SIEĆ NERDHEIM:

Kultowa przeciętność. Recenzja komiksu Heavy Liquid

Okładka aż się prosi o jakiś holograf, no ale jest jak jest.

Nie lubię takich sytuacji, jestem konformistą i na dodatek w głębi czarnego serduszka chciałbym, aby inni mnie lubili. Sam też raczej nie jestem czepialski, lubię rzeczy (tak ogólnie), nie wybrzydzam i rzadko oceniam coś źle. Kiedy więc biorę w łapy komiks autorstwa jakiegoś uznanego mistrza i po lekturze stwierdzam, że ni cholery nie rozumiem zachwytów, zaczynam się bać. Super, będzie bicie w internetach, nieznani mi ludzie pomyślą sobie o mnie coś złego, bo Heavy Liquid to… no kurde, nic specjalnego.

Historia stara jak świat (a przynajmniej jak popkultura). Przyszłość, taki prawie cyberpunk pozbawiony niemalże wszystkiego, co ten gatunek czyni mocno już przegrzebaną piaskownicą. W atmosferze i oprawie zbliżonej do neo-noir toczą się losy Stoogesa. Główny bohater, którego nieprzypadkowo muzyczne imię zwykle skracane jest do „S”, to takie połączenie Nicka Cave’a i Micka Jaggera, albo Kruka i stereotypowego defektywnego detektywa jeśli wolicie w takie bierki grać. Wiele rzeczy można o nim mówić, ale z pewnością jest pionierem. Zastanawialiście się kiedyś, jaki był człowiek, który pierwszy wykminił, że odpowiednio zepsuty ogórek będzie pyszny, a chlebek można upiec jeszcze raz? Stooges poszedł krok dalej i po podgrzaniu dziwacznej, tajemniczej substancji – tytułowej ciężkiej cieczy właśnie – wpierdzielił ją sobie do ucha. Tym samym stał się jednym z bardzo nielicznych ludzi, którzy wiedzą, że dziwaczny płyn ma odjechane działanie narkotyczne (i nie tylko, ale to już spoiler).

Za oknem parada, w sercu futurystyczna dekadencja.

Jak to zwykle z narkołykami wszelkiej maści bywa, uzależnienie wpędza melancholijnego buntownika w tarapaty zapewniające czytelnikowi drugi wątek, urozmaicenie teoretycznego trzonu fabularnego. Ścigająca go banda kompletnie niekompetentnych, zamaskowanych gangsterów przeszkadza mu bowiem w intratnym zleceniu. Bogaty ekscentryk, jak to tacy mają w zwyczaju, wymyślił sobie, że do szczęścia brakuje mu rzeźby stworzonej częściowo z ciężkiej cieczy. Rzeźby stworzonej przez konkretną artystkę, która oczywiście zapadła się pod ziemię. Dziwnym zbiegiem okoliczności (malkontent dostrzegłby tu mocne znamiona naciągania) kobieta okazuje się być dawną znajomą Stoogesa, taką naprawdę bliską.

Złośliwy jestem? Trochę, ale sami przyznacie, że nawet z opisu to wszystko brzmi mało subtelnie, grube nici widać gołym okiem. Dla zrównoważenia dorzucę więc garść zdecydowanych plusów. Heavy Liquid nie jest nudnym komiksem – tempo akcji utrzymuje uwagę, momenty przemyśleń przeplatają się z szczodrze dawkowaną, intensywną nawalanką. Stooges w roli narratora pierdzieli jakieś dekadenckie kocopoły, które w sumie pasują do atmosfery mało pozytywnej przyszłości i jego charakteru, jaki by on nie był (ale o tym za chwilę). Obsada też jest bogata, barwnych postaci nie brakuje, choć części z nich przydałoby się nieco więcej uwagi.

Nick Cave and the Bad Drugs

Tylko, kurde, co z tego, skoro cała fabuła (zarówno wątek główny tylko teoretycznie i faktycznie istotna kwestia ciężkiej cieczy) nie prowadzi do niczego? Protagonista to krawędziowy buc, buntownik z lekko tylko zarysowanym powodem i trudno z nim sympatyzować. Ani dobroserduszkowa strona jego charakteru, ani buntowniczy duch, nie są wystarczająco wyraziste, by nadać mu temperament, a tego w Heavy Liquid odczuwalnie brakuje. Sam setting również zbyt mało wprowadza nas w realia zjebanego świata, choć podoba mi się odejście od łopatologicznego przedstawienia dystopii. Za mało cyberpunku w tym cyberpunku. Główną bolączką tego komiksu jest więc zwyczajna miałkość, niewykorzystany potencjał elementów z kiełkującym jedynie kolorytem. Muszę z drugiej strony przyznać, że paradoksalnie podoba mi się mocno odjechane rozwiązanie tajemnicy ciężkiej cieczy – w bladym otoczeniu przerysowany i naciągany pomysł błyszczy.

Wyrazista jest za to strona graficzna, nie zaprzeczę, ale jak genialnym ilustratorem Paul Pope by nie był, Heavy Liquid wydaje mi się jego najsłabszym dziełem. Na plus działa zdecydowanie rozpoznawalność jego kreski, kolosalnie grube kontury, chaos powszechnej czerni, kadry zalane kształtami, z których powoli wydłubujemy znaczenie. Koleś popada czasem w kreślarskie szaleństwo z dynamiką, mordy się wykrzywiają i trudno o nudę. Niestety trudno też często o czytelność – większość plansz to poszarpana czerń z jednym lub dwoma kolorami w tle i choć podkreśla to wyjątkowy klimat, to te rysunki bardziej nadawałyby się na ścianę na wystawie sztuki komiksowej. To ilustracje ze zmyślonego przeze mnie na potrzeby tego tekstu, artystoskiego artbooka zatytułowanego Bathed in ink (zastrzegł bym sobie tytuł, ale już jest zajęty). Często kapitalne, czasem nie tylko pozornie niedbałe, ale mało przyjemne w odbiorze. To zaskakujące, zwłaszcza przy całkiem skutecznej sekwencyjności.

Ale czajniczek to mam praktycznie identyczny.

Przepraszam więc, ale nie rozumiem podjarki. Mógłbym oczywiście poczytać recenzje większych entuzjastów tej pozycji, ale po co? Jestem podatny na sugestie – pewnie zobaczyłbym w Heavy Liquid coś, czego samodzielnie nie dostrzegam, a chyba nie do końca o to chodzi w doświadczaniu sztuki. Ja ten komiks odbieram jako naprawdę solidną paczuszkę nie do końca wykorzystanych pomysłów i wyjątkowych ilustracji, które średnio funkcjonują w swojej roli. Ciekawy koncept w bardzo wdzięcznym settingu i świetny przykład tego, jak to bardzo dobra rzecz może wypaść słabiej tylko dlatego, że ktoś nam naopowiadał bajek podnoszących oczekiwania. Bez absolutnie żadnego kontekstu pewnie byłbym bardziej zadowolony.

SZCZEGÓŁY:
Tytuł: Heavy Liquid
Wydawnictwo: Non Stop Comics
Scenariusz: Paul Pope
Rysunki: Paul Pope
Tłumaczenie: Paweł Bulski
Typ: komiks
Gatunek: kryminał, science-fiction
Data premiery: 27.04.2022
Liczba stron: 266
ISBN: 978-83-8230-269-1

Bądź na bieżąco z naszymi recenzjami. Obserwuj Nerdheim w Google News

komentarze

Subskrybuj
Powiadom o
guest
To pole jest wymagane. Przed jego zaznaczeniem koniecznie zapoznaj się z podlinkowanym dokumentem
0 komentarzy
Inline Feedbacks
Zobacz wszystkie kometarze
Rafał "yaiez" Piernikowski
Rafał "yaiez" Piernikowski
Piszę o głupotach od kiedy tylko nauczyłem się, jak wyglądają literki. Od fanowskiego systemu RPG w czasach podstawówki i opowiadań w ramach lore uniwersum Warcrafta przeszedłem do kulturowej grafomanii. Od lat prowadzę bloga muzycznego Nieregularnie Relacjonowana Temperatura Hałasu, tylko troszkę krócej działam w redakcji Nerdheim. Jako anglista z wykształcenia język traktuję swobodnie, dopóki spełnia swoją funkcję użytkową, co jest zręcznym usprawiedliwieniem mojego nieposzanowania podstawowych zasad. Zawodowo zajmuję się ubezpieczeniami na rynek USA. Prywatnie katuję skrzeczącą muzykę, tony komiksów (Ameryka, Japonia, Europa w tej kolejności), gry video, planszóweczki i składam modele japońskich robotów.
Nie lubię takich sytuacji, jestem konformistą i na dodatek w głębi czarnego serduszka chciałbym, aby inni mnie lubili. Sam też raczej nie jestem czepialski, lubię rzeczy (tak ogólnie), nie wybrzydzam i rzadko oceniam coś źle. Kiedy więc biorę w łapy komiks autorstwa jakiegoś uznanego...Kultowa przeciętność. Recenzja komiksu Heavy Liquid
Włącz powiadomienia OK Nie, dzięki