SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja filmu Warcraft: Początek

1

Podczas pisania recenzji nie ucierpiał żaden Murloc!

Po Warcrafcie przejechał się już chyba co drugi recenzent, a co trzeci fan lore świata blizzardowskich gier zwątpił w to, czy warto wydać pieniądze na bilet do kina. Też zwątpiłam. I chyba tylko dlatego na seans poszłam tak późno. Wiecie co? Ogromnie żałuję. Tego, że nie poszłam na film wcześniej.

Mam wrażenie, że większość recenzentów albo na siłę obniża tej produkcji noty, oceniając ją pod kątem złożoności fabuły oraz psychologicznej głębi, lub nigdy wcześniej nie liznęła nawet lore Warcrafta – choć i to nie jest argumentem nie do obalenia, bo na seansie można się równie świetnie bawić, nie będąc graczem.

I trochę nie o to chodzi, by doszukiwać się przesadnej głębi, bo dzieło Duncana Jonesa to typowy blockbuster, nie thriller psychologiczny. To film, który ma być prostą rozrywką, zaznaczam – nie infantylną, a prostą, przyjemną. To czysta fantastyka, gdzie walki i magia są niezwykle istotne.

Magia… i solidna fabuła

Czemu istotne a nie najważniejsze? Bo film ma całkiem nieźle napisany scenariusz. Oglądając nie ma się wrażenia, że wszystko było szyte grubymi nićmi. W tym fantastycznym świecie działania, jakie podejmują bohaterowie są jasne i zrozumiałe, a fabuła jest bardzo spójna i cały czas dąży w jednym, konkretnym i obranym na początku kierunku. Nie zbacza, by rozwinąć wątek jednego czy drugiego bohatera, nie ma natłoku informacji i, co wreszcie za tym idzie, nie męczy.

O fabule słów kilka – dla osób orientujących się w lore Warcrafta, wydarzenia w filmie nie będą jakąś niesamowitą nowością, choć jednocześnie nie nastawiajcie się na stuprocentowe odtworzenie wydarzeń. Osoby niewtajemniczone zainteresować może fakt, że, jak podaje sam tytuł, to Początek, opowiada o tym, jak wszystko się zaczęło. Wyobraźcie sobie siły Przymierza (Alliance), które od wielu, wielu lat żyją w harmonii oraz pokoju. Niestety sielanka zostaje zakłócona. Przedostające się do Azeroth, świata ukazanego w filmie, orki chcą zająć ludzkie ziemię. To normalne, że ludzie decydują się bronić ziem, które chcieli im odebrać najeźdźcy, ale gdyby fabuła oscylowała tylko wokół tego wytartego motywu, byłoby zbyt prosto, prawda? Złowrogi Gul’dan prowadzi orków do walki o nowe ziemie i ci początkowo za nim podążają. Początkowo, bo orkowie nie są tu sportretowani jako bezmyślne istoty, ale jako dbający o swe klany wodzowie, ojcowie i bracia. Dlatego też wkrótce orientują się, że to mroczna magia Gul’dana zmusiła ich do exodusu, pozbawiając życia wszystko, co napotkała na swojej drodze, włącznie z ziemią, po której stąpali. Sytuacja jest oczywista: aby klany orków mogły przetrwać, Durotan musi zwrócić się o pomoc do ludzi, namawiając jednocześnie swój lud do tego, by sprzymierzył się z wrogiem.

2

Poza tym świat Warcrafta nigdy nie był czarno-biały. Nie jest też taki w filmie. Poza głównym villainem w nie ma tu bowiem postaci jednoznacznie złej lub nieskazitelnie dobrej. Nawet tym bohaterom, którzy są na złych kreowani, zdarza się wątpić lub działać zgodnie ze swymi przekonaniami, po prostu wierząc, że walczą w słusznej sprawie. Tak samo jest z postaciami po przeciwnej stronie: nie zawsze się zgadzają i nie zawsze wybierają to, co słuszne. Nie boję się stwierdzić, że jak na film z gatunku fantastyki, który z założenia ma być przepełniony magicznymi wybuchami i walką, Warcraft: Początek dostał bohaterów o interesujących oraz zdecydowanie pogłębionych portretach psychologicznych.

Wróćmy jednak na moment do magii oraz całej reszty otoczki filmów fantasy. Warcraft jest również wspaniałym widowiskiem jeśli chodzi o walki, a tych w blizzardowskiej produkcji nie brakuje. Film to nie gra, to oczywiste, pamiętał o tym również Jones, dlatego nie martwcie się. Ludzie nie walczą tak samo jak orkowie. I jedni i drudzy mają wypracowane własne szczególne zagrywki w czasie walki, nie posługują się też, co oczywiste, jednakową bronią, bo o ile takie elementy sprawdzają się w grach, o tyle w filmie byłoby to porażką – czego można było poniekąd doświadczyć, gdy Durotan jechał konno.

3

Dla graczy i nie tylko

To nieprawda, że ktoś, kto nigdy wcześniej nie miał żadnej styczności z grami Blizzarda z góry skazany jest na kiepską zabawę na filmie. Początkowe wydarzenia na tyle wyraźnie rysują sytuację, że każdy bez cienia wysiłku może odnaleźć się w tym magicznym świecie. Powiem to raz: widz to nie idiota i w myśl tej zasady Jones decyduje się stworzyć film, który pozostawia możliwość na pewne domysły, nie jest przesadnie wymagający, ale też nie podaje wszystkiego na tacy. I wiecie co? Film nie dość, że ładnie wygląda, to jeszcze przekonuje fabułą. A ta jest prosta, to prawda, bo inaczej nie można nazwać utartego schematu „żyjemy w pokoju – pojawia się wróg – walczymy”, ale to właśnie takie proste, heroiczne historie dają życie bohaterom, których tak przecież uwielbiamy.

Co z graczami? Wychowałam się na starych Warcraftach, a na World of Warcraft spędziłam tak dużo czasu, że w zasadzie wstyd się przyznawać i po prostu z każdą chwilą w trakcie seansu chłonęłam kolejne elementy znane mi z gier oraz przeżywałam całą historię właściwie na nowo. Poza tym to naprawdę orzeźwiające oraz w pewien sposób nostalgiczne, kiedy widzi się na ekranie skrzeczącego Murlocka lub Wichrogród (Stormwind) i kiedy niemal podrywa się z miejsca z radosną myślą „hej! To wygląda identycznie jak w grze!”. Musicie wiedzieć, że Duncan Jones naprawdę się w tym wypadku postarał, bo nie zabrakło nawet takich szczegółów jak charakterystyczny… spławik wędki z World of Warcraft.

4

Zagorzałych graczy może zrazić fakt, że w wersji z napisami nazwa stolicy ludzi spolszczona została do Wichrogrodu, tak jak Elwynn Forest do Kniei Elwynna i podobnie stało się z kilkoma innymi znanymi nam lokacjami, chociaż tego typu zabiegi nie zszokują pewnie tych, którzy grali w Hearthstone’a. Należy jednak pamiętać, że film kierowany jest do wszystkich, nie tylko zagorzałych fanów lore Warcrafta. A poza tym, hej, te tłumaczenia wcale nie są takie złe!

Ludzie w orczej skórze

No dobra, było o sensownie stworzonych bohaterach, ale czym byłby film bez aktorów? Szczerze mówiąc, bardzo obawiałam się tego jak wypadną Durotan, Draka, Medivh, Lothar czy choćby Khadgar. Nie byłam przesadnie zachwycona widząc pierwsze trailery i plakaty. „Za wygląd” najbardziej oberwało się właśnie Khadgarowi, którego gra Ben Schnetzer, ale wszelkie moje wątpliwości co do tej postaci rozwiały się tuż po tym, jak młody Khadgar wypowiedział swoje pierwsze kwestie. O czym to świadczy? O tym, że powiedzenie „nie oceniaj książki po okładce” jest ponadczasowe. Pozytywnym zaskoczeniem jest również Ben Foster wcielający się w postać Medivha, chociaż jak na tak istotną postać momentami wydaje się potraktowany nieco po macoszemu.

5

Mimo wszystko w przypadku orków nie miałam tego problemu, poniekąd dlatego, że dużo zrobiło CGI, a poniekąd dlatego, że zdecydowanie więcej czasu oraz kwestii dostali w trailerach i dało się z nimi oswoić.

Wbrew krytykom i całemu światu

W kilku słowach – Warcraft: Początek to naprawdę dobra i przemyślana produkcja. Nie nastawiajcie się na psychologiczne katharsis, bo to nie ten rodzaj filmu. Jednak jeśli macie zamiar dobrze się bawić, poznać (lub w zasadzie odświeżyć) ciekawą historię, obejrzeć niezłą grę aktorską i popatrzeć na fajne efekty oraz efektowne walki, całym sercem mogę polecić wam ten film.

Ocena: 7/10

Plusy:
+ niezła gra aktorska
+ film zawiera elementy z gier, ale nie stara się na siłę ich imitować
+ świetne efekty specjalne
+ prosta, przemyślana i zdająca egzamin fabuła
+ dla graczy to momentami wspaniała nostalgiczna podróż

Minusy:
– akcja momentami nieco za szybko pędziła…
– …co uwypukla mocne „pocięcie” filmu

Autor: Deneve

No? I co teraz?
FOR THE HORDE! czy FOR THE ALLIANCE!

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Izabela „Deneve” Ryżek
Izabela „Deneve” Ryżek
Studiowałam archeologię, ale nasze drogi w końcu się rozeszły. Wannabe redaktor, pisarka po godzinach. Bloguję, gram, czytam, oglądam. Prawdopodobnie nie starczy mi życia na nadrobienie papierowo-ekranowych zaległości. Kocham fantastykę, kryminały, thrillery. Gdybym mogła być postacią z gry, byłabym Bulbasaurem.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki