Warcraft: Durotan to kolejny fragment Blizzardowego merchandisingu. Poza serią gier, filmami, kompendiami, komiksami i masą gadżetów, przyszedł czas również na książki. I to nie byle jakie, bo przedstawiające historię Draenoru. Łatwo tutaj dodać dwa do dwóch i zorientować się, że książka nie tylko jest prequelem filmu, ale również bezpośrednio nawiązuje do najnowszego dodatku (Warlords of Draenor) do kultowego World of Warcraft, w który nawet trzynaście lat po premierze grają miliony ludzi z całego świata. Mimo ogromnych zysków oraz sporej popularności, liczba stałych graczy z czasem zmalała. Czym zatem mogą być najnowsze książki pod patronatem Blizzarda? Czy to swego rodzaju zachęta dla fanów, próba nakłonienia do powrotu starych graczy ze względu na sentyment, czy może bezczelny skok na kasę?
Klan Mroźnego Wilka boryka się z narastającymi problemami. Coraz sroższe zimy wybijają zwierzynę łowną, orkom w wymagających warunkach trudniej polować, zaczyna też brakować orzechów, które mogłyby służyć jako zapasy w gorszych chwilach. Świat, w jakim przyszło im żyć, zaczyna się zmieniać. Zupełnie jakby duchy żywiołów odwróciły się od czczących ich plemion. Szamani słyszą coraz cichsze wołania duchów, które wydają się chore.
Wraz z gorszymi warunkami zjawia się Gul’Dan – ork bez ojca i klanu. Jak sam się przedstawia, potężny czarnoksiężnik. Informuje wodza Mroźnych Wilków, Garada, że Draenor się rozpada. Oferuje im jednak wyjście z tej patowej sytuacji: podróż do krain, w których tereny są zielone i żyzne, zimy łagodne, a zwierzyna sama bije się o to, żeby stać się twoim posiłkiem. Garad, jak nietrudno się domyślić, propozycję odrzuca. W końcu Mroźne Wilki są zbyt dumne, by stracić suwerenność, dołączając do Hordy Gul’Dana, który nie mówi „nasza Horda” lub po prostu „Horda”, ale zawsze wyraża się o niej „moja Horda”. Na taką zniewagę klan z pradawnymi tradycjami nie mógłby sobie pozwolić. Dlatego też decydują się przeczekać coś, co wydaje się im stałym cyklem zmian w ekosystemie. Ale nie tylko dlatego. Gul’Dan, jak zauważają Mroźne Wilki, niesie za sobą aurę śmierci i zniszczenia. Nietrudno też zrozumieć, że za dostanie się do nowego świata trzeba będzie zapłacić sporą cenę.
Wkrótce dumny klan dopada kolejna tragedia: umiera ich wódz, Garad. Jego syn, tytułowy Durotan, bierze na siebie brzemię przejęcia dowództwa. I w tych trudnych chwilach stara się przewodzić swemu klanowi najlepiej, jak tylko potrafi. Mroźne Wilki nie są zadowolone z tego, że nie mogą najeść się do syta, bo wódz nakazuje im przechowywać orzechy albo ususzone mięso na zimę. Jak się jednak szybko okazuje, Durotan w swych działaniach jest bardzo mądry. Później, żeby znaleźć przyczynę wymierania Draenoru, Mroźne Wilki wyruszają na daleką Północ, do siedziby duchów, których chcą się poradzić.
Warcraft: Durotan nie jest wymagającą lekturą. Książkę tę charakteryzuje łatwy język, który jednak nie jest za prosty. W skrócie, czyta się przyjemnie i szybko – zdecydowanie łatwo przez tę książkę popłynąć. Nie ma też za dużo słownictwa charakterystycznego dla lore świata Warcrafta, a to, co jednak zamieszczono w powieści, łatwo samodzielnie odszyfrować. Nie zabrakło paru kwiatków pokroju „podnosząc do góry” (a można w dół?) lub literówek typu „musze” zamiast „muszę”, ale jest ich tak niewiele, że naprawdę trudno się tego na poważnie czepiać. Zdecydowanie większym zgrzytem jest tłumaczenie nazw broni, żeby później używać ich naprzemiennie, niemalże obok siebie, a później, w drugiej połowie książki, zupełnie porzucić ten zabieg i zostać przy nazwach angielskich. Mamy więc „Thunderstrike’a”, obok nazwanego „Gromogrotem” czy „Severa” ochrzczonego „Odrzynaczem” i, analogicznie, „Doomhamera” przetłumaczonego na „Młot Zagłady”. Wydaje mi się, że skoro w drugiej części książki zdecydowano się pozostać przy angielskich nazwach własnych, lepiej sprawdziłyby się przypisy tłumaczące nazwy tych broni niż zestawianie obu nazw obok siebie, jak gdyby znaczyły coś zupełnie odrębnego. Mówię tu o konstrukcjach pokroju „zwany również”.
Czy zatem powieść ta jest skokiem na kasę? Wydaje mi się, że jeśli tak, to naprawdę udanym. Bo całość, napisana oczywiście przez Christie Golden, wyszła całkiem smacznie. Nie jest to oczywiście literatura wysokich lotów, nie spodziewajcie się przy tym przeżywania duchowego katharsis – ale nie taki cel ma ta lektura. Ma bawić w prosty i przyjemny sposób i to też robi. Nie jest lekturą na długi czas, ale jednocześnie nie będzie to czas stracony. Dodatkowym atutem jest to, że sięgnąć mogą po nią zarówno zagorzali fani Blizzardowego uniwersum, jak i kompletni laicy – bo i ci szybko się w powieści odnajdą.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Insignis.
Szczegóły:
Tytuł: Warcraft: Durotan
Autorka: Christie Golden
Tłumaczenie: Dominika Repeczko
Liczba stron: 317
Typ: Powieść
Gatunek: Fantasy
Seria: Warcraft
Wydawnictwo: Insignis
Podsumowanie
Plusy:
+ szybko i łatwo się czyta
+ niezbyt wymagająca lektura, dostarczająca prostej rozrywki
+ wprowadza w historię Draenoru i samego Durotana
+ jest ciekawym uzupełnieniem serii
+ można ją czytać bez znajomości lore Warcrafta
Minusy:
– dziwny sposób tłumaczenia nazw broni
– mimo wszystko mogłaby być trochę dłuższa