Nowa powieść Martyny Bundy to coś stanowczo z naszej bajki, jak Baudolino, Imię róży czy Bestia Peternelle van Arsdale. Łączy realistyczną powieść historyczną z metaforyczną, delikatną fantastyką i spekulacją. A została napisana pięknym, rytmicznym językiem przepływającym przez kilka wieków istnienia Kaszub i Kartuz – od końca XIV wieku po czasy współczesne.
Zaczęłam od kręgów na wodzie, bo fala, falowanie, ruchy Browna poruszające cząsteczki idei, krótko mówiąc spontaniczny i dość chaotyczny przepływ informacji to motyw przewodni Kota. Tak jak tytułowe szartrosy (koty kartuskie, czyli rasy chartreaux) snują się po psiemu za ludźmi, tak my przez wieki łazimy wokół mistycznych i naukowych pomysłów. Tylko w króciutkich momentach, gdy jedna epoka przechodzi w kolejną, wywracając wszystko do góry nogami, szkiełko i czucie spotykają się na moment. Jak koty wymieniają się genami. Te najbardziej osobliwe, recesywne, występują rzadko, ale prowadzą do rewolucyjnych odkryć. Cytując autorkę: „Niesamowite, że niespełna 400 lat po Heweliuszu człowiek się uczy budować rakiety, leci w kosmos i staje się średniowiecznym mistykiem. Wraca do świata, który Heweliusz zburzył”.
Tak w skrócie i zawoalowanej formie, za to bez spojlerów, mogę wam opowiedzieć o motywie przewodnim Kota niebieskiego. Jeśli chodzi o fabułę, składają się na nią losy mężczyzn i kobiet krążących wokół zakonu Kartuzów i rozrastającego się wokół niego miasta. To mistycy, robotnicy, mniszki, znachorki i działacze społeczni. Spotyka ich wciąż to samo: okrucieństwa i małe szczęścia pozwalające przeżyć i zrozumieć. Czasem sami uprawiają magię i czynią cuda. Zaczyna się od Jana z Różęcina, który przywędrował z daleka zakładać na Pomorzu zgromadzenie o bardzo surowej regule. No i od szartrosa, jaki za nim przyszedł na miękkich niebieskich łapkach. Kończy… być może wcale, ale w sensie technicznym na rodzinie twórcy herbu Kartuz, Aleksandra Majkowskiego. Obie postacie są historyczne, możecie o nich poczytać w Wikipedii.
Martyna Bunda zapytana, czy napisała powieść historyczną, odpowiada, że nie bardzo, ale dokładnie sprawdzała fakty i pisownię tytułów opisywanych przez nią ksiąg. Stąd, między innymi, moje skojarzenie z Imieniem róży. Idee spotykają się w ludziach i tekstach, zarażają innych przez listy czy plotki. I jak wiadomo, z wieloma tymi wirusami walczono, trucizną i ogniem. Lub mówieniem, tak po prostu, że są głupie i naiwne. Autorka bawi się myślą, co by było, gdyby szokujące pomysły filozofów nie zniknęły, tylko pozwoliły rozwijać naukę znacznie wcześniej – zupełnie jak Carl Sagan w Kosmosie.
Kot niebieski to wspaniale napisana proza. Można ją zamknąć w tych kilku wątkach, o których pisałam, ale tylko streszczając. Przeplatanie się historii, ludzi i idei, mieszanie fali z materią, zostało przez Bundę pokazane subtelnie, lekko, rytmicznie. To nie są metafory służące pokazaniu czegoś, tylko powolna opowieść, czasem skupiona na realistycznym szczególe, kiedy indziej oniryczna czy psychologiczna. Stopniowo układa się w naszej głowie w całość, jakbyśmy odkrywali sens zdarzeń samodzielnie. Warto się zanurzyć w wiekach przepływających przez jedyne miasto w Europie wciąż otoczone ze wszystkich stron lasami.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Kot niebieski
Data premiery: 2019
Autorka: Martyna Bunda
Typ: powieść
Gatunek: powieść historyczna, baśń, fantasy