W lesie Lomiga to adaptacja debiutanckiej powieści Jean Hegland, Into the Forest wydanej w 1996 roku. Została przetłumaczona na francuski po dwudziestu latach od amerykańskiej premiery — być może w reakcji na ekranizację (u nas pod tytułem Głusza) z Elliotem Page’em i Evan Rachel Wood. Lomigowi książkę podrzucił redaktor, wiedząc, że jej tematyka współbrzmi z zainteresowaniami komiksiarza, a w efekcie po dwóch latach Sarbacane mogło wydać swoją wersję historii dwóch sióstr ukrywających się w lesie przed upadkiem infrastruktury, a zatem i cywilizacji.
Rysownik konsultował się z Hegland podczas pracy nad komiksem, dzięki czemu oboje uznają tę adaptację za jednocześnie autorską i wierną oryginałowi. Pisarka stwierdziła wręcz, że ostateczny kształt komiksu zaparł jej dech w piersi (o czym przeczytacie w wywiadzie z Lomigiem). Nie czytałam powieści, nie powiem wam, jak różni się od pierwowzoru. Na pewno dokonano pewnych skrótów. Lomig zrezygnował z wątków, które nie miały bezpośredniego przełożenia na relację między siostrami, nawarstwiające się między nimi napięcie i konkluzję ich historii. Mimo to postacie są wyraziste, w większości rozumiemy też ich motywacje…
A jednak już dawno nic mnie tak nie rozczarowało jak W lesie. Nie zrozumcie mnie źle, to przepiękny komiks, subtelna kreska i szarości Lomiga dały życie wielkim lasom Kalifornii, w pejzażu dostrzeżecie też, jak zmienia się spojrzenie głównych bohaterek na otaczającą je głuszę. Być może tym, co mnie zawiodło, jest warstwa „powieściowa” właśnie — fabuła nieprzesadnie odbiegająca od przeciętnego postapo.
Eva i Nell trafiają do leśnej chatki jeszcze przed wielkim blackoutem. Początkowo mieszkają tam z rodzicami, a życie toczy się nieco wakacyjnym rytmem, tylko prąd pojawia się coraz rzadziej. Rodzina wciąż zaopatrza się w podstawowe produkty w supermarkecie i wygląda na to, że problemy są przejściowe… Aż oczywiście okazuje się, że nie są. Żadne z tej czwórki nie aspiruje do bycia prepersem, nikt nie przygotował sióstr na to, co robić, gdy zabraknie sklepów i rodziców. A zgodnie z regułami postapo wszystko i wszyscy znikają bez powrotu. Zamiast sąsiadów i rodziny pojawia się coraz więcej mężczyzn z bronią. Gdy widzicie pierwszego z nich, wiecie, czego spodziewać się dalej. Poza przemocą, w tym seksualną, pojawia się też wątek relacji kazirodczej… której przypisywana jest wartość terapeutyczna. Przyznaję bez bicia, że gdzieś tu moje rozczarowanie osiągnęło szczyt i dalej czytałam już tylko z recenzenckiego obowiązku.
Jeśli naprawdę interesuje was tematyka postapokaliptyczna, do tego w kobiecym ujęciu, sięgnijcie po Ścianę Marlen Haushofer lub cykl Droga donikąd Meg Elison. Jedna jest dużo starsza od powieści Hegland, druga młodsza, obie bardziej oryginalne i pozbawione naiwności, w którą czasem W lesie się osuwa, zwłaszcza w wielkim finale. Oczywiście w tych powieściach nie zobaczycie pięknych lasów naszkicowanych lekką szarą kreską Lomiga. Może wobec tego warto poczekać na polskie lub angielskie wydanie Au cœur des solitudes (W sercu samotności, tłum. moje), jego autorskiej biografii Johna Muira, uznawanego za pierwszego ekologa ojca Parku Narodowego Yosemite. A jeśli czytacie po francusku — komiks jest dostępny, a więcej możecie dowiedzieć się z rozmowy z autorem.