SIEĆ NERDHEIM:

Recenzja komiksu WildStorm Volume 1

wild storm cover

Scenariusz Warrena Ellisa, rysunki Jona Davisa-Hunta… nie da się ukryć, że oczekiwania wobec takiego komiksu ma się wysokie. Do tego panowie zostali namówieni do współpracy przez Jima Lee. W myśl formuły DC Odrodzenie mieli wziąć sobie już istniejących bohaterów, motywy lub tylko zręby świata z projektów wykreowanych przez Lee i Brandona Choi’a i zrobić z nimi, co tylko chcą. Efekt? Na okładce jeszcze nic nie widać, ale w środku…

Cały „origin story” tej publikacji jest dość skomplikowany. Tytuł pierwotnie był nazwą jednego z imprintów Image. Wśród pierwowzorów można wymienić StormWatch, WildC.A.T.S. (to wyrażenie będzie często pojawiać się w kryzysowych sytuacjach Storm), może nawet pewną grę karcianą wyprodukowaną we współpracy z Marvelem… Szukanie pociągniętych dalej wątków i inspiracji to, samo w sobie, niezła zabawa i lekcja historii gatunku. Sporo nam też mówi o przepływie twórców pomiędzy „młodym” Image i gigantami rynku.

wild storm

Do WildStorm nie przyciągnęły mnie wcale nazwiska autorów (mało widoczne na okładce, więc nie o epatowanie nimi chodzi w projekcie) ani nawet wspomniana okładka. Ale kiedy przeczytałam kilka stron… Nie bardzo rozumiałam akcję, za to rysunki mnie kupiły. Ten projekt ma być minimalistyczny, chłodny, jak najbardziej odległy od estetyki swoich pierwowzorów z lat 90. Jego siłę widać w pełni w portretach postaci – kreska Davisa-Hunta jest realistyczna, pełna detali, w kolorach dominuje szarość. Rysownik mistrzowsko pokazuje też miejsca akcji – zwykle mocno industrialne, ale z lekką domieszką malarstwa holenderskiego. Nie żartuję i nie snobuję się – front brooklińskiego HQ grupy głównych bohaterów wygląda jak architektura Delft według Vermeera. Spora w tym zasługa kolorów i faktur (niewiele powierzchni w Wild Storm wygląda na gładkie). Dodajcie do tego delikatne, ale wyraźne przedstawianie stanów emocjonalnych postaci (a często ich zmiany z kadru na kadr), okazjonalną rozkładówkę stacji kosmicznej… Jest co podziwiać.

Wracając do akcji. Na samym początku będzie ciężko – historia zaczyna się wewnątrz skomplikowanego alternatywnego świata rządzonego przez kilka korporacji, które szukają luk w prawach fizyki, bo żadnymi innymi się już nie przejmują. Dostajemy subtelne sugestie, że na Ziemi pojawiają się Obcy, a każde zanieczyszczenie biologiczne jest bezwzględnie tępione. Główną bohaterką całości jest inżynier Angela Spica, szeregowa pracownica jednej ze sterujących światem firm, która bardzo potrzebuje środków na rozwijanie swojego najnowszego projektu, niebezpiecznie zaburzającego jej balans pomiędzy pracą i życiem. Z drugiej strony… Może wcale nie jest ona kluczową postacią, tylko wątkiem pozwalającym nam poznać dyrektorów walczących o (wszech)światowy monopol. Na koniec tomu wiemy tyle, co Angela – politycznie jesteśmy w czasach wielkiej biznesowej kolonizacji, gdy jej liderzy podzielili się już wszystkimi dostępnymi zasobami, a przynajmniej są o tym głęboko przekonani. Nad żadnym imperium nie zachodzi słońce, ale w głębokich cieniach czają się inni ambitni gracze. Będą strzelanki, intrygi, opowieści o przełomowych badaniach i sporo refleksji.

wild storm

Kiedy poczyta się trochę o przemyśle pertochemicznym albo wielkich amerykańskich korporacjach, a nawet walce DC z Marvelem, zaczyna się dostrzegać inspiracje… Oglądanie Utopii, czytanie WildStorm czy innych prac Ellisa (chociażby Trees) może się skończyć ostrym atakiem paranoi i manii prześladowczej lub syndromem prepersa. Więc uważajcie. Możecie się zawsze zdystansować od treści i z otwartą buzią wgapiać w rysunki. Choreografia jest wspaniała, industrialne krajobrazy zapierają dech w piersi, a stacja kosmiczna… jest nieziemska. Prześledźcie zmarszczki na twarzach bohaterów i ich nieśmiałe uśmiechy – w ich świecie zaufanie, a nawet spuszczenie z tonu wymagają sporo wysiłku i treningu. No i bądźcie gotowi na naprawdę oszałamiające supermoce. Ostatecznie nie jesteśmy sami… A gdybyście jednak chcieli się poprzejmować, będziecie mieli czym.

wild storm

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Wild Storm Volume 1
Wydawnictwo: DC
Autor: Warren Ellis, Jon Davis-Hunt
Typ: komiks
Gatunek: superhero, dystopia, sci-fi
Data premiery: 31 pażdziernika 2017

8/10

Podsumowanie

Plusy:
– realistyczne, drobiazgowe rysunki
– genialne kolory, pełne szarości i przygaszone
– wiarygodna, trochę przerażająca historia
– poważne podejście do superhero

Minusy:
– podobno uwięziono Ellisa, żeby zmusić go do pracy nad Wild Storm

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Mól książkowy, wielbicielka wilków i wilczurów. Interesuje się europejskim komiksem i mangą. Jej ulubione pozycje to na przykład Ghost in the Shell Masamune Shirow, Watchmen (Strażnicy) Alana Moora czy Fun Home Alison Bechdel, jest też fanem Inio Asano. Poza komiksami poleca wszystkim Depeche Mode Serhija Żadana z jego absurdalnymi dialogami i garowaniem nad koniakiem. Czasem chodzi do kina na smutne filmy, kiedy indziej spod koca ogląda Star Treka (w tym ma ogromne zaległości). Pisze także dla Arytmii (arytmia.eu).
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki