SIEĆ NERDHEIM:

Świat po dwa tysiące osób naraz – recenzja książki Novecento

novecento

Danny Boodman T.D. Lemon Novecento. Czy za kimś, kto nosi tak oryginalnie brzmiące nazwisko, może stać banalna opowieść? Nie sądzę. Toteż to, o czym mówi jego najbliższy przyjaciel – trębacz z zespołu grającego na kursującym między Europą a Ameryką transatlantyku „Virginian” – jest zdecydowanie dalekie od przeciętności. Bo Novecento miał dobrą historię. On sam był dobrą historią. Zwariowaną, to prawda, ale piękną.

Tak pokrótce można zacząć rozważania o książce Alessandro Baricco Novecento. Wydana we Włoszech w 1994 roku, do Polski dotarła dopiero czternaście lat później. Tekst, noszący podtytuł Monolog, został napisany dla aktora Eugenia Allegriego i reżysera Gabriele Vacisa. Jednak sam autor w przedmowie nie uznaje swojego dzieła za tekst teatralny – jest dla niego (…) formą pośrednią między tekstem przeznaczonym do wystawienia na scenie a opowiadaniem do czytania na głos. Nie zmienia to faktu, iż w krótkim czasie od polskiego wydania, Novecento został przeniesiony na deski wielu krajowych scen: od Jeleniej Góry po Kraków. Ba, po dzieło Baricco sięgnął nawet Teatr Polskiego Radia, realizując słuchowisko z Piotrem Adamczykiem w roli tytułowej.

Novecento, czyli człowiek znikąd. Rodzice – najpewniej podróżujący trzecią klasą emigranci – zostawili go, jako nie więcej niż dziesięciodniowe niemowlę, w pudełku po cytrynach na fortepianie w balowej sali. Tam znalazł go stary marynarz, Danny Boodman. Nadał mu imię – połączenie swojego imienia i nazwiska, napisu z pudełka i miana, jakim nowy wiek określali Włosi. Był mu ojcem. Gdy zmarł na skutek obrażeń, jakie odniósł w efekcie uderzenia urwaną częścią olinowania podczas sztormu, mały miał osiem lat. Ale dla świata oficjalnie nie istniał. I tak miało pozostać do końca jego dni. Nie byłoby w tym wszystkim może nic aż tak szczególnego, gdyby nie fakt, iż w krótki czas po śmieci przybranego ojca, mały Danny ujawnił samorodny, niespotykany talent pianistyczny.

Narratorem całości jest Tim Tooney, młodszy od Novecenta o dziesięć lat. Poznał go, kiedy sława tego niezwykłego muzyka wykraczała już znacznie poza „Virginian” – statek, który był mu domem i całym światem. Po szaleńczej akcji z grą na fortepianie podczas sztormu, Novecento i Tim zostają przyjaciółmi na śmierć i życie. Na kilka lat wspólnej pracy na statku, przeżycia Danny’ego stają się jego udziałem.

novecento

Krótki, zaledwie 60-cio stronicowy tekst, napisany jest językiem lekko poetyckim i zarazem żywym, szczerym. Tak bardzo, że autor nie unika potoczności, a nawet ostrzejszych wyrażeń, które pojawiają się tu i ówdzie. Są jednak w zupełności uzasadnione (chociażby realiami – bo kto i gdzie słyszał marynarza posługującego się literackim językiem?), toteż wcale nie obniżają wartości całej książki. Tym bardziej, że wprowadzają w świat zbudowany z pięknych słów odpowiednią, równoważącą dawkę przyziemności.

Baricco umiejętnie żeni ogień z wodą także w warstwie fabularnej. Na równi z wątkami poważnymi, a nawet tragicznymi, pojawiają się motywy komediowe. Nie tylko wtedy, gdy do akcji wkracza sypiący nie zawsze wykwintnymi żartami konferansjer. Sceny nadania małemu Danny’emu imienia, czy też odkrycia jego pianistycznych umiejętności, mogłyby skończyć się nieco zbyt patetycznie, gdyby nie ich dosadne, zabawne puenty. Próba zejścia Novecenta na ląd, bez umiejętnego przełamania powagi komentarzem jednego z członków załogi też mogłaby wypaść trochę nieznośnie. Inne momenty po częstokroć są w całości przesiąknięte dość rozrywkową atmosferą. Zresztą, czy historia tocząca się w latach 30., w oparach jazzu, może być w stu procentach poważna? W ten sposób powstaje oryginalna i spójna zarazem opowieść. O tym, jak bardzo nierozdzielna, niech świadczy fakt, iż dokonana kilka lat temu przez studentów wrocławskiej PWST próba adaptacji scenicznej pozbawiającej tekst elementów humorystycznych zaowocowała spektaklem chłodnym i nieprzekonującym.

Oprócz tego całość ma jeszcze jedną, ale bardzo istotną zaletę – swobodę interpretacji. Baricco nie podsuwa czytelnikowi jedynej słusznej wersji. Wprawdzie przedstawia wszystko w sposób subiektywny, jednak brak tu naprawdę wyraźnych sugestii. Daje to wiele możliwości odczytania tego tekstu. Dzięki temu staje się on wieloma historiami na raz. Opowieścią o poszukiwaniu własnej tożsamości, której Novecento jako znajda tak naprawdę nie posiadał. Historią owej przyjaźni, która w burzową noc połączyła geniusza fortepianu i młodego trębacza. Owocem fascynacji zjawiskiem, jakim są „dzikie dzieci”, wychowywane w zerowym lub ograniczonym kontakcie ze cywilizacją. A może czymś jeszcze innym – kto co sobie między słowami wyczyta.

Wszystkie wyżej wymienione zabiegi pisarskie dają odbiorcy poczucie, że to, o czym czyta, to rzeczywiste zdarzenia, a postaci przewijające się na tych sześćdziesięciu stronach są prawdziwe. Kto wie, może nawet trochę do niego samego podobne. Również dlatego czytelnik bez większych oporów daje się wciągnąć w wir emocji związanych z Novecentem. Mozaikę jego przygód, dylematów i wyborów – aż po ten najtrudniejszy, ostateczny. A przede wszystkim w szeregi ludzi, którzy spotkali go na swojej drodze i na których życiu pozostawił niezatarte piętno. Wszak to z perspektywy jednego z nich odbiorca poznaje losy genialnego pianisty, dla którego transatlantyk „Virginian” był całym światem – światem po dwa tysiące osób naraz.

novecento

Na koniec warto wspomnieć kilka słów o polskim wydaniu. Książkę w świetnym przekładzie Hanny Kralowej opublikowało wydawnictwo Czytelnik w cyklu Mała proza. Bez niepotrzebnych kombinacji w kwestiach estetycznych. Format nieco węższy od A5, nie wypalający oczu swoją bielą papier, nieco staroświecka czcionka i skromna, czarno-biała okładka z wizerunkiem statku na oceanie. Niby tylko tyle, ale w tym przypadku aż tyle. Przy broniącej się treścią książce niczego więcej nie było trzeba.

Novecento to pozycja niewielka rozmiarem. Ale to, co Alessandro Barrico zawarł w jej treści, spokojnie mogłoby wypełnić kilka grubych tomów. Choć nie jestem pewna, czy w takiej formie opowieść o człowieku urodzonym na oceanie byłaby równie sugestywna i zapadająca w pamięć. Skondensowanie całej historii geniusza fortepianu w małej książeczce przypomina trochę jego sposób postrzegania rzeczywistości – zamkniętej między burtami statku. Z jednej strony daje jeszcze prawdziwszy wgląd w jego „ja”; z drugiej sprawia, że losy Danny’ego Boodmana T.D. Lemona Novecenta łapią i wciągają jak morska głębia, nie dają chwili wytchnienia, a po zakończeniu lektury zostawiają odbiorcę jako choć trochę innego człowieka. Tekst Barrico nie epatuje kontrowersją, nie szokuje w żaden sposób, a mimo to nie pozostawia czytelnika obojętnym, nienachalnie przemawiając do jego emocji. Dlatego – choć to nie jest pozycja z żadnego kanonu lektur – naprawdę warto po niego sięgnąć.

Szczegóły:

Tytuł: Novecento. Monolog
Tytuł oryginalny: Novecento. Un monologo
Wydawnictwo: Czytelnik
Autor: Alessandro Baricco
Przekład: Halina Kralowa
Język oryginału: włoski
Typ: książka
Gatunek: powieść/sztuka teatralna
Data premiery: 1994 (Włochy), 2008 (Polska)
Liczba stron: 60

Podsumowanie
10/10

Nasza ocena

Plusy:
+ fascynująca historia genialnego muzyka
+ autentyczny, acz zrównoważony język
+ perfekcyjne połączenie poważnych i komicznych wątków
+ wiele możliwości interpretacji
+ udane polskie wydanie

Minusy:
– nie stwierdzono

Sending
User Review
4 (1 vote)

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Dagmara „Daguchna” Niemiec
Dagmara „Daguchna” Niemiec
Absolwentka filologii polskiej na UWr, co tłumaczy, dlaczego z czystej przekory mówi bardzo potocznie i klnie jak szewc. Niedawno skończyła Akademię Filmu i Telewizji i została reżyserem. Miłośniczka filmu, animacji, dobrej książki, muzyki lat 80. i dubbingu. Niegdyś harda fanka polskiego kabaretu, co skończyło się stustronicową pracą magisterską. Bywalczyni teatrów ze stołecznym Narodowym na czele. Autorka bloga Ostatnia z zielonych.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki