy okrzyknął Shadows jedną z lepszych odsłon serii, drugi zaś nie pozostawił na dziele Ubisoftu suchej nitki. A ja, po której stronie się znajduję? Czy moim zdaniem nowy Assassin jest złą grą? Nie. Czy dobrą? Ciężko powiedzieć.
O prośbach graczy związanych z przeniesieniem serii na teren Japonii czytałem jeszcze w czasach, gdy Ubisoft miał jakiś pomysł na rozwój wątku współczesnego, a Desmond Miles przynależał do grona żywych. Nie ma w tym nic zaskakującego. Styl pracy wirtualnych Asasynów aż prosił się o wplecenie w historię tajemniczego wojownika ninja lub dzielnego samuraja. Studio Sucker Punch już w 2020 roku za pomocą Ghost of Tsushima pokazało, że taka gra ma sens i może osiągnąć sukces. Jeszcze parę lat temu powiedziałbym, że odsłona serii Assassin’s Creed w takich klimatach jest murowanym hitem. Od tego czasu wiele jednak zdążyło się zmienić.
W obliczu pogarszającej się sytuacji Ubisoftu i zmęczenia graczy, będącego efektem braku większych zmian między ostatnimi odsłonami serii, Assassin’s Creed Shadows stanowił dla firmy szansę na ponowne udowodnienie swojej wartości. Szansę, z której postanowiono skorzystać. W efekcie po wielu godzinach spędzonych z produkcją odniosłem wrażenie, że Ubisoft desperacko sięgnął po wszystkie elementy, które fani pokochali w poprzednich częściach lub o które kiedykolwiek prosili, jak chociażby wspomniana Japonia, by z nich ulepić uniwersalny produkt dostosowany do każdego. Z eksperymentu tego moim zdaniem wyszli zwycięsko, choć Ci, który oczekiwali od Shadows nowej jakości, muszą obejść się smakiem. Bowiem z elementów zebranych z różnych odsłon Assassin’s Creed ciężko stworzyć coś innego niż kolejną grę z serii, ze wszystkimi jej zaletami oraz wadami.

Wzorem wydanego w 2015 roku Syndicate, w najnowszym odcinku telenoweli o konflikcie Asasynów i Templariuszy mamy nie jednego, a dwóch głównych bohaterów: młodą shinobi o imieniu Naoe oraz Yasuke, niewolnika wyniesionego do rangi samuraja. Dzieli ich niemal wszystko, ale wspólne pragnienie zemsty sprawia, że stają ramię w ramię przeciwko zagrożeniu. Choć pierwsze kroki w Shadows stawiamy jako Yasuke, samurajski wątek szybko zostaje rzucony w kąt i to nie na chwilę, a na dobrych parę godzin. Czas ten spędzimy, sterując poczynaniami Naoe i odkrywając wszelkie zmiany, jakie przynosi Shadows, gdyż dotyczą one skradankowej sfery gry. A na kim najlepiej przetestować mechanizmy ukrywania się? Na shinobi oczywiście!
Po ostatnich odsłonach serii, gdzie cicha eliminacja oponentów była jedynie dodatkiem dla znudzonych ciągłą walką, poziom rozbudowania mechanizmów skradania w Shadows okazuje się zaskakująco wysoki. Nasza bohaterka, oprócz znanego już kucania, potrafi teraz także się czołgać, co poza możliwością chowania się w wysokiej trawie pozwala na skorzystanie z alternatywnych dróg wejścia do budynków. W naszym asortymencie znajduje się teraz także charakterystyczne dla ninja wyposażenie, jak shurikeny, dzwonki, bomby dymne, czy linka z hakiem, dzięki której możemy szybko wspiąć się po ścianie lub przeskoczyć nad sporym kawałkiem terenu. Warto korzystać ze wszystkich dostępnych opcji, bo choć Naoe ma przy sobie również broń przeznaczoną do głośniejszych potyczek, szybko okazuje się, że nawet pojedynczy wróg potrafi przyjąć całą masę uderzeń, nim w końcu skona. Nasza bohaterka za to zdecydowanie nie jest nieśmiertelna i przy zbyt nierównym układzie sił szybko ponosi klęskę, a razem z nią my, gdy po komunikacie o śmierci jesteśmy zmuszeni załadować ostatni zapis gry.

Podczas skradania objawia się jednak jeden z problemów, który przy głośnym podejściu nie jest tak odczuwalny, a mianowicie kiepska sztuczna inteligencja wrogów. Strażnicy ponownie zostali wyposażeni w wąskie pole widzenia oraz skąpy zakres dostępnych zachowań, więc przy odpowiednio ulepszonej postaci nic nie stoi na przeszkodzie, by nasza cicha infiltracja stała się krwawą łaźnią dla nieświadomych przeciwników. Po paru godzinach moja znajomość sterowania oraz statystyki postaci były na tyle dobre, że zamiast korzystać z możliwości skradania się, biegłem sprintem do kolejnych strażników i stosowałem likwidację ukrytym ostrzem, nim zdążyli kogokolwiek zaalarmować. W większości przypadków udawało mi się pokonać wszystkich bez jednego alarmu. Podsumowując, zmiany w sferze skradania na duży plus, ale inteligencja wrogów wymaga przy tym pilnego ulepszenia.
A co, jeśli komuś odpowiadało mniej subtelne rozwiązywanie problemów i ciągłe skradanie kojarzy mu się wyłącznie z nudą? Jak wspomniałem wcześniej, Ubisoftskrupulatnie dopilnował, by zarówno nowi gracze, jak i weterani poprzednich odsłon znaleźli w Shadows coś dla siebie. Postać Yasuke stworzono specjalnie dla entuzjastów napadów na klasztory w Valhalli. Gdy po wielu godzinach spędzonych jako Naoe ponownie wejdziemy w skórę samuraja, wszelkie różnice między bohaterami stają się znacznie bardziej odczuwalne niż na początku gry. Yasuke stanowi chodzącą maszynę do zabijania. Wyposażony w długą katanę lub kanabo wyrąbie sobie drogę przez dowolną liczbę przeciwników i dopiero nierozważna rozgrywka może doprowadzić do jego śmierci. Z drugiej jednak strony jako Yasuke możemy zapomnieć o wspinaczce i podbijaniu kolejnych punktów orientacyjnych. Samuraj ledwo wspina się na niskie murki, wysokie budynki są daleko poza jego możliwościami. Na szczęście gra w większości przypadków pozwala nam na szybkie przełączanie się między protagonistami, co pozwala na dostosowanie stylu gry do naszych preferencji i nadchodzących wyzwań. Wszelkie zebrane punkty doświadczenia odkładają się na wspólnym koncie, więc nie musimy się też martwić, że grając zbyt długo jedną postacią, drugą uczynimy bezużyteczną.

Skoro wiemy już, kim przyjdzie nam sterować, pomówmy o miejscach, które zwiedzimy podczas rozgrywki. Udostępniony nam teren Japonii, choć mniejszy niż średniowieczna Anglia w Valhalli, wciąż stanowi olbrzymi kawał terenu. Mimo że pod kątem estetyki to jedno z piękniejszych miejsc z serii Assassin’s Creed, a dodane w Shadows różnorodne pory roku jeszcze potęgują ten efekt, to nie jest wolne od wad. Po pierwsze, już po kilku godzinach jest odczuwalny recykling wykorzystanych modeli. Nie jest to nic nowego, poprzednie odsłony serii też cierpiały na ten sam problem, lecz ciężko pozbyć się uczucia znużenia, gdy po raz kolejny wspinamy się na dokładnie taki sam budynek z niemal identycznym wnętrzem. Nawet jeśli w rzeczywistości architektura Japonii w tamtym okresie nie należała do zbyt urozmaiconej, to jednak mamy do czynienia z grą, która zabawę powinna przedkładać nad wierność realiom historycznym.
Jednak nawet najnudniejsze czynności mogą być ciekawe, jeśli podąża za nimi odpowiednia motywacja. Shadows zaś nie można posądzić o brak zawartości. Dziennik zadań, przedstawiony w formie specjalnej mapy, szybko zaczyna wypełniać się różnorakimi przysługami oraz licznymi celami do likwidacji. Nie brakuje też generycznych zapychaczy, które wymagają od nas zebrania przedmiotów lub pomodlenia się w kapliczkach. Co gorsze, nie są to aktywności do końca opcjonalne. Zebrane znajdźki dodają nam punkty wiedzy, które przekładają się na rozszerzenie listy umiejętności do odblokowania. Ci, którzy chcieliby skupić się na fabule bez zwracania uwagi na wszelkie rozpraszacze, niestety będą musieli poświęcić trochę czasu na mniej angażujące aktywności na mapie.

Na koniec pomówmy jeszcze chwilę o warstwie wizualnej. Assassin’s Creed Shadows jest pierwszą grą z serii, która została wydana wyłącznie na konsole najnowszej generacji. W efekcie czuć olbrzymi progres wizualny względem poprzednich odsłon. Zwiedzany świat jest pełen bujnej roślinności, dynamicznego światła słonecznego przebijającego się przez drzewa oraz liści unoszących się na wietrze. Poprawie uległy też przerywniki filmowe. Częściej niż wcześniej korzystano z prerenderowanych materiałów, które prezentują najwyższą jakość, ale nawet sekwencje na silniku gry zostały udoskonalone i nie sprawiają wrażenia, że gramy w darmową produkcję MMO, a nie w pełnoprawny tytuł AAA.
Assassin’s Creed Shadows spełnił moje oczekiwania jako fana tego uniwersum. Choć wciąż wiele elementów zasługuje na poprawę lub zaprogramowanie od zera, wprowadzone zmiany oraz ulepszenia stanowią krok w dobrą stronę. Dwójka bohaterów, choć fabularnie dodana trochę na wyrost, pod kątem rozgrywki pozwala na dostosowanie stylu zabawy do swoich preferencji. Gdy jednak zabierzemy grze metkę asasyńskiego uniwersum i spojrzymy na nią jak na nowe IP, szybko zauważymy, że mamy do czynienia z tytułem, który już dawno przestał starać się rywalizować z innymi produkcjami, oferującymi bardziej interaktywny świat oraz bardziej angażujące misje. A to prędzej czy później może się skończyć dla marki katastrofą. Mam jednak nadzieję, że do tego nie dojdzie.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Assassin’s Creed Shadows
Wydawca: Ubisoft
Producent: Ubisoft
Platformy: PC, XSX/S, PS5
Data premiery: 20.03.2025
Recenzowany egzemplarz: XSX