SIEĆ NERDHEIM:

Zabawa w liska i myszkę. Recenzja książki Nawet myszy idą do nieba

Do nieba można i popłynąć
Do nieba można i popłynąć

Kot i mysz – niezawodny duet pościgowo-uciekinierski. Ale lis i mysz? Niby w łańcuchu pokarmowym to identyczna zależność, ale przywykliśmy do wiązania lisiego jadłospisu z utuczonym drobiem, nie mysią drobnicą. Może Iva Procházková w wyborze bohaterów swojej książki kierowała się łowiecką skutecznością, której w popkulturowych prezentacjach kocur (Tom, Jinx, Sylwester…) jest zazwyczaj pozbawiony? Zobaczmy…

Oto bowiem myszka Czmyszka kluczy między leśnym poszyciem w ucieczce przed lisem Rudeuszem, postrachem jej gatunku. Niestety, wyścig ten kończy się dla niej ze skutkiem śmiertelnym, choć nie za sprawą drapieżnika, a przepaści. I nagle myszka obok siebie dostrzega nieżyjących członków rodziny, a w widzianej z góry nieruchomej, szarej plamce rozpoznaje swoje ciało. Krewni, jak nakazują rodzinne więzi, prowadzą troskliwie Czmyszkę przez kolejne przystanki w drodze do nieba, czy jak tam sobie każdy to miejsce pośmiertnego bytowania nazywa. Nasza bohaterka zaczyna się tam czuć coraz lepiej, swobodniej, radośniej, aż do chwili, gdy spotyka swojego rudego prześladowcę. Czyli – czas zwiewać! Zaraz, zaraz, czy to znaczy, że prawa natury obowiązują również w zaświatach?

Książka Procházkovej skierowana jest do młodego czytelnika 8+ i na to pytanie odpowiada z lekkością i humorem godnym obywatelki jednego z najbardziej zlaicyzowanych obecnie państw świata. Wychodzi naprzeciw współczesnym potrzebom oswajania śmierci, łącząc swobodnie główne kulturowe i religijne koncepcje wzniesione przez pytania o tę „drugą stronę”. Eschatologiczna pogadanka odbywa się w warunkach zrozumiałych dla każdego dziecka, bo pośród lunaparkowych atrakcji, kojącej natury i w towarzystwie charakternej zbieraniny zwierzaków, zarówno tych swojskich (jak para głównych bohaterów), jak i egzotycznych (papuga, krokodyl).

Nie raz kozie śmierć?
Nie raz kozie śmierć?

Zanim jednak Czmyszka trafi na zaświatowy plac zabaw, musi odstać swoje w kolejce do pośmiertnych rogatek, oczyścić się z „ziemskich brudów” w rozległym, tworzonym przez liczne jeziora i strumyki kąpielisku, trafić na kłębowisko gadów… Są to motywy pełne rozpoznawalnych dla rodzica dowcipnych przetworzeń (prychnąłem na tekst ubłoconego prosiaka, który, szorując się zawzięcie, biadoli „W życiu tego nie domyję. Ani w tym, ani w kolejnym”), ale i podległe zasadom, jakim ludzkość od zarania poddaje swoje wyobrażenia o niepewnych perspektywach żywota wiecznego. Pragniemy wytchnienia, spokoju, beztroskiej rozrywki, a przy tym ciężko wyobrazić je sobie w innych od znanych nam kategorii – stąd Procházkova wsadza bohaterkę w podziemny rollercoaster, pozwala się jej bawić w berka, huśtać, bawić aż do chwili, gdy upojenie przechodzi w… tęsknotę za tym, co składało się na urozmaicenie, barwność, nieprzewidywalność ziemskiej codzienności.

I tutaj autorka scala rozsiane wcześniej po całej książce przesłanki – ów stan rajskiego wywczasu pomaga ocenić swoje życie, zmierzyć się z lękami i pragnieniami, docenić umykające zdobycze dnia i siłę budowanych pośród utarczek relacji. Bo chyba nikt nie wątpi, że Czmyszkę i Rudeusza zwiąże pozagrobowa, wieczna przyjaźń? Choć, jak już wspomniałem, owa wieczność jest przez większość obecnych w książce zaświatowców zgodnie oceniana jako nudna, zatem nasz duet, zupełnie niezależnie od siebie, zaczyna poważnie przemyśliwać opcję powrotu do starego dobrego lasu. Tylko… co wtedy z tak niespodziewanie zawiązaną przyjaźnią?

Lis w las wlazł
Lis w las wlazł

Spodobała mi się łatwość, z jaką Procházkova konkretyzuje esencjonalny przekaz – że jesteśmy różni, że mamy wady i czułe miejsca, że wszyscy nie raz stajemy w skrytości przed smutnym poczuciem niewykorzystanego, niepełnego (oraz – jak się zapewne okaże – zbyt krótkiego) życia i odczuwamy potrzebę doznania skumulowanego szczęścia. I da się z jej książeczki z marszu wynotować kluczowe motywy bilansu dobrych i złych uczynków, życia „przelatującego przed oczami”, reinkarnacji, ale wszystkie one podnoszą ostatecznie wagę doświadczeń naszej doczesności. U mnie to wywołuje rozciągający się powoli uśmiech.

Zaś taki szerszy i gwałtowniejszy zagwarantowała mi seria spotkań z dawnymi i nowymi znajomymi Czmyszki. Zwierzęcy/antropomorficzny zaświat nie jest wolny od międzygatunkowych przywar i stereotypów, a wzbudzone przez nie refleksje są ciekawsze niż potencjalnie unifikująca anielskość. Poczułem też natychmiastowe pobratymstwo z Czmyszką, dla której „miły” znaczy „nudny”. Repertuar uśmiechów (o uznaniowy) poszerzyła mi też praca tłumaczki nad imionami postaci i grami językowymi – babcia Wszędorylska, myszołów Mananas Oko, kino skojarzone z kinolem satysfakcjonują mnie jako amatora kalamburu i nonsensu.

Nie uczyniły tego w równym stopniu ilustracje Denisy Grimmovej. Brakuje im indywidualnego stylu, którego przebłyski widzę wszak w wydłużonych sylwetkach. Pod względem doboru tonacji kolorów, kompozycji są miłe oku, ale właśnie w sposób ryzykownie bliski rozumieniu tej oceny przez mysią bohaterkę książki. Nie omieszkam jednak sprawdzić, jak wyobraźnia Grimmovej pracuje w szerszym zakresie, gdyż artystka była współodpowiedzialna za reżyserię animowanej adaptacji historii Czmyszki i Rudeusza i to w technice poklatkowej.

Stawiam kolejkę... znaczy się: stawaj w kolejce!
Stawiam kolejkę… znaczy się: stawaj w kolejce!

Koniec końców polecam ten sposób dialogowania na temat śmierci i udostępnionych nam przez życie możliwości, jaki proponuje Iva Procházková. Odważnie i refleksyjnie na miarę możliwości i niepewności młodego czytelnika. A kwestia ustosunkowania się do finalnego przekazu to już sprawa otwarta dla uważnego rodzica, cioci, wujka, pedagoga, ogólniej – towarzysza dziecka, nie tylko na placu zabaw.

Wydawnictwu Afera serdecznie dziękujemy za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Nawet myszy idą do nieba
Wydawnictwo: Afera
Autor: Iva Procházková
Ilustracje: Denisa Grimmová
Tłumaczenie: Julia Różewicz
Typ: książka dla dzieci
Data premiery: 27.04.2022
Liczba stron: 112
ISBN: 9788365707536

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
Kot i mysz – niezawodny duet pościgowo-uciekinierski. Ale lis i mysz? Niby w łańcuchu pokarmowym to identyczna zależność, ale przywykliśmy do wiązania lisiego jadłospisu z utuczonym drobiem, nie mysią drobnicą. Może Iva Procházková w wyborze bohaterów swojej książki kierowała się łowiecką skutecznością, której w...Zabawa w liska i myszkę. Recenzja książki Nawet myszy idą do nieba
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki