SIEĆ NERDHEIM:

Czarna polewka dla Batmana. Recenzja komiksu The Black Sinister

KorektaDeneve

tbscover

Jeśli jako wyróżnik pokoleniowy przyjąć postać antybohatera, to deklaruję powinowactwo nie z brylującym obecnie na fanowskich salonach Deadpoolem, a z Lobo. O tak! Nieodparty urok arystokratycznej karnacji, stanowiącej niedościgły wzór dla bladości pielęgnowanej w spowitych półmrokiem wnętrzach wiktoriańskich rezydencji, której diabolicznego charakteru przydaje czarna oprawa oczu i ust, będąca marzeniem corpsepaintowych maniaków. Ach! Czarny charakter, czarny humor, cóż – w końcu to Czarnian. Lobo – stopień najwyższy przymiotnika „czarny”. Gdzieś w tym trybie gradacji próbuje przeforsować swą koncepcję czerni główny (anty)bohater komiksu Troya Nixeya i Kaarego Andrewsa The Black (sic!) Sinister.

Coal City huczy od niezadowolenia. Jego przyczyną jest zachowanie Emersona Blacka, dziedzica rodzinnej fortuny, która miała istotny wkład w obecny kształt metropolii, jej gospodarczy rozwój i nieunikniony w takich wypadkach ferment w klasie pracującej. Wzmaga go osobliwe poczucie sprawiedliwości i ładu społecznego Blacka, pozwalające mu na dużą swobodę w interpretowaniu pojęcia wykroczenia i reagowanie w zgodzie z niepisanym kodeksem samozwańczego obrońcy miasta. Gdy dyplomatyczny potencjał władz osiąga poziom Mirmiłowej histerii, zjawia się cwany konus, Big Red, jako rozwiązanie proponując użycie machiny opatrzonej handlową nazwą „Maniak”.

Podjęcie decyzji przyspiesza kolejna interwencja Blacka, w wyniku której ginie chłopiec, będący zakładnikiem ojca domagającego się w akcie rodzinnej desperacji widzenia z burmistrzem. Emerson, rozjuszony rękoczynami chcącego go zlinczować tłumu, przedziera się pod ratusz, gdzie po serii „powów”, „slamów” i „whamów” powstrzymuje go wreszcie „Maniak”. Na zamaskowane oblicze naszego antybohatera opada czarna zasłona śmierci, co wszak nie wyczerpuje niszczycielskich ambicji rozszalałej machiny, która swą destrukcyjną wydajnością szybko przerasta dotychczasowe osiągnięcia miejscowego antyherosa.

tbs1

Przyszłość Coal City jawi się w coraz czarniejszych barwach. I choć Emerson Black nie wykazuje się wspólną dla Lobo i Deadpoola nieśmiertelnością, to pamiętajmy, że szacowny archetypiczny motyw zstąpienia do pośmiertnej krainy ma w wypadku każdego bohatera (bez względu na przedrostek) doniosłe konsekwencje. Z kim, lub z czym, zmierzy się tam The Black Sinister?

Komiks jest, zgodnie z umieszczonym w materiałach dodatkowych wyznaniem autorów, wariacją na temat „what if Batman was a real a-hole?”. Faktycznie, poza ewidentnymi przykładami parodystycznej analogii (piętno rodzinnej tragedii, postać wiernego lokaja, symbiotyczny związek z miastem, brak supermocy i technologiczne zaplecze, dostępne dzięki odziedziczonemu majątkowi), znajdziemy tu kilka „wariackich” manewrów, które z Emersona Blacka czynią rasowego socjopatę i monomana, gdy chodzi o stosunek do „ojcowizny”. Podkreślają to pompatyczne w wymowie, czerpiące z Millerowskiej narracji, wewnętrzne monologi, w których powracają kaznodziejską retoryką zestawione ciemność i światło, ogień i śnieg; wszystko w zgodzie z symboliczną wieloznacznością patronującego miastu surowca. Tożsamość, jaką Bruce Wayne odkrywa (i którą ukrywa) w wyniku działań mających chronić uświęcone pracą ojca miasto, w Emersonie znajduje odpowiednie wykrzywienie, relacje rodzinne stawiając pośród kompleksów (z edypowym włącznie) i braku akceptacji. I tutaj fabuła traci dla mnie parodystyczny charakter, wkraczając z powagą godną wyższej sprawy na wydeptane pole superbohaterskiej psychomachii, gdzie poszukuje się odpowiedzi na pytanie o istotę bohaterstwa i poddaje (w domowych warunkach) kręgosłup moralny gimnastyce korekcyjnej. Nie wiem, na ile autorzy traktują serio ten ważny w kontekście całej akcji temat, a na ile mój odbiór przydaje mu niepotrzebne (bez)sensy, ale nie poczułem się przekonany o jego tak wyrażonej zasadności.

tbs2

Za to od pierwszego wejrzenia do The Black Sinister przekonała mnie warstwa graficzna. Troy Nixey operuje cienką, ale gęsto kładzioną kreską, uzyskując ten charakterystyczny, „rycinowy”, wydrapany efekt, idealnie pasujący do karykaturalnych postaci i wiktoriańskiej, steampunkowej estetyki, jaką odznaczają się często goszczące w kadrach budynki i machiny. Osobny rozdział stanowi „pośmiertny” epizod Blacka, rozgrywający się pośród wywierających pożądane wrażenie infernalno industrialnych krajobrazów. Parodystyczną względem Batmana wymowę akcentuje kapitalna kolorystyka, za którą odpowiedzialny jest Dave McCaig – właściwym przygodom nietoperza szarościom przeciwstawiają się brązy, żółcie i oranże, wszystkie przygaszone przemysłowym oddechem węglowego odpowiednika Gotham. Fanom gacka rysunki skojarzą się zapewne z Batmanem w wykonaniu Paula Pope’a, ale niezależnie od dalszych konotacji z wzorcową wobec całej idei komiksu postacią trzeba powiedzieć, że to właśnie wkład Nixeya podnosi ogólne wrażenie na temat The Black Sinister.

tbs3

Po pierwszej lekturze komiksu czułem rozczarowanie treścią i objętością (48 stron, pierwotnie drukowanych w ośmiostronicowych częściach na łamach Dark Horse Presents; wydanie zbiorcze zachowuje podział na 6 rozdziałów), nieuniknioną skrótowością fabuły, kumulacją wątków, w których nie ma czasu na penetrację tła, zbyt niskim stężeniem absurdu i wreszcie owym rozwinięciem dygresji na temat „natury mocy”. Po drugiej doceniłem detale parodystycznego planu, łącznie z kwestią parafrazującą motto herosa z konkurencyjnej stajni „…and with great responsibility must come great power” czy faktem, że ważny dla całej akcji, ginący we wspomnianych wydarzeniach chłopiec, ma na imię Tim i rozgrzeszyłem poniekąd The Black Sinister z owej skrótowości, bo przecież jako parodia tło ma już z definicji naddane, a z tym rozprawia się dojrzale. Nade wszystko zaś nasyciłem się graficzną realizacją w sposób właściwy obrazkowym łasuchom, czyli z poczuciem apetytu na dokładkę. I to łakomstwo każe mi wpisać Emersona Blacka w jego cudacznym futrze przynajmniej na rezerwową listę najlepszych antybohaterskich kreacji. Lista to wprawdzie nie najczarniejsza, ale z pewnością czarna.

Szczegóły:

Tytuł: The Black Sinister
Wydawnictwo: Dark Horse Books
Typ: komiks
Gatunek: komiks amerykański
Data premiery: 07.2017 r.
Scenariusz: Kaare Andrews
Rysunki: Troy Nixey
Liczba stron: 72

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Łukasz "Justin" Łęcki
Łukasz "Justin" Łęcki
Dzieciństwo spędziłem przy komiksach TM-Semic, konsoli Pegasus i arcade’owych bijatykach. Od kilkudziesięciu lat sukcesywnie podnoszę stopień czytelniczego wtajemniczenia, nie obierając przy tym szczególnej specjalizacji. Fascynują mnie mity, folklor, omen, symbole – wszystko, co tworzy panoptyczny rdzeń ludzkiej wyobraźni. Estetycznie i duchowo czuję się związany z modernizmem, ale dzięki dzieciom i znajomym udaje mi się utrzymywać niezbędny poziom cywilizacyjnej ogłady. Nałogowo wizytuję antykwariaty książkowe i sklepowe działy słodyczy. Piszę też dla wortalu i czasopisma Ryms.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> +świetna warstwa graficzna i kompozycja albumu<br /> +udana, czytelna parodia Batmana<br /> +intrygujący w swej niepoczytalności bohater<br /> +spory blok dodatków (szkicownik, autorski komentarz)</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> -skrótowość fabuły<br /> -zbyt patetyczny wydźwięk finału<br /> -zasygnalizowane tylko (póki co) wątki z życiorysu bohatera<br /> -niewielka objętość w stosunku do prezentacji tematu</p>Czarna polewka dla Batmana. Recenzja komiksu The Black Sinister
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki