SIEĆ NERDHEIM:

Jezioro marzeń i strachów. Recenzja komiksu Skok

KorektaJustin
Okładka polskiego i oryginalnego wydania

Skok jest niewątpliwie komiksem dla młodszego czytelnika, może nawet dla takiego, który sam już dużo rozumie, ale chętnie czyta w towarzystwie dorosłego. Z kolei starzy wyjadacze też będą mieli z nim sporo radości, bo zabiera odbiorcę w szalony „trip” przez światy, palety barw, a nawet historię sztuki.

Ten komiks zaintrygował mnie językiem. Zanim jeszcze trafił w moje ręce, a właściwie zanim się ukazał w Polsce, wiadomo było, że Molly Mendoza i Hubert Brychczyński (który tłumaczył też Maję Kobabe) pobawią się rodzajem gramatycznym. O ile w Gender queer sięganie po neutralne zaimki wynika z biografii i identyfikacji autoru, o tyle w Skoku sprawa jest dużo bardziej… artystyczna. I muszę powiedzieć, że daje to świetny efekt, bo ten język nie jest tu motywowany niczym innym, jak elastycznością; tym, że to po prostu możliwe. Wynika z wolności korzystania z dostępnych nam, ludziom, środków wyrazu. A powiew swobody zawsze pozwala na czystą zabawę i refleksję. I tym w zasadzie wydaje mi się cała ta książka — płynnym tańcem przez możliwości, skojarzenia, barwy i emocje, czasem bardzo silne.

Nad jeziorem królują kolory ziemi

Wyrostek i Bzz mieszkają nad jeziorem. Nie ma tam nikogo oprócz nich, świat wydaje się bardzo pusty, cichy i spokojny. Są obrońcami akwenu, czy wyrzutkami? Ocaleńcami po apokalipsie? Czasem nasłuchują radia, dzięki któremu zdarza im się wyłapać z eteru głosy innych ludzi. Pewnego dnia sprzęt przynosi wołanie o pomoc, Bzz wyrusza więc zobaczyć, co da radę zrobić. A Wyrostek zostaje sam z jeziorem i magicznym medalionem opiekuna…

Równolegle, w jakimś innym wymiarze, niewielka społeczność istot przypominających gadające, bardzo radosne grzybki lub wyjątkowo futrzaste hatifnaty szykuje przyjęcie. Pracują grupkami, sprzątają i tworzą dekoracje, jak przyzwoite krasnoludki myją owoce zwieszające się z drzew, żeby błyszczały w świetle kolorowych lampek. I tylko jedno z nich nie potrafi wejść we wspólny rytm, leni się lub psuje innym koncepcję. To właśnie ono – Kleks – natknie się na Wyrostka znikającego w szparze między światami i ruszy z nim w szaloną podróż.

Kleks i Wyrostek przeżyją razem niejedną przygodę, trafią do rozmaitych stylów malarskich i sporo się nagadają z mieszkańcami kolejnych płócien czy też wymiarów. Ze sobą oczywiście też, dojdzie nawet do kłótni, bo zderzają się tu dwa charaktery — swobodny i otwarty na nowości z odpowiedzialnym, który w całym tym barwnym biegu pragnie znaleźć przede wszystkim drogę do domu.

Kubizm i nie tylko

Skok jest przepiękny. Pierwszy moment głębokiego zachwytu zafundowało mi jajko. Mendoza narysowała je tak, że od razu czuje się radość Wyrostka z jedzenia ulubionego śniadania. A przy tym to małe słoneczko, symbol życia, niesamowicie atrakcyjny wizualnie element. A potem przyszła sekwencja rąk, kiedy Bzz podaje dzieciakowi swój wisior (znowu koło!). Wtedy się chyba zakochałam. Jeśli wracam do Skoku, to właśnie by odwiedzać strony z dłońmi, ludzkimi i tymi ze światów odwiedzanych przez bohaterów.

Zastanawiam się, w jakiej grupie wiekowej ten komiks znajdzie w Polsce odbiorców. Wizualnie i w warstwie gramatycznej to coś w zasadzie dla dorosłych, którzy będą chcieli potropić skojarzenia z większym i mniejszym malarstwem i zabawę kolorem uprawianą przez Mendozę z ogromnym talentem. Z kolei fabularnie jest na tyle prosty i niesie na tyle podstawowe przesłanie, że spokojnie zrozumieją go młodsze dzieci, o ile nie odpadną z powodu sporej objętości tej historii, a w zasadzie dwóch. Szalona podróż Wyrostka i Kleksa to opowieść mocno nastawiona na młodego odbiorcę, w sposób typowy dla bajek tłumaczy problem zderzenia temperamentów. Wątek Wyrostka i Bzz jest już dojrzalszy, to postapo rozwijające swój potencjał pod sam koniec komiksu.

Bajka i surrealizm, zabawa słowem pozwalające na refleksję nad ograniczeniami języka, schematami, jakie nam narzuca. Prosta fabuła o przyjaźni i smutna opowieść postapo. Skok łączy w sobie pozornie nieprzystające do siebie elementy, mistrzowsko wizualnie, fabularnie zaś w sposób, który dorosłemu odbiorcy może wydać się czasem naiwny. Znakomicie sprawdza się jako podręcznik do ćwiczeń z patrzenia na obraz i myślenia o bohaterach, jednak to już jest coś, co musicie sami zbudować, podpierając się dziełem Molly Mendozy i Huberta Brychczyńskiego.

Kleks na łące kolorów
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Skok
Wydawnictwo: Centrala
Scenariusz i rysunki: Molly Mendoza
Tłumaczenie: Hubert Brychczyński
Typ: komiks
Gatunek: autobiograficzny
Data premiery: listopad 2020

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Agnieszka „Fushikoma” Czoska
Mól książkowy, wielbicielka wilków i wilczurów. Interesuje się europejskim komiksem i mangą. Jej ulubione pozycje to na przykład Ghost in the Shell Masamune Shirow, Watchmen (Strażnicy) Alana Moora czy Fun Home Alison Bechdel, jest też fanem Inio Asano. Poza komiksami poleca wszystkim Depeche Mode Serhija Żadana z jego absurdalnymi dialogami i garowaniem nad koniakiem. Czasem chodzi do kina na smutne filmy, kiedy indziej spod koca ogląda Star Treka (w tym ma ogromne zaległości). Pisze także dla Arytmii (arytmia.eu).
Skok jest niewątpliwie komiksem dla młodszego czytelnika, może nawet dla takiego, który sam już dużo rozumie, ale chętnie czyta w towarzystwie dorosłego. Z kolei starzy wyjadacze też będą mieli z nim sporo radości, bo zabiera odbiorcę w szalony „trip” przez światy, palety barw, a...Jezioro marzeń i strachów. Recenzja komiksu Skok
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki