SIEĆ NERDHEIM:

Nostalgiczna przygoda. Recenzja komiksu Luc Junior

Okładka mogłaby być trochę bardziej zachęcająca, ale jest zgodnie z wydaniami zagranicznymi.

Czas na wyznania – Jedynym kontaktem jaki do niedawna miałem z komiksami René Goscinnego były jakieś przypadkowe komiksy z Asteriksem i Lakim Lukiem, które wygrzebałem z pudła na świetlicy w podstawówce. Iznoguda przeczytałem dopiero w tym roku, żaden ze mnie koneser historii komiksu. Jak więc takie indywiduum jak ja, ignorant kompletny, powinien się zabrać za recenzowanie komiksu poprzedzającego największe dzieła jednego z najczęściej tłumaczonych autorów na świecie (Goscinny jest obecnie na 22 pozycji, wyprzedzając np Tolstoya i Dickensa)? Na luzie, na wyjebce wręcz za przeproszeniem, ale z szacunkiem. To pasuje do opisywanego materiału.

Przede wszystkim musicie przyszykować się na czytanie, bo spora część tego albumu to materiały dodatkowe, będzie jakieś 30 stron archiwalnego dobra, szkiców i przede wszystkim historii. Wielu recenzentów w swoich tekstach z pewnością opowie wam, kim Goscinny był i jak doszło do powstania Luca Juniora. Moim zdaniem nie ma to absolutnie sensu, bo jeśli się tym komiksem zainteresujecie, to będziecie mieli okazję o tych wszystkich szczegółach przeczytać sami. Zawsze pochwalam bonusy w wydaniach twardooprawowych, a przy charakterze tego wydania taka stosunkowo obszerna opisówka jest wręcz obowiązkowa. Dzięki temu też rzecz jest bardziej przystępna dla entuzjastów komiksów innego rodzaju, ze mną włącznie.

Nie jest trudno się domyślić, od czego gazeta „Krzyk” wzięła swoją nazwę.

Poza dydaktyką w środku znajdziemy głównie siedem przygód tytułowego Luca Juniora – młodego cwaniackiego reportera, towarzyszącego mu wiernie niezdarnego fotografa Ciaptaka i zakatarzonego psa Alfonsa. Bichromiczne plansze wydane w latach 1954-1957, pierwotnie jako część La Libre Junior – dodatku do belgijskiej gazety La Libre Belgique, tutaj mamy okazję zobaczyć w pełnym kolorze. Będące na początku z założenia kopią Tintina historie to w lekkim uproszczeniu przygodowe komedyjki sytuacyjne, w których nasi bohaterowie wplątują się w przeróżne draki, szukając złotych tematów na reportaże dla zatrudniającej ich gazety Krzyk. Ciężki to kawałek chleba, więc goniąc za sensacją, ekipa z żółtego gruchota trafia do egzotycznych krajów, do więzienia, bierze udział w dochodzeniach kryminalnych, a nawet wywala w kosmos, teoretycznie.

No i co ja mam rzec, poza tym, że to przyjemna lektura? Lata łojenia wyłącznie komiksów superbohaterskich najwyraźniej nie znieczuliły mnie na uroczy humor lat 50. Oczywiście wielka w tym zasługa duetu autorów. René Goscinny i Albert Uderzo twórczo musieli dogadywać się perfekcyjnie i czego jeden w scenariuszu nie dopisał, to drugi dorysował na planszach. Żarty w Lucu Juniorze raczej nie zaskoczą was błyskotliwością i złożeniem, to bardziej humor przypadku i niekiedy delikatnego absurdu, ale jego elegancja polega na doskonałym wyczuciu sytuacji i nieustannie nakładających się warstwach pozornie prostych gagów. Jeden mały uśmieszek łączy się z drugim i czasem faktycznie można w kulminacyjnym efekcie skończyć z bananem na ryju. Nawet kilka cyklicznych żartów (a te zwykle mnie irytują) dzięki umiarowi wzbudziło moją sympatię. Ba, gdy regularnie wyjeżdżający z redakcji na pełnym gazie motocykl roznosiciela zastąpiony został furgonetką, przyłapałem się na chwilowym suszeniu zębów.

Ogromne znaczenie ma też urok rysunków, kto robotę Uderzo zna z Asteriksa, ten na pewno już wie, jak imponująca jest jego kreska. To prostota, nie prostactwo, doskonały przykład artysty, który radość ze swojej pracy przelewa na ilustracje. Strona graficzna tutaj przekazuje tak dużo, że tekstowa ekspozycja jest na szczęście zupełnie zbędna, tak właśnie powinny wyglądać komiksy. Oczywiście próżno szukać tutaj czegoś spektakularnego, ale jak na tak wiekowe dzieło, całkowicie cartoonowe i karykaturalne stylistycznie zresztą, staranność rysownika robi wrażenie. Nie ma miejsca na nudę, a wygłupy częściej oglądamy niż o nich czytamy. Warto też docenić doskonały character design – ja wiem, że ocenianie ludzi po wyglądzie to świństwo, ale w tak wyrazistej stylistyce cudownie jest dowiedzieć się czegoś o postaci już przy pierwszy kontakcie wzrokowym.

Samotny ocean okazuje się być mocno zaludniony.

Z drugiej strony jest to też staroć i choć nie jest to szczególnie odczuwalne pod względem przystępności, ilustracji czy tempa narracji (przegadane ramoty superbohaterskie z lat 70. są dużo gorsze), to nie każdemu podejdą wszystkie żarty, a i fabuła może nieco rozczarować. Przede wszystkim tytułowy Luc Junior, niby wschodząca gwiazda reportażu, geniusz i odważny poszukiwacz prawdy, tak naprawdę jest oportunistą płynącym na fali przychylnego losu. Niewiele sukcesów jest dziełem jego faktycznych starań, a jego entuzjazm polega głównie na narażaniu biednego Ciaptaka na szkodę (może dlatego szefo go tak lubi, robi dokładnie to samo). Nie do końca go polubiłem, reszta ekipy jest fajniejsza. Warto też pamiętać, że ten komiks to wytwór nieco innych czasów i obecny tu humor może być nieco niedelikatny kulturowo i obyczajowo. Ja wiem, staruchy zaraz zakrzykną „Kiedyś to było, teraz już nie można z niczego żartować!”, ale śmieszki typu „Hehe, niezdarny grubas jest głodny” i generalizujące podejście do przedstawicieli innych kultur nie bez powodu odeszły do lamusa. Jak na tamte czasy było pewnie postępowo, uprzedzam po prostu bardziej wyczulonych odbiorców.

Klawy kawałek historii, ten Luc Junior, cieszę się, że mam ten komiks na półce i z pewnością będę bez wahania brał kolejne, planowane już albumy z dziełami Goscinnego. Z jednej strony jest to dziecko poprzedniej ery, człapiące daleko w tyle za poziomem technicznym i humorystycznym młodszych kolegów. Z drugiej to staruszek dziarski, który w prostych słowach ma bardzo wiele do przekazania i z ogromną charyzmą oraz humorem opowiada nam, jak to kiedyś nie trzeba było odwalać piruetów, by zadowolić publikę. Wystarczyło potraktować odbiorcę z szacunkiem i zaproponować mu dawkę swojej pasji przekutej z sercem w formę krótkich historii obrazkowych. Goscinny i Uderzo są w tej sztuce mistrzami.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Luc Junior
Wydawnictwo: Egmont
Autorzy: René Goscinny, Albert Uderzo
Tłumaczenie: Marek Puszczewicz
Typ: komiks
Gatunek: kryminał, thriller
Data premiery: 09.11.2022
Liczba stron: 232
EAN: 9788328155558

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
spot_img
Czas na wyznania – Jedynym kontaktem jaki do niedawna miałem z komiksami René Goscinnego były jakieś przypadkowe komiksy z Asteriksem i Lakim Lukiem, które wygrzebałem z pudła na świetlicy w podstawówce. Iznoguda przeczytałem dopiero w tym roku, żaden ze mnie koneser historii komiksu. Jak...Nostalgiczna przygoda. Recenzja komiksu Luc Junior
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki