SIEĆ NERDHEIM:

A gdyby zobaczyć świat oczami kogoś innego? Recenzja komiksu Nomen Omen

KorektaLilavati

Okładka

Nietuzinkowa, enigmatyczna, lekko przerażająca – te przymiotniki najbardziej cisną się na usta w momencie oglądania okładki jednej z wielu marcowych nowości wydawnictwa Non Stop Comics. Jednakowoż nie była ona jedynym powodem zainteresowania tą pozycją. Zapowiadana tajemnica, nadprzyrodzone sprawy, magia? Całkowicie moje klimaty. Sprawiło to, że nie mogłem przejść obok tego komiksu obojętnie, ale niestety pozostawił on lekki niedosyt.

Skoro tekst ten rozpocząłem od okładki, to pociągnę temat oprawy artystycznej, ponieważ jest to najmocniejsza strona komiksu. Świat przedstawiony jest obserwowany z perspektywy tego, jak widzi go główna bohaterka. Ze względu na fakt, że cierpi ona na achromatopsję (nie widzi kolorów), to my także przez większość lektury nie doświadczymy spotkania z barwami. W pełni kolorowy jest natomiast prolog historii obserwowany z perspektywy matek głównej bohaterki, który już teraz możecie przeczytać za sprawą uprzejmości Non Stop Comics.

Normalne kadry

Większość jest tu słowem kluczowym, ponieważ wraz z postępem fabuły coraz częściej pojawiają się kolorowe elementy, a potem nawet pełne kadry. Jest to spowodowane tym, że protagonistka zauważa magię w postaci barw. To wielce interesujący zabieg, który nie męczy ani nie nudzi. Momenty, gdy bohaterka wkracza w magiczny wymiar, są narysowane w całkiem innym, lekkim stylu, opartym na samych różnicach barw, a nie konturach, jak w przypadku świata realnego. Pomimo tak ogromnej rozbieżności komponuje się to w bardzo ładną oprawę. Generalnie oba typy rysunków są wykonane bardzo estetycznie i przyjemnie dla oka, co było dla mnie sporym zaskoczeniem, ponieważ ze sztuką artysty – Jacopo Camagniego – spotkałem się już w Hawkeye kontra Deadpool, gdzie co prawda współpracował on z innym twórcą, ale grafiki były bardzo proste, szorstkie i niezbyt przyjemne, powiedziałbym wręcz, że trochę karykaturalne – co aż tak nie dziwi, biorąc pod uwagę bohatera, ale my tu nie o tym.

Elementy magiczne

Niestety sprawa ma się dużo gorzej, jeśli chodzi o kwestię fabuły. Komiks oferuje sztampową historię, w której na pozór normalna nastolatka, okraszona jakimiś dodatkowymi cechami, okazuje się w dany sposób wyjątkowa. W tym wypadku jest to fakt bycia czarownicą. Oczywiście tego typu klasyczne zarysy często potrafią zaoferować coś więcej i mieć bardzo dobrze grające dodatkowe elementy. Choć tytuł posiada takowe rzeczy i opowiem o nich później, to wykłada się na podstawowej sprawie, która niszczy cały odbiór. Brak tutaj logicznej struktury zdarzeń, z których coś wynika. Pierwszą połowę komiksu czyta się po prostu fatalnie. Mnóstwo nic nie wnoszących dialogów, służących tylko, by umiejscowić postacie w danym miejscu, zdarzenia i interakcje nie mające wpływu na dalszą fabułę, ciągłe przeskoki między narracją pomiędzy grupką bohaterów a pojedynkiem sił dobra ze złem. Ta walka sama w sobie nie przyniosła nic znaczącego. Przepraszam, jeśli ktoś uzna to, co teraz napiszę, za spoiler ale – ukazywane przez wiele stron fragmentów walki, ostatecznie sprowadzającej się do krótkiego pojedynku na środku drogi, który został nagrany i jedyne, co z niego wynikło, to kara dla kompletnie obojętnej czytelnikowi postaci. Ja przepraszam, ale tak się po prostu nie pisze. Po ponownej analizie zaczyna to mieć jakiś sens, ale przy pierwszym czytaniu wprowadza tylko chaos i utrudnia czerpanie przyjemności z odbioru, przez zastanawianie się, o co właściwie chodzi.

Magiczna przestrzeń

Bardzo to niestety niszczy odbiór komiksu, który oferuje fajne i dynamiczne relacje między postaciami, sporo ciekawych dialogów i nawiązań do popkultury i życia. Jeśli chodzi o dialogi bohaterów, to ich styl jest bardzo naturalny; przekonujący, że w taki sposób rozmawiają młode dwudziestoparoletnie osoby. Poruszane są także motywy z mitologii celtyckiej, niestety ten wątek nie jest w żaden sposób szerzej rozwinięty i sprowadza się tylko do użycia nazw.

Wszystkie te elementy dają dużo frajdy, niestety zaczyna się to dostrzegać w drugiej połowie, kiedy pewne rzeczy zostaną wyjaśnione.

Pierwszy tom serii Nomen Omen pozostawia wiele do życzenia, ale ma w sobie spory potencjał. Trzeba pochwalić wydawnictwo Non Stop Comics za wydanie komiksu europejskiego i z tego powodu mam zamiar dać tej serii jeszcze szansę, ale na razie ocena pozostaje niższa, niż bym chciał.

Serdecznie dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics za udostępnienie egzemplarza do recenzji.

SZCZEGÓŁY:

Tytuł: Nomen Omen
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Autorzy: Marco B. Bucci, Jacopo Camagni
Typ: komiks
Data premiery: 2019
Liczba stron: 98

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Jurek Kiryczuk
Jurek Kiryczuk
Za dnia programista, w nocy maniak popkulturowy, który ogląda zdecydowanie za dużo seriali. Oprócz tego pochłania masowo komiksy, filmy oraz gry. Nie lubi dyskutować o muzyce, bo uważa, że każdy gatunek ma w sobie coś do zaoferowania, a sama muzyka powinna łączyć, a nie dzielić ludzi. Dusza humanisty zamknięta w ciele ścisłowca dostaje swoją chwilę, pisząc teksty na tym portalu. Oprócz popkultury i nowinek technologicznych lubi napić się dobrego piwa, a także zasłuchiwać się w podcastach.
<p><strong>Plusy:</strong><br /> +super rysunki<br /> + rzeczywiste dialogi powodujące uśmiech czytelników<br /> + nawiązania do mitologii celtyckiej</p> <p><strong>Minusy:</strong><br /> – poszarpana fabuła wprowadzającą zakłopotanie w odbiorze komiksu<br /> – sztampowa historia<br /> – dużo niepotrzebnych i nigdzie nie zmierzających elementów</p> A gdyby zobaczyć świat oczami kogoś innego? Recenzja komiksu Nomen Omen
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki