Polityka na pewno nie jest jedną z dziedzin, którymi się interesuję. Wprawdzie to i owo dociera do moich uszu – trudno byłoby inaczej, skoro w naszym kraju nie mówi się o niej, a wręcz krzyczy – ale nie zagłębiam się szczególnie w te newsy, a jej samej unikam jak ognia. Nuda. Patos. Kłamstwa. Nie tego szukam. Dlaczego więc sięgnąłem po March? Moją uwagę przykuła szata graficzna w wykonaniu Nate’a Powella, stwierdziłem więc, że nawet jeśli fabuła okaże się kiepska, zawsze zostaną cieszące oko ilustracje. Na szczęście także treść okazała się czymś bardzo dobrym, wciągając w świat i losy czarnoskórego kongresmena, którego życie prowadzi nas z farmy na wielkie salony. Ale czy to rzeczywiście spełnienie american dream?
Rok 1965. Młody John Lewis znajduje się wśród walczących o prawa człowieka aktywistów, którzy w trakcie marszu z Selmy do Montgomery zostają zatrzymani na moście Edmund Pettus Bridge przez żołnierzy z Alabamy. Między obiema grupami wywiązuje się walka i…
…przenosimy się do roku 2009. Ten sam John Lewis jest teraz kongresmenem i czeka na zaprzysiężenie Baracka Obamy. Spotkanie w swoim biurze z kobietą z Atlanty i jej dwoma synami staje się iskrą dla snucia wspomnień. Zaczyna więc opowiadać gościom swoje życie, zaczynając od dzieciństwa spędzonego na farmie. Jak jednak chłopiec, który zajmował się kurczakami i marzył o zastaniu kaznodzieją, stał się ostatecznie politykiem?
Wbrew temu, co może się wydawać po powyższym opisie, March to naprawdę ciekawy i wcale nie patetyczny komiks. Chociaż oparty na wspomnieniach Lewisa, nie jest pomnikiem – to opowieść człowieka o nim samym, o jego życiu, które potoczyło się tak, że doprowadziło go na szczyty politycznej kariery. Niesie to ze sobą wszystkie plusy i minusy typowe dla autobiografii, ale jednocześnie pozostaje bardzo ciekawe i w świetny sposób poprowadzone. Sam początek doskonale odzwierciedla życie kongresmana – od walki z żołnierzami po wysokie stanowisko. Od upadku do wzlotu. I tak przez cały czas. Ale scenariusz nie nudzi, nie stawia też (przynajmniej w przesadny sposób) na tanie emocje i wciąga umiejętnym potraktowaniem tematu. Mogło się nie udać, w końcu za napisanie scenariusza zabrał się związany z Lewisem Andrew Aydin. Jednak swoją młodzieńczą fascynację komiksami zdołał on przekuć w konkretną fabułę spisaną z wyczuciem materii.
Najlepiej jednak i tak wypadają rysunki Nate’a Powella. Jego nacechowane mangową dynamiką kadrowanie i sceny, kiedy na pierwszy plan wysuwa się „prędkość”, przypominają pod pewnymi względami znakomity album Miejsca. Mają jednak własny, brudny charakter, w którym mimo znaczącego udziału czerni i cieni, udało się zachować pewne ciepło. Plenery natomiast, a także nocne ujęcia miasta, kiedy Powell znakomicie operuje światłocieniem, naprawdę przykuwają wzrok.
Podsumowując: March to naprawdę znakomity komiks, który trudny, suchy temat podaje w sposób lekki, soczysty. Nie jest to wybitne dzieło, ale daleko mu też do typowych, prostych komiksów. Poza tym zdobył tak duże uznanie, że trafił nawet do szkół, a to jednak o czymś świadczy. Jeśli więc lubicie niebanalne, dobrze opowiedziane komiksy dla ambitniejszego czytelnika, będziecie zadowoleni. Szczególnie, że to dopiero pierwszy z trzech tomów.
SZCZEGÓŁY:
Tytuł: March: Book One
Wydawnictwo: Top Shelf Productions
Autorzy: John Lewis, Andrew Aydin, Nate Powell
Typ: komiks polityczny
Data premiery: 2013
Liczba stron: 128