SIEĆ NERDHEIM:

Marvel zmiótł mnie z planszy. Recenzja filmu Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni

KorektaYaiez
Shang-Chi - plakat promocyjny ©Marvel Entertainment
Shang-Chi – plakat promocyjny ©Marvel Entertainment

Zazwyczaj to ja wypowiadam znienawidzony przez ludzi zwrot „a nie mówiłem?”. Tym razem bardzo się myliłem myśląc, że ten film będzie słaby, nudny i niepotrzebny. Shang-Chi okazał się ciekawym, wciągającym i pięknym widowiskiem, do którego na pewno jeszcze wrócę. Niestety ostały się w nim elementy typowego Marvelka, można je jednak w pełni wybaczyć za sprawą realizacji. Kompletnie się nie spodziewałem, że mój ranking top 3 MCU zmieni się po tym seansie – do Eternals podchodziłem dotąd z lekką obojętnością, ale po tym, co dzisiaj zobaczyłem, czekam bardzo mocno. Oby tylko słabe zwiastuny nie były jedyną cechą wspólną obu produkcji.

Shang-Chi - grafika promocyjna ©Marvel Entertainment
Shang-Chi – grafika promocyjna ©Marvel Entertainment

Film rozpoczyna się od ekspozycji dotyczącej głównego bohatera oraz jego ojca. W bardzo efektowny (i w zasadzie również efektywny) sposób wyjaśniona zostaje historia, która stanowi fundament akcji. Naszego protagonistę poznajemy w Ameryce i nie jest to typowy archetyp prezentowany zwykle w Marvelu. Odważnie stwierdzę, że wraz z T’Challą to najciekawsze postacie z pierwszego planu. Specjalnie użyłem tego zwrotu, bo tak jak Yelena w Black Widow, tak Katy kradnie tu cały spotlight swoim wyrazistym charakterem. W odróżnieniu od tej pierwszej, nie gra ona na niekorzyść głównego bohatera, a jest bardziej jego dopełnieniem. Niby Awkwafina zagrała rolę, w jakiej zwykle ją widzimy, czyli lekkiego comic reliefa, ale tym razem scenarzyści bardzo się postarali nadać jej charakter i wątek związany z rozwojem w kontekście zdarzeń. Dzięki temu otrzymaliśmy postać zabawną, ale nie bezcelową, jak Luis z Ant-Mana. Akcja rozkręca się bardzo dynamicznie – mimo że film trwa ponad dwie godziny, kompletnie tego nie czuć. Oczywiście sceny pojedynków to nie wszystko. Te momenty, gdy bohaterowie mogą usiąść, porozmawiać ze sobą, wyjaśnić pewne sprawy, są fenomenalne. Każda z nich wbija w fotel i pobudza oczekiwanie na to, co się zaraz stanie. Wbrew pozorom i moim obawom Shang-Chi to bardzo kameralna historia, skupiająca się głównie na rodzinie, relacjach, emocjach, traumach, a nie podbojach dla siły i władzy. Niestety jest tutaj też typowo superbohaterskie rozwiązanie, sprowadzające czwarty akt do wielkiej bitwy. Nie chcę zdradzać spoilerów, więc powiem dla tych, co już oglądali – referuje tu do głodomora z finału. Całości cudownego szaleństwa dopełniają sceny po napisach. Chciałbym jeszcze pochwalić scenarzystów za wątek (być może) romansowy, bo po tym co zobaczyliśmy, nie da się go jednoznacznie potwierdzić. Ja będę obstawiał przy tezie, że ostatecznie do niego doszło i należy docenić twórców za powstrzymanie się od nędznych, pompatycznych scen. Jedynym, za co mogę ich minimalnie zrugać, jest zbyt słabe zarysowanie charakteru samego Shanga-Chi.

Shang-Chi - grafika promocyjna ©Marvel Entertainment
Shang-Chi – grafika promocyjna ©Marvel Entertainment

Wszystkie aspekty realizacyjne stoją na najwyższym poziomie. Zacznijmy od scen walki – osoba odpowiedzialna za choreografię powinna dostać podwyżkę. Ciosy są kreatywne, nawiązują bardzo stylem do klasycznego kina Kung-Fu, dodając przy tym nutę nowoczesności, czyli typową superbohaterską akrobatykę i elementy fantastyczne. Mógłbym się przyczepić tylko do romantyzowania podczas pewnego pojedynku, ale to już lekkie szukanie wad na siłę. Efekty specjalne wgniatały w fotel – było ich mnóstwo, a każdy z nich był dopracowany, staranny i co najważniejsze – wyraźny. W pewnych momentach działo się mnóstwo rzeczy jednocześnie, a za wszystkim dało się spokojnie nadążyć. W zapowiedzi widać tylko dwie kreatury nie z tego świata, ale w samym filmie jest ich mnóstwo i obserwowanie ich to czysta przyjemność. Na koniec chciałbym zwrócić uwagę na muzykę. Zarówno ścieżka stworzona przez Joela P. Westa, jak i utwory znajdujące się na albumie produkowanym przez 88rising są niesamowite. Piosenek (głównie rapowych) słucha się wyśmienicie nawet po seansie, natomiast melodie tła to czysty majstersztyk. Niektórzy mogą się doczepić, że brakuje w nich lekko azjatyckiego klimatu, ale ja tak nie uważam. Moim zdaniem jest go wystarczająco dużo i zajmuje równorzędne miejsce wraz z epickimi tonami i motywami fantasy.

Shang-Chi - grafika promocyjna ©Marvel Entertainment
Shang-Chi – grafika promocyjna ©Marvel Entertainment

Shang-Chi jest jednym z najlepszych filmów MCU. To odważna teza, ale kompletnie nie boję się jej rzucić. Nie miałem żadnych oczekiwań wobec tego filmu, a wręcz byłem nastawiony pesymistycznie, a zostałem kompletnie zaskoczony. Zwarta i ciekawa fabuła, fenomenalne sceny walki, zapierające dech w piersiach efekty specjalne i to wszystko przy akompaniamencie świetnej ścieżki dźwiękowej. Idźcie, najlepiej do Imaxa. Ja niestety byłem na zwykłym seansie, ale bardzo możliwe, że skuszę się na absolute cinema experience, jak to reklamują.

Tytuł polski: Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni
Tytuł oryginalny: Shang-Chi and the Legend of the Ten Rings
Wydawca: Disney
Producent:
Reżyser: Destin Daniel Cretton
Scenarzysta: Dave Callaham, Destin Daniel Cretton, Andrew Lanham
Gatunek: Superhero, akcji, przygody, fantasy, sci-fi
Data premiery: 3.09.2021 
Obsada: Simu Liu, Awkwafina, Tony Chiu-Wai Leung, Meng’er Zhang, Fala Chen, Michelle Yeoh

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Jurek Kiryczuk
Jurek Kiryczuk
Za dnia programista, w nocy maniak popkulturowy, który ogląda zdecydowanie za dużo seriali. Oprócz tego pochłania masowo komiksy, filmy oraz gry. Nie lubi dyskutować o muzyce, bo uważa, że każdy gatunek ma w sobie coś do zaoferowania, a sama muzyka powinna łączyć, a nie dzielić ludzi. Dusza humanisty zamknięta w ciele ścisłowca dostaje swoją chwilę, pisząc teksty na tym portalu. Oprócz popkultury i nowinek technologicznych lubi napić się dobrego piwa, a także zasłuchiwać się w podcastach.
Zazwyczaj to ja wypowiadam znienawidzony przez ludzi zwrot „a nie mówiłem?”. Tym razem bardzo się myliłem myśląc, że ten film będzie słaby, nudny i niepotrzebny. Shang-Chi okazał się ciekawym, wciągającym i pięknym widowiskiem, do którego na pewno jeszcze wrócę. Niestety ostały się w nim...Marvel zmiótł mnie z planszy. Recenzja filmu Shang-Chi i legenda dziesięciu pierścieni
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki