SIEĆ NERDHEIM:

Ugory i padlina. Recenzja komiksu The Goon tom 3

KorektaLilavati
Ilustracja na obwolutce, a pod obwolutką biel.

Hermetyczna się robi ta ezoteryka ulicy Samotnej, a w jej zamkniętych ramach historia samego Goona zaczyna się wyraźnie stabilizować konstrukcyjnie. Po dwóch tomach o lekko antologicznym charakterze dźganie maszkaronów po oczach i kroczach zaczyna służyć popychaniu do przodu głównej osi fabularnej. Najpierw było trochę zabawnie, potem uderzyła nas porcja patosu zaskakująco dopasowanego do klimatu opowieści, więc rozsądne stonowanie w najnowszym albumie jest zrozumiałym krokiem. O ile w ogóle można mówić o jakimkolwiek stonowaniu w przypadku kontrowersyjnego dzieła Erica Powella.

Tym razem czeka nas mniej retrospekcji, bo śmierdząca trupią zgnilizną przeszłość (jak i ta pachnąca znacznie ładniej) pojawia się niespodziewanie na progu Zbira i ferajny. Największe widmo jego burzliwego życia powstaje z grobu, tak jakby, po czym zaczyna sypać solą w rany mieszkańców ulicy Samotnej, która też zresztą nie przestaje przyciągać nieszczęść wszelkiego rodzaju. Także ten zepsuty, rybi magnetyzm malowniczej okolicy zostaje nam wyjaśniony, a markotny protagonista w obliczu przytłaczającej prawdy musi sobie odpowiedzieć na kilka bardzo ważnych pytań. Spokojnie, ordynarny humor i nieuzasadniona przemoc też są, tylko jakoś tej uzasadnionej robi się coraz więcej.

Tradycyjnie, bagno.

Trzeci tom teoretycznie nie przygniata już tak mocno dramatycznym defetyzmem wpisanym w los Goona. Pewnie to dlatego, że trochę się już do tego klimatu mogliśmy przyzwyczaić, ale główną przyczyną jest scentralizowanie fabuły. Wszystko dzieje się tu i teraz, a melancholię zastępuje gniew, rozpacz i brutalne sposoby na uzewnętrznienia irytacji. Jak to często bywa w późniejszych etapach różnych historii, na łby bohaterów spada masa krytyczna starannie nazbieranych przeciwników. Władza nad okolicą wymaga coraz większych poświęceń, a ofiarą starć padają bliscy. Żółć złowrogiego powietrza Samotnej staje się namacalna i wyciąga z wszystkich najgorsze cechy, budząc wątpliwości i popychając do zdrady.

Na szczęście rubaszny, bezpretensjonalny humor Powella wciąż usilnie równoważy ten zielonkawy mrok. Franky dalej sypie niewybrednymi żartami, w przerwach od okaleczania zdeformowanych biedaków, a jedną z ofiar potrzebującego ujścia gniewu staje się oszalały muskularny transwestyta. Nie powiedziałbym, że ogólna atmosfera usprawiedliwia takie rynsztokowe zagrywki, ale komiksowi nie można odmówić kuriozalnej spójności. Zdaje się, że pomiędzy spleśniałymi deskami lekko lovecraftowskiego settingu nie ma miejsca na inny humor. Zresztą los zdaje się nieustannie sam wymierzać bohaterom kary za wszelkie występki. Ostatecznie trudno im nie współczuć, bo martyrologiczna głębia coraz częściej przebija się przez zimną fasadę ich zawadiackich mord.

Tradycyjnie, jazda bez trzymanki.

Jakby w tym całym bagnie emocjonalnym brakowało wam uśmiechu, to jest jeszcze porcja zdecydowanie luźniejszych, gościnnych występów. Tu się przypadkiem bramy do piekła otworzą, tam jedynemu prawilnemu umarlakowi w mieście ktoś ukradnie ptaka – norma na dzielni. Wizualna różnorodność, w której najlepiej wypadł psychodeliczny segment Rebeki Sugar i Frane’a Boukasa, nie zmienia faktu, że wyraźnie nikt tak nie czuje tej perwersyjnej równowagi klimatu w Goonie tak dobrze, jak Powell. Goście dwoją się i troją, ale z ich usilnie podkręcanego śmieszkowania wychodzi najczęściej lekka żenada. Miły dodatek, choć w porównaniu z wszystkim, co dostaliśmy do tej pory (w poprzednich tomach też), wypada najsłabiej.

Graficzne akrobacje również temu komiksowi nie służą, niezmiennie najlepiej działają ilustracje wykonane przez samego autora. W sumie to coraz mniej tego mistrzostwa widzę w kresce Powella, ale z pewnością nikt lepiej nie rozumie wizualnych potrzeb scenariusza. Ciągle balansuje między kpiarską, dziecinną kreskówkowością i klasycznym, makabrycznym horrorem zatopionym w brudnych, przytłumionych barwach. Rysowany przez niego świat cechuje absurdalny kontrast, umożliwiający prowadzenie zarówno smutnych introspekcji, jak i jajcarskich zabaw w masakrowanie karłowatych potworząt. Nie do końca zachwyca mnie kompozycja poszczególnych scen i flow akcji między kadrami, ale tak idealne dopasowanie formy do treści mało komu się udaje.

Tradycyjnie, potwory, porwania i wymuszenia.

Dziękujmy jednak niebiosom, że ktoś tę parchatą historię u nas wydaje. Narzekam sobie, bo to już trzeci tom i trudno nie zauważyć pewnych zgrzytów, ale wciąż polecam bez zastanowienia. Eric Powell jakimś cudem stworzył dzieciątko równie paskudne, co urokliwe. Bekającego maszkarona, który intensywne łzawienie powoduje tak samo toksycznymi gazami, jak i ckliwymi opowieściami o smutnym dzieciństwie. Stałe rozdarcie między niechęcią i sympatią dezorientuje i wzbudza przynajmniej zaciekawienie na tyle mocne, by z niecierpliwością czekać na kolejny segment eposu o dobrodusznym osiłku, jego kochliwym przyjacielu i wielkiej ilości flaków, które muszą codziennie zapychać kanalizację ich meliny.

Dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostepnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: The Goon tom 3
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Scenariusz: Eric Powell
Rysunki: Eric Powell
Tłumaczenie: Paulina Braiter
Typ: komiks
Gatunek: horror/komedia
Data premiery: 29.11.2019
Liczba stron: 416

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> + równowaga w klimacie<br /> + spójna warstwa wizualna<br /> + angażująca fabuła<br /> + przystępność rubasznego humoru</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – słabe gościnne występy</p>Ugory i padlina. Recenzja komiksu The Goon tom 3
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki