SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja książki Szamański blues

1

Ta historia zaczęła się w styczniu bieżącego roku. Po zakończeniu liczącego sobie sześć tomów cyklu o Dorze Wilk, toruńskiej policjantce i wiedźmie, Aneta Jadowska wydała książkę rozpoczynająca kolejną serię. Szamański blues nie opowiada już jednak o przygodach krnąbrnej wiedźmy, która nie potrafi podporządkować się zasadom, a każdego wroga kopniakami uczy, że z nią się nie zaczyna, która staje w obronie przyjaciół kolekcjonowanych z zapałem spośród potężnych i wpływowych istot. Tym razem głównym bohaterem powieści jest ktoś poznany już w pierwszym tomie heksalogii, Witkacy – policyjny partner Dory. Dla tych, którzy czytali kolejne części przygód panny Wilk, nie jest wielką tajemnicą to, jak doszło do odkrycia, że jej przyjaciel z komisariatu również jest bytem magicznym – szamanem. Z kolei ci, którzy po raz pierwszy zdecydowali się na spotkanie z prozą Anety Jadowskiej i przygodę postanowili zacząć od Szamańskiego bluesa, nie tracą zbyt wiele z tego wątku. W telegraficznym skrócie – mający pociąg do wszelkich, mniej lub bardziej legalnych, używek policjant w końcu decyduje się na to, by wyznać swojej partnerce fakt, że widzi jej aurę i zmiany jakie w niej zaszły po pewnych zdarzeniach. To rozpoczyna bieg wydarzeń, który kończy się na tym, że Witkacy zostaje przyjęty do grona istot magicznych i odbywa szkolenie, mające nauczyć go kontrolowania umiejętności w sposób bardziej świadomy niż eksperymentowanie z narkotykami.

Z Piotrem Duszyńskim, bo takie właśnie dane znajdują się na dowodzie Witkaca, mamy jednak przyjemność już po jego wstępnym szkoleniu, które odkrywa przed nim tajniki bycia szamanem i odpowiedzialności, która na nim ciąży. Już z pierwszych stron dowiadujemy się, że odsyłanie duchów i upiorów nie jest niczym szczególnie przyjemnym, jest to jednak dola szamana, z którą należy się pogodzić i przyjąć z dobrodziejstwem inwentarza. To jednak nie jest największy problem Piotra – ten pojawi się w chwili, gdy do jego drzwi zapuka dawna miłość, która kilkanaście lat temu zniknęła z jego życia bez słowa, a teraz chce prosić go o pomoc. Na dworze padało, stojąca na progu kobieta była zaś przemokniętą zwiastunką bagna, w które wciągnięty zostanie główny bohater, niczym w kinie noir. W pobliskim szpitalu, na oddziale noworodków, doszło do kilku niewyjaśnionych zgonów, a wszystkie miały miejsce na dyżurach dawnej ukochanej szamana – Konstancji, która siłą rzeczy stała się osobą podejrzaną o zamieszanie w tej sprawie. Witkacy podejmuje jedyną słuszną decyzję i postanawia, że sprawę należy wyjaśnić.

W tym momencie pojawiamy się na płaszczyźnie literatury detektywistycznej, wodzącej nas za nos od śladu do śladu i ujawniającej kolejne tajemnice. Nie tylko te dotyczące sprawy, ale również te, które przed światem chowają główni bohaterowie. Czy dowiemy się dlaczego Konstancja dała o sobie znać po tylu latach? Dlaczego porzuciła Piotra bez słowa pożegnania? Co wyniknie ze spotkania kobiety z przeszłością i mężczyzny po przejściach? Odpowiedzi na te i wiele innych pytań rozrzucone są po całej książce, spajając ją w całość. Sama fabuła podzielona jest bowiem na dwie części: w pierwszej dowiadujemy się co takiego naprawdę działo się w szpitalu i kto stał za śmiercią noworodków, w drugiej zanurzamy się jednak w zupełnie innej sprawie, mającej źródło w dawnym konflikcie szamana z pewną zbzikowaną kobietą. Jak daleko może posunąć się ktoś zaślepiony nienawiścią i chęcią zemsty? Ile można poświęcić w imię osiągnięcia własnych celów? Osobiście odniosłam wrażenie, że każdy z tych wątków, gdyby go nieco bardziej rozbudować, nadałby się na osobną książkę. Muszę jednak przyznać, że połączenie tych dwóch części zdaje się być nieco toporne, a szwy widać bardziej niż autorka miała w zamiarze.

Warto też wspomnieć, że ta seria w żaden sposób nie odcina się od poprzedniej – akcja wciąż dzieje się w Toruniu i jego magicznym odpowiedniku, gdzie mieszkają ci, których genetyka obdarzyła nadnaturalnymi zdolnościami – Thornie. Pojawiają się również bohaterowie z poprzednich części – mamy więc uroczą nekromantkę Katię, gotową rozkopywać groby w butach na obcasach lub stylowych, pasujących do koloru płaszcza kaloszkach; pojawia się również Dora Wilk i jej anielsko-diabelski duet przyjaciół, ich rola jest jednak tylko epizodyczna i nie odbiera pierwszoplanowej roli Witkacemu, który sam postanawia radzić sobie z własnymi problemami. Niewątpliwym plusem jest to, że chociaż seria szamańska dzieje się po heksalogii przygód panny Wilk, to nie trzeba tej drugiej zaliczyć w poczet przeczytanych książek – wszystko, co czytelnik powinien wiedzieć, jest wyjaśnione w sposób wystarczający, by nie budzić wątpliwości. Oczywiście powtórzenia te mogą drażnić tych, którzy doskonale znają wykreowany piórem autorki świat, warto jednak pamiętać, że jeszcze się taki nie urodził, co by każdemu dogodził. Nadmienię również, że Szamański blues jeszcze nie przejawia tendencji do tego, by główny bohater z każdym kolejnym tomem miał dostawać nowe moce, czyniące go coraz bardziej wyjątkowym i potężniejszym. Do Witkaca bez dwóch zdań najbardziej pasuje opinia, że jest osobą zdolną, ale leniwą, dodatkowo przejawiającą niechęć do przejścia pełnej inicjacji na szamana, co znacznie obniża jego moce. Z zyskanego ducha opiekuńczego również jest więcej kłopotów niż pożytku, a początki tej relacji obiecują czytelnikowi przynajmniej kilka ciekawych scen i wątków humorystycznych.

Narracja, jak w poprzedniej serii, prowadzona jest z perspektywy głównego bohatera i to jego oczami oglądamy świat. Dzięki temu znamy jego podejście do pewnych wydarzeń i targające nim emocje. Z początku podchodziłam do tego rozwiązania nieufnie, wychodząc odrobinę z założenia, że postać męska wykreowana przez kobietę może być mało wiarygodna – udało się jednak tego uniknąć, na co wpływ mógł mieć charakter głównego bohatera. Nieco łatwiej stworzyć kobiecie melancholijnego policjanta ze skłonnościami do depresji, pociągiem do używek i tendencją do analizowania własnych uczuć, niż przerośniętego macho, emanującego swoją samczą potęgą. Całość książki układa się w całkiem lekką lekturę, którą czyta się szybko i przyjemnie, a sama seria zapowiada się nieco lepiej od poprzedniczki i istnieje nawet pewna szansa, że nie powtórzy jej błędów. A przynajmniej nie na taką skalę. Zdecydowanie lepiej rozkłada proporcje pomiędzy rozwiązywanymi intrygami a relacjami pomiędzy głównymi bohaterami, nie pozwalając na to, by któryś z tych aspektów przyćmił pozostały.

Ocena: 6/10

Plusy:
+ nie trzeba znać poprzedniej serii
+ przyzwoicie i przyjemnie napisana
+ humor i swobodna narracja
+ ilustracje autorstwa Magdaleny Babińskiej

Minusy:
– nieco toporne połączenie wątków

Autor: Idris

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Martyna „Idris” Halbiniak
Martyna „Idris” Halbiniak
Geek trzydziestego poziomu. Wyznawca Cthulhu i zasady, że sen jest świetnym substytutem kawy dla ludzi, którzy mają nadmiar wolnego czasu. Kiedyś zginie przywalona książkami, z których zbudowała swój Stos Wstydu™. W czasie wolnym od pochłaniania dzieł popkultury, pracuje i studiuje, dorabiając się już odznaki Wiecznego Studenta™. Znajduje się również w zacnym gronie organizatorów Festiwalu Fantastyki Pyrkon. Absolwentka psychokryminalistyki i studentka psychologii, nałogowo przetwarzająca kawę na literki.
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki